Tales

Oceń ten artykuł
(27 głosów)
(2010, album studyjny)
1. Welcome (0:50)
2. My Magic Song (4:46)
3. Scarlet Moon (3:54)
4. Fighting the Dragons (2:00)
5. Our Own Land (3:39)
6. Czarne Smoki (2:48)
7. Bridges We Shall Pass (5:11)
8. Tęczowy Most (3:10)
9. When the Bard Sings (2:32)
10. Circle of Bards (4:30)
11. Farewell (0:34)

   Czas całkowity: 31:54
Mariusz Migałka: vocals, lead & rhythm guitars

Guest musicians:
Mariusz Ostański: bass, percussions, orchestration, additional guitars (solo in "Scarlet Moon")
Sylwester Laskowski:  additiona lead guitars ("Czarne smoki", "When the Bard Sings", "Circle Of Bards")
Anna Bielecka: flutes
Więcej w tej kategorii: « Circle Of Bards

2 komentarzy

  • Paweł Tryba

    Rok minął odkąd miałem przyjemność przesłuchać demo Circle Of Bards. Jako, że była to przyjemność w znaczeniu dosłownym - często tę czynność powtarzałem i czekałem, czekałem na pełnowymiarowy album... A wieści z Lublina, gdzie stacjonuje dowodzący projektem Mariusz Migałka, nie zawsze były pomyślne. Circle miało pójść w odstawkę, bo Mariusz reaktywował swój hardrockowy projekt Mr Hyde. Tak się jednak nie stało - Mariusz podzielił swój czas między łojenie i swoje łagodne, akustyczne oblicze. W międzyczasie w Lublinie powstała firma Electrum Production, która - mówię to bez żadnego lizusostwa - zrobiła świetną robotę. Mianowicie: wzięła i wydała debiuty kilku tamtejszych kapel, które coś sobą reprezentowały. W tym właśnie Circle Of Bards. I oto trzymam w ręku ładnie wydany digipack z odpowiednio baśniowymi grafikami (także autorstwa Mariusza), z książeczką udającą nadgryziony zębem czasu manuskrypt - wszystko w imię wskrzeszenia dawnych wieków! Przyjemność dla oka - rzecz ważna, ale czym byłaby bez zawartej na Tales muzyki?

    Tym, którzy wcześniej z Circle się nie zetknęli, wyjaśniam: ten projekt to efekt fascynacji Mariusza Migałki... No właśnie, czym? Na pewno muzyką średniowiecznych i renesansowych minstreli, ich balladami miłosnymi i chansons de geste, ale też twórczością skandynawskich skaldów. Po części także tym delikatniejszym, baśniowym obliczem Blind Guardian (chyba nie tylko mi tytuł When the Bard Sings kojarzy się z pewnym utworem Niemców) czy Blackmore's Night. Trochę jest w tym poezji śpiewanej, od której Mariusz zresztą zaczynał i od której się ostatnio odcina (ale nie dość skutecznie - napisał zbyt inteligentne, wielowymiarowe teksty), mnóstwo folku. A wszystko to zawarł nasz Bard w kilkuminutowych balladach, z których połowę będziecie nucić po pierwszym przesłuchaniu, a resztę - po drugim. Migałka to po prostu wielkiej klasy kompozytor piosenek! W efekcie otrzymujemy płytę absolutnie szczerą, bo ujmującą wszystko, co autorowi w tej jasnej części duszy gra (ciemną nadal eksploatuje w Mr. Hyde) i zdolną zainteresować szerokie grono słuchaczy. Bo i fan Clannad z przyjemnością posłucha, i miłośnicy Jethro Tull zastrzygą uszami, i rycerski metalowiec może Tales puścić swojej białogłowie. A jeśli nawet słuchacz nie zalicza się do żadnej z tych grup - to i tak doceni piękne melodie.

    Nie jest moją rolą dyktowanie artystom co powinni robić, ale przyznam szczerze - cieszę się, że nie doszło do elektryfikacji składu, którą Mariusz swego czasu na naszych łamach zapowiadał. Owszem, pojawia się gitara basowa i perkusja, ale Opowieści nadal mają szlachetne akustyczne brzmienie, któremu ton nadaje gitara. Inne instrumenty, jak dudy czy flet, pojawiają się dokładnie tam, gdzie są potrzebne, aby nadać utworowi koloryt. Tales jest płytą nieprzedobrzoną, a to niestety częsty grzech. Nie mogę nie wspomnieć o klawiszach. Ileż razy w tego typu projektach słyszy się je wyciągnięte na pierwszy plan, na dodatek z barwą tak syntetyczną, że zęby bolą. Ale nie tutaj! Marusz Ostański ma pomysł na ciepłe, orkiestrowe brzmienia, ale jego partie pełnią w muzyce Circle Of Bards rolę służebną - są obecne tylko tam, gdzie potrzeba szczypty epickiego klimatu i wtopione są w miks dyskretnie, jako element tła. Brawo! Czasem naprawdę lepiej zagrać mniej, za to konkretnie.
    No i rzecz najważniejsza - śpiew Mariusza. Wręcz stworzony do opowiadania historii z przeszłości. Wysoki, czasem spokojny, kiedy indziej emocjonalnie rozedrgany. Migałka to w równej mierze wokalista i narrator. W anglojęzycznych utworach czasem nieco zbyt wyraźnie słychać polski akcent, ale to jedynie niewielki mankament.

    Na program płyty składa się dziewięć pełnowymiarowych pieśni i dwie miniaturki - na powitanie i pożegnanie.Witaj w naszym świecie śpiewa Migałka na początku, zapraszając do wędrówki po krainie, która, obawiam się, nigdy nie istniała. Toć rycerze w większości byli niewykształconymi rębajłami, ideał miłości dworskiej to wymysł literatów, a smoki to w ogóle bujda na resorach. Tylko co z tego, skoro taki właśnie obraz średniowiecza utrwalił się w naszych głowach dzięki bardom i bajarzom? Średniowiecze było piękne, wzniosłe i basta! A nawet jeśli nie było - to być powinno. Taka właśnie tęsknota za czymś lepszym, szlachetniejszym pobrzmiewa w Tales. Po powitaniu czeka nas utwór wręcz programowy - My Magic Song. Ale magia Mariusza to nie tani okultyzm, ale potęga wyobraźni, która może dać człowiekowi siłę w codziennym życiu. A wszystko to w takt ballady o spokojnej, refleksyjnej zwrotce i podniosłym refrenie, ze świetnym, epickim interludium i uspokojeniem w finale. Jak na cztery minuty - bardzo wielowątkowa kompozycja. Bardziej zdecydowany rytm (poparty grą perkusjonaliów) przynosi Scarlet Moon. Bardzo ciekawie prezentują się harmonie wokalne w finale utworu (zresztą to w ogóle znak firmowy Circle - czyżby efekt fascynacji maestro Kurschem?). Nie rozumiem dlaczego tak szybko kończy się Fighting the Dragons. Ta piosenka aż prosi się o mocniejsze rozwinięcie, a tak - ucięta jest jakby w połowie. Żywiołowe Our Own Land dużo zawdzięcza dudom - pojawia się celtycka nutka, trochę w duchu Tempest. Czarne smoki to jeden z dwóch zaśpiewanych po polsku utworów i bardzo dobrze - tak emocjonalny tekst powinien być w ojczystym języku wokalisty. Wspaniałe wyznanie miłości kobiecie. A do tego - magiczna partia gitary na początek i pod koniec. Bridges We Shall Pass ze spokojnej ballady w pewnym momencie przeradza się w utwór skoczny - ba! - wręcz taneczny, co jeszcze podkreśla pląsający flet Anny Bieleckiej. Zupełnie odmienną rolę ma ten instrument w Tęczowym Moście - tu raczej tonuje energiczny śpiew Mariusza, opowiadającego skandynawską legendę. When the Bard Sings to najbardziej zadumany utwór na płycie. I kolejne podkreślenie roli opowieści: Gdy bard śpiewa, wszyscy śnią na jawie. Jeszcze Circle Of Bards - godne podsumowanie albumu z konkluzją: Podtrzymujemy płomień w twym sercu. I klikudziesięciosekundowe pożegnanie.

    O! Co za pech! Znowu jestem w XXI wieku, a tak było pięknie w tym średniowieczu. Ale, ale - przecież tamto średniowiecze nie istniało, to tylko Krąg Bardów je wyczarował na 35 minut z dźwięków, słów i czystych uczuć. Wlał w serce otuchę, przypomniał o tym, co ważne. I to przesłanie wydaje się równie istotne co muzyka zespołu. Włączcie Tales, odpłyńcie na chwilkę do wymarzonego świata i wróćcie z energią, by nieco zmienić ten, w którym przyszło wam żyć.
    Moja ocena: 4,5/5.

    Paweł Tryba środa, 19, maj 2010 09:24 Link do komentarza
  • Adam Wołek

    Kiedyś podczas lektury mojego ukochanego Wiedźmina pomyślałem, że fajnie by było usłyszeć taką 'Jaskrową' interpretację magicznych czasów. STAŁO SIĘ!! Oto mamy Circle Of Bards, którego płyty 'TALES' słucha się z zapartym tchem od początku do końca. Kiedy się kładę i odpalam tę pozycję wyobraźnia zaczyna pracować. przenoszę się wtedy do świata smoków i miecza. Niby nic wielkiego, bo muzyka prosta, bez brawurowych solówek i pompatycznych zagrywek, ale mnie to wystarcza do upajania się tą pozycją. Pierwszy kawałek znakomicie przeprowadza nas przez bramy czarodziejskiego świata, gdzie wszystko jest ulotnym dziecięcym marzeniem.

    Mariusz Migałka stworzył pełne uroku dzieło, zapraszając znakomitych muzyków do jego realizacji. Sama produkcja albumu jest dobra, a Electrum przyzwyczaił nas do bardzo ładnie wydawanych pozycji, bo niejedna 'WIELKA' wytwórnia może się tego od nich uczyć. Wracając do CoB (nie mylić z Children of Bodom:)) to pozycja godna polecenia.... daję płycie 4,5/5 i proszę o jeszcze, i to szybko!!

    Adam Wołek środa, 19, maj 2010 09:24 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Folk Progresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.