Campo Di Marte

Oceń ten artykuł
(38 głosów)
(1973, album studyjny)
1. Primo Tempo (8:10)
2. Secundo Tempo (3:20)
3. Terzo Tempo (6:20)
4. Quarto Tempo (3:15)
5. Quinto Tempo (5:58)
6. Sesto Tempo (5:12)
7. Settimo Tempo (8:28)

Czas całkowity: 40:43
- Enrico Rosa ( guitar, Mellotron, vocal )
- Mauro Sarti ( drums, flute, vocal )
- Alfredo Barducci ( horns, flute, piano, organ, vocal )
- Carlo Felice Marcovecchio ( drums, vocal )
- Paul Richard ( bass, vocals )
Więcej w tej kategorii: Concerto Zero : Live 1972/2003 »

2 komentarzy

  • aleksander król

    Siedząc kiedyś w maleńkiej włoskiej knajpce serwującej najlepsze na świecie owoce morza, usłyszałem trzykrotnie ze stolika obok 'Campo di Marte' wplecione w potok zdań które mocno zarośnięte 'coś' wystrzeliwało z siebie z prędkością karabinu maszynowego... Pomyślałem, że to nazwa potrawy którą gość się zachwycał i przestałem się tym interesować, tym bardziej że moją uwagę zaczęła absorbować doskonała muzyka która sączyła się gdzieś w tle. Rozpaczliwie szukałem głośników, żeby się przesiąść, ale niestety były (przynajmniej jeden) przy zajętym stoliku. Spytałem barmana - nie rozumiał mojego angielskiego, co było w miarę normalne bo często ja sam go nie rozumiem, ale w dyskusję wmieszał się kelner mówiąc czystą polszczyzną - 'sorry stary już zmieniam na coś normalnego..' Polak! Wytłumaczyłem mu że wręcz przeciwnie, chciałbym żeby podgłośnił i natychmiast zeznał co to gra. Grzegorz - bo tak miał na imię, o mało nie oszalał ze szczęścia, bo jak stwierdził - ci cholerni makaroniarze sami nie wiedzą co czynili w latach 70-tych, patrzą na niego jak na jakiegoś dziwaka, a on kocha stare włoskie kapele.. Po chwili znów usłyszałem 'Campo di Marte' - okazało się że to nie kalmary, nie krewetki, ani żadne takie robactwo tylko jedna z największych progresywnych sensacji włoskiego proga. Oczywiście o odkupieniu płyty od Grzegorza nie mogło być mowy, ale obiecał że załatwi. Załatwił. Ale po trzech miesiącach. Przyjechała do Polski pocztą wraz z paroma innymi rzeczami które gość polecał. Tradycyjnym, staropolskim obyczajem z pełną szklaneczką wygoniłem mojego kocura z fotela i odpaliłem moje ukochane Cambridge Audio zaczynając oczywiście od Campo di Marte. 1973 rok a więc okres który u mnie przyspiesza tętno. 7 kawałków, układających się w jedną całość. Coś w rodzaju suity. W miarę upływu czasu mina mi się coraz bardziej wydłużała - genialna płyta, absolutna ekstraklasa włoskiego proga. W składzie melotrony, hammondy, flety, gitara, bas i perkusja. I pięciu ludzi którzy umieli to obsługiwać... Płyta od początku zachwyca - mocne gitary, wspierane organami Hammonda i kapitalną grą perkusisty. Zauważyliście że w latach 70-tych dobry perkusista G R A Ł, a w 80-tych już tylko wystukiwał rytm...?(oczywiście były wyjątki) Ten gość grał i to wspaniale. Trochę się obawiałem wokalu, bo to już rozłożyło parę doskonałych płyt, ale tu jest wszystko ok, wokalista po pierwsze ma kapitalny głos, po drugie świetnie śpiewa, a po trzecie - jest go mało... Utwory są znakomite - i pod względem kompozycji i pod względem wykonania. Są częste zmiany rytmu, wstawki akustyczne, zarówno gitarowe jak i fortepianowe, są przepiękne partie fletu, są cytaty z klasyki... Płyta praktycznie nie ma słabych punktów. W mojej prywatnej ocenie - pierwsza dziesiątka włoskiego proga, polecam praktycznie wszystkim a zwłaszcza miłośnikom lekko zapomnianych brzmień z pierwszej połowy lat 70-tych. To może być ozdoba każdej kolekcji... 5/5

    aleksander król piątek, 06, styczeń 2012 21:27 Link do komentarza
  • Jarek Pytlowski

    W pełni popieram mojego przedmówce! Absolutny czad! Campo jest uznawany za najlepszy rockband z pięknego miasta - Florencji, stad pewnie również i ich nazwa. Bowiem dworzec główny stolicy Toskanii nazywa się właśnie Campo di Marte.

    Muzycznie bliżej jest im do bardziej hardrockowo-progresywnych włoskich kapel. Agresywna perkusja, wyrazista gitarka i szybkie zmiany tempa. Czasem jednak kiedy przez to wszystko przebije się flecista robi się nastrojowo i chwała chłopakom za to.

    Przesłuchanie polecam zacząć od utworu trzeciego, czyli jak sama nazwa wnosi - Terzo Tempo. Tutaj pierwszoplanowa role pełni dramatyczna linia fortepianu, która buduje napięcie. Kiedy pod koniec wchodzi fantastyczny wokal nie pozostaje nic innego jak się w Campo di Marte zakochać.

    Dla mnie Campo di Marte to najlepszy włoski zespól jednej płyty, lepszy nawet od Museo Rosenbach. Polecam!

    Jarek Pytlowski piątek, 06, styczeń 2012 21:27 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Włoski Rock Progresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.