The Gates of Omega

Oceń ten artykuł
(7 głosów)
(2001, album studyjny)
CD 1 (45:30)
1. Forever chained (7:56)
2. 5 Years (6:27)
3. The Gates of Omega (27:03)
4. Moonsong (4:04)

CD 2 (54:54)
1. Home sweet home (16:20)
2. Castles of sand (11:44)
3. Stars and Tears (17:10)
4. Moonsong - The Conclusion (9:50)

Czas całkowity: 100:34
- David Cremoni ( guitars )
- Luca Palleschi ( vocals )
- Luca Dell'Anna ( keyboards )
- Cristiano Roversi ( stick & bass )
- Max Sorrentini ( drums )
Więcej w tej kategorii: « Moonsadness RoundMidnight »

1 komentarz

  • Aleksander Król

    Przy każdej nadarzającej się okazji zaznaczam że nie lubię neoprogresu. Ale starając się być uczciwym, przyznaję również, że jest kilka zespołów w tym gatunku, które lubię i posunąłem się nawet do tego, że postawiłem na półkach ich dyskografie. Ostatnio nawet ze zdumieniem przyjrzałem się ile tego jest...
    Jedną z najlepszych płyt w tym gatunku,(oczywiście moim cholernie subiektywnym zdaniem....) jest trzecia odsłona włoskiego Moongarden - 'The Gates of Omega'. Dwupłytowe dzieło wypełnione dostojną, spokojną muzyką w której słychać echa starego Genesis, solowego Hacketa, Gandalfa, Pink Floyd i Camela. Wokal angielski, więc pacjenci z zespołem nietolerancji językowej mogą przyjmować te dźwięki bez niebezpieczeństwa skutków ubocznych... Płyta ukazała się w 2001 roku. To ważne, bo muzycznie świat w tym czasie ostro przyspieszył, zaczęły powstawać niezliczone klony Dream Theater i zaczęło być w modzie mocniejsze i 'gęściejsze' granie.
    Tymczasem tu dosłownie słychać jak gra cisza... Urzekają cichutkie melotrony, spadające krople. Niesamowity klimat... Niemal namacalne piękno...
    Ponad 100 minut muzyki i jedynie 8 utworów. Stuminutowa, magiczna podróż w czasie, podczas której zostajemy przeniesieni do prawdziwego księżycowego ogrodu...(tytułowy, 27 minutowy 'The Gates of Omega').
    Pojawia się i piękna gitara i fajne klawiszowe solówki. Ale żeby nie było zbyt pięknie - muszę się do czegoś 'przyczepić'. Muzycznie nie mam do czego, wszystko jest OK. Natomiast sposób rejestracji dźwięków, a konkretnie perkusji jest katastrofalny. Tłukący się werbel na pierwszym planie brzmi jak puste wiadro... O ile w głośnych fragmentach jest to jeszcze do przejścia, to w cichych aż boli... A wystarczyło lekko przyciszyć...
    Ten drobiazg nie ma jednak wpływu na moją ocenę tego albumu - to jedno z najlepszych dzieł neoprogresu w historii gatunku, płyta może nie wybitna, ale piękna i warta poznania. Polecam wszystkim szukającym w muzyce PIĘKNA i spokoju...

    Aleksander Król czwartek, 15, grudzień 2011 01:17 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Włoski Rock Progresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.