Trzeci album włoskiego Trip'a został wydany równo rok po 'dwójce i dwa lata po debiucie. Zubożał i nieco się zmienił skład. Grupę opuścili doskonały gitarzysta Villiam Grey i perkusista Pino Sinnone a na ich miejsce pojawił się już tylko jeden muzyk - legendarny bębniarz Furio Chirico. Tym samym z kwartetu zrobiło się trio, a głównym instrumentem, już nie 'zagrożonym' przez gitarę, stały się klawisze. Muzycznie grupa coraz bardziej oscylowała w kierunku ELP i może trochę Le Orme, jednak ich kompozycje moim zdaniem są dużo ciekawsze. 'Atlantide' to 8 utworów i niespełna 31 minut muzyki. Muzyki doskonałej, potwierdzającej przynależność grupy do absolutnej czołówki włoskiego proga i światowej ekstraklasy muzycznej. Płytę rozpoczyna bardzo emersonowski numer, ponad 5-cio minutowy tytułowy 'Atlantide', z cudowną, rozbujaną sekcją i pianem, które umiejscawia Joe'go Vescovi górnych rejestrach listy światowych klawiszowców. I tak jest do końca płyty, oczywiście dochodzi jeszcze doskonały angielski wokal. Płyta została znakomicie nagrana i wyprodukowana, słucha jej się tak jakby była wydana wczoraj a nie 40 lat temu... Takie płyty pokazują różnicę między neoprogiem i starociami. W neoprogu - tony sprzętu, elektroniki, różnych sampli , sekwencerów, multiefektów itp , tu hammond, bas i perkusja. W neoprogu - ściana dźwięków, tu po prostu MUZYKA. Nie znaczy to oczywiście że neoprog jest zły, broń boże, też go nawet czasem słucham, ale mając do wyboru np taki Trip i cokolwiek z lat 90-tych, dla mnie wybór jest prosty... Tą płytę polecam również neoprogowcom - może dostrzegą różnicę, może się przekonają... A dla miłośników staroci - obowiązkowe zadanie domowe. Dla fanów ELP - jazda obowiązkowa....
Aleksander Król środa, 16, luty 2011 09:43 Link do komentarza