A+ A A-

The Big Red Spark

Oceń ten artykuł
(3 głosów)
(2010, album studyjny)
1. The Loose Ends (3:11)
2. Rainland (6:54)
3. A Million Differences (2:05)
4. Bad Weather Road (6:20)
5. I'm Not Crashing (4:36)
6. Building The Machine (3:16)
7. Refugee (2:24)
8. The Big Red Spark (4:51)
9. Weak Machine (3:28)
10. Activation (0:38)
11. The Final Act (2:36)
12. The Loose Ends pt II (2:42)
13. Wide Awake At Midnight (10:21)

Bonus Disc DVD
1. The Sarcasm Never Stops (5:17)
2. Ride (5:26)
3. Eat The Ashes (3:19)
4. Let's Get Invisible (4:02)
Simon Godfrey (vocals, rhythm guitars, drums)
Jim Sanders (lead guitar)
Paul Worwood (bass guitar)
Rob Ramsey (voice of the young Professor)
Iain Houston (voice of the Refugee)
Peter Godfrey (voice of the old Professor)
Jem Godfrey (Mellotron on Weak Machine)
Geoff Wootton (lead vocals on Ride)
Mike Varty (keyboards on Ride)
Więcej w tej kategorii: « Tinyfish

1 komentarz

  • Krzysztof Baran

    Ludzkość wyposażona jest w potężną maszynę. Jest nią umysł. Od wieków, za jego pomocą dążymy do stworzenia sobie jak najprostszych warunków egzystencji na naszej planecie. Rozmaite wynalazki pomagają nam w codziennym życiu. Technologiczne bajery umilają je nam w stopniu tak oszałamiającym, że chwilami wręcz zaczynamy tego nie rozumieć. Wraz z postępem technicznym idzie jednak kilka innych, często bardzo szkodliwych elementów. Żądza władzy nad tym wszystkim wywołuje wojny, choroby i zniszczenie. Potężne narzędzia, które mają nam wiele spraw uprościć, niezauważalnie obracają się przeciwko nam. Co będzie, gdy technika wytworzy sztuczną inteligencję, która zawładnie światem, a my - ojcowie, staniemy się jej marnymi niewolnikami? Do czego w ogóle zmierzamy? Czy przypadkiem coraz większymi krokami nie zbliża się wielki czerwony wybuch, który pochłonie wszystko to, co z mozołem odkryliśmy i z duchem czasu tworzymy?

    Futurystyczny temat wymykania się spod kontroli naszej cywilizacji ukazało wielu reżyserów filmowych. Daleko nie szukając wymienić można choćby legendarne 'Metropolis' czy kultowego 'Łowcę Androidów'. Rozmaite powieści fantasy (przykład: cykl Jamesa Blisha o Nowym Jorku rządzonym przez komputerowych władców miasta, czy seria 'Roboty' Isaaka Asimova), czy komiksy takie jak choćby 'Megalex' Alexandro Jodorovsky'ego, w którym cała planeta uzależniona od dragów była rządzona przez króla - cyborga, kipiały w pewnym okresie taką wizją końca naszego świata. Wszyscy zapowiadali w pewnym sensie pojawienie się w naszym życiu imperatywu, który początkowo niezwykle nam pomocny, może z łatwością obrócić się przeciwko nam. Pielęgnowany, udoskonalany może zrodzić sam w sobie sztuczną inteligencję, która sprawi, że nasze istnienie będzie wisiało na włosku. Czyżby to był internet?

    Zespół Tinyfish istnieje od 2004 roku. To zadziwiające jak bardzo grupa rozwinęła się przez te lata, będąc początkowo pubowym zespołem akustycznym. Wszystko zmieniło napotkanie Roba Ramseya, który tchnął w zespół nowego ducha. To właśnie on jest narratorem na płytach zespołu. Tinyfish wówczas zelektryfikowali się, a na kolejnych płytach zyskiwali coraz większy, brzmieniowy rozmach. Album 'The Big Red Spark' jest ich trzecim, studyjnym albumem. Jedno jest pewne, brzmi zdecydowanie najdojrzalej. Soczyście, z dopieszczonymi cal po calu partiami instrumentalnymi. Buduje znakomicie w głowach napięcie związane z tematem płyty, jednocześnie chwilami je... rozładowując, bo przecież niemal każda opowieść posiada nutkę optymizmu. Zresztą opowieść Tinyfish nie jest do końca aż tak pesymistyczna. To raczej rodzaj ostrzeżenia dla nas.

    Frontalną postacią na tym albumie jest... gitara. To ona rządzi niepodzielnie, podkreślając w znakomity sposób futurystyczny temat płyty. Jim Sanders, którego dłonie rodzą te świetne dźwięki, raz gra ostro, elektrycznie, chwilami nawet nieco psychodelicznie zawodząc, a za chwilę z polotem i fantazją, soczyście i ze smakiem. Obdarzony znakomitym głosem, Simon Godfrey (także gitarzysta rytmiczny i perkusista zespołu) śpiewa z charyzmą, potrafiąc głosem wspomóc tworzenie klimatu utworów. Klawisze budują w bardzo udany sposób atmosferę, przez co muzyka przez cały czas trwania albumu jest okraszona bardzo namacalną głębią dźwięku. Nie pojawiają się jednak bardzo często, a już niezwykle rzadko przejmują rolę wiodącą. Obok charakterystycznych dla dzisiejszych czasów syntezatorów mamy tu mellotron i klasyczne organy, które pojawiają się wyłącznie w tle. Pojawiają się też delikatne sample. Znakomicie chodzi bas! Paul Wornwood z całą pewnością uwielbia Geddy'ego Lee.

    Już od samego początku (The Loose Ends part I) jest bardzo tajemniczo. Głos narratora, Roba Ramseya i symfoniczny rozmach, w którym na chwilę wiodącą rolę przejmą syntezatory, wprowadzi nas w ten filmowo-powieściowo-komiksowy album. Muzyka grana przez Tinyfish charakteryzuje się dużą wielowątkowością, budowaną przez rozmaite zapożyczenia z rockowej przeszłości. I to nie tylko tej typowo progresywnej! I tak w drugim na płycie Rainland usłyszymy soczysty heavy rock. Chwilami dość przebojowo brzmiący, za chwile jednak bardzo połamany. To znakomity start płyty, który od razu zrobił na mnie spore wrażenie. Krótki przerywnik A Million Differences brzmi bardzo symfonicznie, budując powagę tematu albumu 'The Big Red Spark'. Teraz zrobi się bardzo burzowo. Sam tytuł na to wskazuje: Bad Weather Road, a wraz z nim dużo bardzo dobrej gry basu (i nie tylko) a'la Rush. Niespokojny to numer, poparty chwilami ostro płynącą gitarą. W końcówce utworu znów Tinyfish grają wybitnie heavyrockowo, ale w żadnym wypadku nie progmetalowo (gdzieś przeczytałem taką opinię na temat ich stylu i absolutnie się z nią nie zgadzam). Kolejny utwór I'm Not Crashing zabrzmi lekko psychodelicznie, nawet chwilami floydowsko. Pojawia się zresztą tu charakterystyczna, gilmourowsko brzmiąca gitara. Czas na utwór Building The Machine i tym razem nawiązanie do muzyki filmowej. Są smyczki, jest narracja, są bębny i werble. Wszystko to buduje atmosferę i wierzcie mi, przyprawia o gęsią skórkę. Zresztą kolejny krótki przerywnik zatytułowany Refugee także jest wycięty niczym z filmu. Słychać jak gdyby dźwięk kręcącej się taśmy filmowej, podczas kręcenia kolejnej sceny tego dreszczowca, oraz głos Iaina Houstona. Nadchodzi czas na najbardziej przebojową część płyty. Tytułowy utwór The Big Red Spark, ma za zadanie rozładować nieco emocje. To utwór nadający się znakomicie do radia, z przyjemną, melodyjną grą instrumentalną oraz rozśpiewanym refrenem. Czas na kolejny muzyczny element nieco odbiegający od rocka progresywnego. W krótkim Weak Machine gitara zagra niczym na pikniku country albo w klasycznym westernie, ale z drugiej strony zbuduje nietuzinkowy klimat. Krótkie Activation, z kolejnym fragmentem narracji przeniesie nas znów w psychodeliczny trans, poparty heavy rockową gitarą. Ta zagra tu znakomicie! Podobnie jak perkusja. Obydwie zbudują mocny trans. Teraz znów cofniemy się jak gdyby do początku płyty. The Loose Ends part II to niby, toczka w toczkę początek albumu, ale wyłącznie od strony instrumentalnej. Wsłuchajcie się w tekst. Nie będę zdradzał finału opowieści... Na koniec Tinyfish zafundują nam najdłuższy numer na płycie. W Wide Awake At Midnight będzie wszystko, co dotąd usłyszeliśmy. Będą więc przyjemne dla ucha melodie, psychodeliczna, gilmourowska gitara i chwilami niemal heavy rockowe (broń Boże progmetalowe!) brzmienie bandu. Będą też w głębi chórki a'la Steven Wilson z Porcupine Tree.

    W bonusie otrzymujemy jeszcze drugi krążek, tym razem DVD a na nim cztery dodatkowe utwory, utrzymane w rozmaitej konwencji. Jest tu także wywiad z zespołem trwający dobrze ponad 20 minut. Na okładce płyty nie znajdziecie logo zespołu. Jest za to wielki czerwony wybuch, nad zasnutą ciemnościami, planetą. Czy do tego właśnie zmierzamy?

    Przyznam szczerze, że nowy album Tinyfish 'Big Red Spark' zrobił na mnie ogromne wrażenie. W dzisiejszych czasach nie jest łatwo zaintrygować słuchacza. Muzykom Tinyfish z pewnością uda się to znakomicie. Jestem przekonany, że spora część z Was, po zapoznaniu się z tym materiałem co najmniej poczuje dreszczyk muzycznych emocji. Jest ich na tym albumie całe mnóstwo. W moim prywatnym rankingu to jeden z najbardziej udanych albumów mijającego dziesięciolecia. To pozycja przede wszystkim dla fanów takich zespołów jak: Pink Floyd, Rush czy Wishbone Ash, ale także, po drodze ku czasom bardziej współczesnym, zahaczająca o twórczość Porcupine Tree. Zaręczam jednak, że muzycy Tinyfish robią to na swój bardzo ciekawy, nietuzinkowy sposób.

    Ocena bez wahania: 5/5

    Krzysiek 'Jester' Baran

    Krzysztof Baran poniedziałek, 20, grudzień 2010 00:31 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Art Rock

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.