1. Change Your Ways (5:18)
2. How Many More Times (6:22)
3. While You Were Sleeping (5:25)
4. We Can Make It If We Try (4:35)
5. The Aquila Suite
a) First Movement: Aquila (Introduction), Flight If The Gilden Bird (8:29)
b) Second Movement: Cloud Circle, The Hunter, The Hill (8:52)
c) Third Movement: Were Do I Belong, Aquila (Conclusion) (8:57)
Czas całkowity: 47:58
W 1969 roku kompozytor i gitarzysta Ralph Denyer opuścił swój macierzysty zespół Blonde on Blonde i założył kolejny – Aquila. Historia jakich wiele… Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że fakt, że w chwilę potem ukazała się jedyna płyta tej grupy. Grupy tak tajemniczej, że nie mamy do dziś żadnych zdjęć zespołu, nie wiemy z jakiego powodu i kiedy grupa się rozpadła. Należy przypuszczać że nastąpiło to gdzieś na początku roku 1971. I tak dobrze, że znamy skład…
Ralph Denyer - vocals, electric & acoustic guitars
Phil Childs - bass, piano
Martin Woodward - Hammond organ
George Lee - flute, saxophones
James Smith - drums, percussion
Praktycznie bez żadnej reklamy, co było również mocno tajemnicze, (jako że wytwórnią była RCA Victor, a więc potężna Firma, która nie oszczędzała na reklamie), w lipcu 1970 roku, cichutko na półkach sklepowych pojawił się album zatytułowany tak jak zespół – AQUILA. I tu kolejna zagadka – w RCA pracował cały sztab fachowców – jak to możliwe żeby tacy ludzie nie zorientowali się jaki skarb mają w rękach??? Była to bowiem fantastyczna, miejscami wręcz rewelacyjna muzyka, w którą gdyby zainwestowano jakiekolwiek pieniądze – historia rocka potoczyć by się mogła inaczej… Mamy tu 5 utworów, (przy czym druga strona winyla to jedna suita), 48 minut muzyki. Muzyki będącej mieszanką wczesnego, surowego proga z elementami jazzu i psychodelii. Na pierwszy plan często wysuwają się świetne solówki saksofonu i fletu. Do tego połamana rytmika, piękne hammondy świetna sekcja, dobry wokal, no i oczywiście gitara Ralpha – poezja… Kompletnie zapomniana (lub przeoczona…) perła europejskiego (walijskiego) rocka. Polecam wszystkim amatorom wczesnego proga, wielbicielom Hammondów (są wszechobecne) i długich suit z czasów narodzin MUZYKI. Fani prog-metalu usną z nudów…. Oczywiście jak zwykle moim, cholernie subiektywnym zdaniem…..