A+ A A-

From Voodoo To Zen

Oceń ten artykuł
(4 głosów)
(2019, album studyjny)

01. Ghost Horses - 5:53
02. The New Delta - 6:21
03. Dopamine - 4:51
04. Radionoize - 6:29
05. From Voodoo To Zen - 7:02
06. Nothing to Fear And Nothing To Doubt - 8:12
07. Eve White, Eve Black, Jane - 6:26

Czas całkowity - 45:14

- Maciej Karbowski - gitara, instrumenty klawiszowe
- Przemek Węgłowski - gitara basowa, instrumenty klawiszowe
- Tomasz Stołowski - perkusja

 

Więcej w tej kategorii: « Safehaven

1 komentarz

  • Gabriel Koleński

    Jest takie, trochę głupie i podobno nieprawdziwe powiedzenie, że starego psa nie da się nauczyć nowych sztuczek. Parafrazując, stary, a przynajmniej doświadczony zespół o wyrobionym brzmieniu nie powinien już niczym nowym zaskoczyć. Myślałem, że Tides From Nebula stanie się właśnie takim zespołem. Tym bardziej, że dwie ostatnie płyty warszawskiego kwartetu, a obecnie tria, choć udane i konsekwentne, nie dorównywały do poziomu dwóch pierwszych. Najnowszy krążek najważniejszego polskiego zespołu post rockowego, „From Voodoo to Zen” będzie dużym zaskoczeniem dla wszystkich.
    Sporo się pozmieniało w obozie TFN. Przede wszystkim, szeregi grupy opuścił wieloletni lider, kompozytor i gitarzysta Adam Waleszyński. Przyznaję się, że byłem jednym z tych, którzy najgłośniej krzyczeli, że ten zespół nie istnieje bez Adama. Byłem kiedyś na koncercie Tides From Nebula, gdy Waleszyński z przyczyn zdrowotnych nie uczestniczył w trasie i uważam, że występ był kompletnie bez wigoru. Jednak w tym roku w Toruniu panowie udowodnili, że istnieje życie bez dawnego lidera. Wtedy zacząłem myśleć, że to jednak może się udać. Na pocieszenie, niektóre kompozycje na nowym krążku powstały przy współudziale Adama, a jego gitarę można usłyszeć w dwóch utworach.
    „From Voodoo to Zen” trwa tylko 45 minut, więc o ile się nie mylę, jest to najkrótsza płyta Tides From Nebula. I chyba najbardziej intensywna, aczkolwiek takie przekonanie budzą głównie trzy pierwsze, bardzo dynamiczne utwory, które są napakowane po brzegi przeróżnymi motywami i melodiami. Praktycznie nie ma w nich chwili wytchnienia. I to jest zdecydowanie największe zaskoczenie. „Ghost Horses” i „The New Delta” są dość prosto skonstruowane pod względem rytmiki, ale ilość poszczególnych warstw i planów ponakładanych na siebie pozwoliła muzykom uniknąć banału i nudy. A w „Dopamine” panowie poszli na całość, żeby nie powiedzieć, że pojechali po bandzie. Trzeba mieć sporo odwagi, by post rockowej, tudzież progresywnej publiczności zaproponować prosty, łomoczący rytm w niemal tanecznym kawałku, przywodzącym na myśl dokonania The Chemical Brothers. Kolejnym utworom na płycie jest znacznie bliżej do dotychczasowej twórczości Tides From Nebula. „Radionoize”, tytułowy „From Voodoo to Zen” oraz „Nothing to Fear and Nothing to Doubt” rozwijają się spokojniej i są bardziej przejrzyste. Tu mamy główne motywy, które są starannie i delikatnie obudowywane, do czego zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Tytułowa kompozycja brzmi szczególnie majestatycznie, dzięki obecności partii dodatkowych instrumentów – skrzypiec, wiolonczeli, altówki i skrzydłówki (która chyba nawet w Polsce jest lepiej kojarzona jako flugelhorn). Utwór, który wieńczy album, „Eve White, Eve Black, Jane” jest swego rodzaju pomostem między pierwszą i drugą częścią płyty. Z początku wita nas mocny, prosty rytm, obudowany elektroniką oraz ciężki, przetworzony bas. Jednak po wyciszeniu rusza motyw kończący, który znacznie bardziej kojarzy się z tradycyjnym post rockiem.
    Trudno mi sobie wyobrazić, żeby Tides From Nebula mogli nagrać obecnie lepszy album. „From Voodoo to Zen” absolutnie niczego nie brakuje. Kompozycje są zróżnicowane brzmieniowo, choć wszystkie są bardzo nowoczesne, inaczej zostały porozkładane akcenty, co zdaje się, udowodniłem w poprzednim akapicie. Przede wszystkim słychać, że muzycy mieli mnóstwo bardzo dobrych pomysłów, które udało się skutecznie wykorzystać. Każdy utwór ma coś w sobie i przykuwa uwagę. Z drugiej strony, słuchając tego materiału nie ma się wrażenia przeładowania i jarmarczności. Wyjście poza skostniałą, post rockową formułę w kierunku większej, acz nienachalnej przebojowości mogło być i jest wyłącznie strzałem w dziesiątkę. Rozgadałem się nieco, ale bardzo mi się ten album podoba i zdecydowanie go polecam.
    Gabriel „Gonzo” Koleński

    Gabriel Koleński niedziela, 06, październik 2019 14:13 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Post Rock

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.