Ark

Oceń ten artykuł
(23 głosów)
(2010, album studyjny)
1. Babylon (6:08)
2. The Bogus Man (6:11)
3. Wintersun (6:02)
4. Utopia (5:56)
5. Inferno (6:38)
6. This Boy (6:59)
7. The Devil And The DeepBlue Sea (7:35)
8. Crescent (9:35)

   Czas całkowity: 55:08
Brendan Perry: vocals, all instruments
Więcej w tej kategorii: « Eye Of The Hunter

1 komentarz

  • Paweł Tryba

    Dekada milczenia przerwana krótką i burzliwą reaktywacją Dead Can Dance. Zapowiedzi pracy nad nowym solowym albumem już od 2008 roku, nawet wypuszczenie w odmęty sieci nowego utworu Utopia (a ja, naiwniak, tak się wtedy na naszych łamach cieszyłem, że już, już posłuchamy znowu Brendana). Potem niezliczona ilość przełożonych terminów premiery (mimo sprzedaży Ark na koncertach Perry'ego od dłuższego już czasu). Jako fan Dead Can Dance, ze szczególnym naciskiem na brzydszą połowę duetu, powoli traciłem cierpliwość i sądzę, że nie tylko ja. Ale wiadomo było, że płyta w końcu wyjdzie, a ja zdawałem sobie sprawę, że choć zirytowany, i tak po Ark sięgnę. Nie będę powtarzał wytartego sloganu, że warto było czekać, bo przez ten czas mogłoby powstać kilka świetnych płyt (pani Gerrard się udało!), ale fakt jest faktem - ten album to Perry w znakomitej formie!

    Szczerze mówiąc przedpremierowo tu i tam wypuszczane w eter utwory z początku wzbudziły moje obawy. Ki diabeł? Brendan aż tak poszedł w elektronikę? Ano poszedł. Tak chciał, z resztą sam przyznał, że album oparty na syntezatorach łatwiej nagrać, kiedy chce się zrobić wszystko samemu (bo Ark to płyta ZUPEŁNIE solowa, umiejscowienie studia nagraniowego w opuszczonym kościele na wyspie sprzyja izolacji). Po kilku dniach spędzonych na katowaniu Ark w samotności i przy bliskich (godna odnotowania reakcja Babci: czy ten pan który śpiewa, modli się?) stwierdzam, że Perry'emu z elektroniką bardzo do twarzy. Z resztą nigdy od niej nie stronił, po prostu teraz wszedł w temat na całego. Mam takie wrażenie, że zrobił tu to samo, co na solowym debiucie, Eye Of The Hunter - podbił obcą krainę i zmienił ją według swej wizji. Eye... to był blues i country w służbie Brendana, teraz tę samą opowieść snuje przy użyciu innych środków. Brzmieniowa volta przy zachowaniu swojej tożsamości - coś takiego potrafią tylko wybitni muzycy!

    Osiem długich, hipnotycznych utworów. Różnorodne barwy syntezatorów, dobrane z wielką pieczołowitością. Ale przed wszystkim - rytm. Raz są to nisko osadzone plemienne bębny, kiedy indziej bity - novum w twórczości artysty, plus solidna porcja instrumentów etnicznych: dudy w Babylon, cymbały w Crescent i inne brzmienia, których identyfikacji się nie podejmuję, ale które są jak najbardziej na miejscu. Dzięki temu dostajemy świetną fuzję nowoczesności i klasycznego brzmienia Dead Can Dance. Czasem bywa całkiem chwytliwie (Utopia), kiedy indziej melodia jest tylko lekko zarysowana (Inferno, This Boy), ale zawsze chodzi o ten specyficzny trans, w którym miesza się Afryka, Orient i europejska wrażliwość Perry'ego. Całości dopełniają orkiestrowe sample nadające utworom z Ark rozmachu. Kiedy słucham tej płyty, mam wrażenie uczestnictwa w jakimś zapomnianym rytuale, ale jest to obrzęd odprawiany dziś, w samym środku naszej współczesnej, globalnej wioski, w której Brendan bardzo kompetentnie pełni obowiązki szamana. Powolne, mantryczne pieśni hipnotyzują, wymuszają coraz głębsze wsłuchiwanie się w Ark. A czy ten odrealniony klimat ma posmak bliskowschodni, jak w The Bogus Man czy triphopowy (smyczki w This Boy przywołują czasy świetności Portishead!), to już nie ma większego znaczenia, bo Ark to mimo bogactwa środków muzyczny i emocjonalny monolit. Znakiem zapytania była forma wokalna Perry'ego. Uspokajam - to Brendan jakiego pamiętamy. Matowy, wielowymiarowy śpiew, który potrafi wyczarować każdy nastrój. No, może poza optymistycznym, ale tego akurat nikt od niego nie oczekuje.

    Trudno z resztą o radość w głosie, kiedy śpiewa się takie teksty. Perry podszedł do liryków bez całego mistycznego sztafażu, jaki cechował jego słowa wcześniej. Napisał wprost. O degradacji środowiska naturalnego, o nieuczciwych politykach (piszę ten tekst w dniu wyborów prezydenckich, każdemu z kandydatów dedykuję wers z The Bogus Man - przymilny, zimnokrwisty gad), o potrzebie miłości i przebaczenia, także sobie samemu. Najbardziej przejmujące jest jednak Inferno, które bynajmniej nie opisuje jakiejś apokalipsy, a człowieka, który w swoim pokoju, w swoim wielkim telewizorze, widzi wszystko - wojny i rozejmy, miłość i nienawiść. I coraz bardziej obojętnieje. Przerażające, bo prawdziwe. Warto też wspomnieć o oprawie graficznej - zero plastiku, tylko tekturowa kilkakrotnie rozkładana koperta z intrygującymi zdjęciami, w których liczy się nie tyle treść, co kontrast między poszczególnymi kadrami. Jeszcze jeden argument przeciw internetowemu piractwu!

    Cieszę się, że ta płyta w końcu wyszła i że okazała się tym, czym chciałem żeby była - narkotykiem, którego nie potrafię odstawić. Tym bardziej cieszą mnie zapowiedzi dwóch kolejnych albumów Brendana, a potem - nowego materiału znów zjednoczonych Dead Can Dance! Mam tylko nadzieję, że Perry będzie potrafił te dwa szyldy rozgraniczyć i w DCD da więcej pograć żywym muzykom. No, ale to kwestia przyszłości. Teraz mam w ręku Ark i jeszcze nie wiem czy określić ją mianem arcydzieła (bo od swoich faworytów zawsze oczekuję więcej niż od reszty), ale na pewno płyty tej klasy wychodzą rzadko. Na razie daję 4,5/5, a jeśli po dłuższym z Ark obcowaniu stwierdzę, że jest to ocena za niska, zamieszczę sprostowanie na forum.

    Paweł Tryba niedziela, 20, czerwiec 2010 17:36 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Folk Progresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.