Drugi w kolejności album grupy. Wyraźnie 'przejściowy'. Po hard-progowej jedynce, przyszły zmiany. Narażę się teraz wielu 'szufladkowcom', ale zaryzykuję stwierdzenie że to pierwszy w historii album... heavy-metalowy! Z ogromnymi wpływami progresu. Oczywiście z zachowaniem skali i przymrużeniem oka... Ale coś chyba w tym jest. Zespół zastosował kilka nowinek, jak sfuzzowany bas, grający poza rytmiką krótkie sola (!!!) na równi z gitarą, atomową perkusję i aranże wokalne, których do tej pory nie było. Muzyka nabrała większego rozmachu, a kilka patentów, które muzycy wymyślili znajdujemy po blisko dwudziestu latach na płytach np. Iron Maiden. Niesamowite! Niespełna 29 minut wielkiej MUZYKI. Cztery utwory. Ale pomysłów jest w nich na osiem następnych. Nie ma ani sekundy nudy. Jeśli nagrywa się drugą płytę w tak skromnym składzie instrumentów (bas, gitara i perkusja), trzeba mieć naprawdę dużo do powiedzenia, żeby publika nie zasnęła po dziesięciu minutach. Oni mieli... W innych kapelach dość częstym i szalenie atrakcyjnym patentem są 'rozmowy' gitary z klawiszami, tu nie było klawiszy a chłopcy chcieli pogadać... I pogadali! Bas z gitarą. Przez dołożenie fuzzu do basu uzyskali niesamowity jak na tamte czasy efekt. Te wspólne dialogi są jedną z większych atrakcji płyty. Rytmy są wyjątkowo połamane, ale całość jest zagrana z cudowną lekkością. Inspiracją tekstową był Georg Wilhelm Friedrich Hegel.
A więc rzecz poważna a nie jakieś bum-tarara. Niestety nie znam na tyle włoskiego by zrozumieć z płyty słowa, ale to co do mnie dotarło też jest ważne. Jeśli wasza przygoda z RDM dopiero się zaczyna - to jest to doskonały album na start. Po nim, w zależności co bardziej lubicie - albo następny (Contaminazione - prog), albo wcześniejszy (Io come Io - hard rock). Niewątpliwie ewolucja stylu RDM jest wyjątkowa. I słusznie uważa się ich za jedną z najwartościowszych grup z kręgu 'Italiano Progresivo'.