1 komentarz

• 

  Miarą każdego zespołu jest koncert. W studiu można wysiedzieć cuda, ale na koncercie trzeba już umieć grać. Znam dziesiątki kapel, które co prawda koncertują ale nigdy nie wydadzą płyty 'live', bo krytycy by ich śmiechem zabili. Dlatego bardzo byłem ciekaw koncertówki Malibranu. Po trzech doskonałych albumach studyjnych przyszła i na nią pora... Siedem lat po debiucie. Grupa mało koncertowała, więc tym bardziej muzyczny świat wyczekiwał tej płyty. Ukazała się w 1997 roku. Koncert odbył się 10 sierpnia w słynnym Parco Belvedere na Sycylii. Zagrali 10 utworów. I potwierdzili własną wielkość. Fantastyczne partie fletów i gitar to ozdoba tej płyty. Utwory są lekko przearanżowane na potrzeby koncertu. Rozczarowuje jedynie okropnie skrócona wersja słynnego już Le Porte Del Silenzio z drugiej płyty. Z 27-minutowego utworu zrobili niespełna trzyminutową piosenkę... Ale to ich prawo, reszta jest doskonała. 72 minuty świetnego grania nagradzanego co rusz oklaskami. 72 minuty porywającego progresu. Polecam wszystkim kochającym muzykę na żywo, a dla wyznawców włoszczyzny - jazda obowiązkowa.

  Aleksander Król niedziela, 04, grudzień 2011 16:36 Link do komentarza