Strasznie dziwna to płyta. I nie do sklasyfikowania. Włosi zaliczają ją do swojego kanonu rocka progresywnego, ale ja mam duże wątpliwości. 1972 rocznik, to świetny, progresywny rocznik, cóż z tego skoro wokal to klasyczny....gotyk (w 1972 !!!) Nikt mi nie wmówi że nasza Ania Orthodox (Closterkeller) nie kocha tej płyty. Początek to coś w rodzaju czarnej mszy, absolutna dominacja organów kościelnych i do tego recytowane jakieś zaklęcia, modlitwy.. Czuć grozę, słychać złowrogie szepty. Zło w najczystszej, pierwotnej postaci... w trzecim utworze zmiana klimatu - sielskie flety, zniknęła groza, pojawia się niemal anielski klimat (piekło i niebo ?)Potem znów coś w rodzaju modlitwy, powrót organów , miejscami pięknych i łagodnych, miejscami znów ostrych, jakby obrazujących walkę dobra ze złem, piekła z niebem...Przejmująca końcówka, monumentalne organy solo.. Co zwyciężyło ? Tego nie wiemy, ale jak się rozejrzymy....
Dziwna płyta, miejscami piękna, miejscami straszna... Fragmenty wielkie i fragmenty ocierające się niemal o kicz... Wszystko pół na pół... Jak w życiu. Po ostatnim utworze zawsze przez chwilę siedzę w absolutnej ciszy. Muszę ochłonąć... Jest w tej muzyce jakaś siła , coś co zawsze zmusza mnie do głębokich przemyśleń i refleksji... Polecam odważnym.