Event Horizon

Oceń ten artykuł
(8 głosów)
(2014, album studyjny)

 

01. 4CE - 6:13
02. Movment Cycle - 5:41
03. Unknown Void - 8:09
04. Psycho Whisper - 7:07
05. Sharper - 5:29
06. Event Horizon - 7:34
07. Post Waltz - 6:45
08. Shanita - 8:41

Czas całkowity - 55:39

- Adam Kowalka - gitara
- Marek Chorążyczewski - gitara
- Tytus Adamczewski - instrumenty klawiszowe
- Jakub Puszyński - gitara basowa
- Paweł Michałowski - perkusja

 

Media

Więcej w tej kategorii: FAR »

1 komentarz

  • Paweł Caniboł

    W perspektywie miałem długą podróż samochodem, a kilka godzin spędzonych za kółkiem to całkiem porządnie wyczerpująca rzecz. Zabrałem na drogę parę płyt, a wśród nich właśnie debiut poznańskiej grupy beyond the event horizon - nagrany w 2013 roku „event horizon”. O samym zespole niewiele wcześniej słyszałem, więc moja ciekawość już nie pozwalała mi zwlekać i właśnie ten album „poszedł na pierwszy ogień”. Co się okazało? Podróż przebiegła pomyślnie, ale czy szybciej?

    Doszedłem do wniosku, że sama płyta wydaje się idealna, ale… No właśnie, jeśli już pojawia się owo „ale”, to widocznie coś jest do zarzucenia. A tym razem jest to fakt, że muzyka istotnie jest idealna, ale dla pewnego, niestety dość wąskiego, grona odbiorców.

    Pierwsze, co jeszcze przed otwarciem płyty niezwykle mnie poraziło (a właśnie to coraz częściej mnie razi, bo coraz częściej się z tym spotykam), to wypisany małymi literami skład zespołu. Tego zabiegu totalnie nie jestem w stanie zrozumieć, a więc Panowie! Zwracam się do Was z zapytaniem - dlaczego Wasze imiona i nazwiska zaczynają się małymi literami? To samo jest na oficjalnej stronie internetowej (bteh.net). O ile przemilczeć można nazwę zespołu czy albumu pisane w ten sposób, to imion i nazwisk nie jestem w stanie poprzeć. Postanowiłem jednak zachować oryginalną pisownię, więc wszystkie tytuły wypisuję tak, jak podane są na okładce albumu.

    OK., może wróćmy do samej muzyki, bo to przecież najważniejsze. Kwintet beyond the event horizon serwuje nam muzykę, którą określiłbym jako post-rock z elementami progresywy. Zawiodłem się trochę małą liczbą właśnie tych elementów, ale zawsze cieszy, że one występują. Nie zmienia to faktu, że na początku byłem oczarowany klimatem, a raczej sposobem jego budowania w każdym utworze z osobna. Muzyka nie jest mocno skomplikowana, ale jednocześnie zostajemy czasem atakowani mnogością dźwięków przeplatających się ze sobą, co tworzy imponujące wrażenie. Zatem absolutnie nie można zarzucić braku liryczności i epickości (zwłaszcza owa liryczność jest zauważalna w utworze tytułowym – „event horizon” – aż chce mi się pogratulować!). Utwory zrobione są z rozmachem, świetnie brzmią, a ogrom włożonej pracy nie pozostaje niezauważony mimo, iż jest to muzyka instrumentalna, która sama w sobie ma trudniejsze zadanie jeśli chodzi o zaciekawienie odbiorców.

    Wszystko fajnie, wszystko ładnie… Niestety odniosłem wrażenie, że nie do końca jest to płyta nie dla mnie. Utwory same w sobie nie są złe, a każdy z osobna bardzo mi się podoba, ale całość połknięta podczas jednorazowego posiedzenia, staje się nużąca (a takich posiedzeń miałem kilka). Z postępem kolejnych numerów - słuchając poszczególnych kompozycji - płyta staje się monotonna, a czasami nawet mnie nudziła. Niestety. Może dlatego, że osobiście preferuję właśnie mniej monotonną nutę…

    Sama muzyka z owego albumu niestety nie jest też specjalnie odkrywcza – nie wnosi niczego nowego, tym bardziej, że ów gatunek jest stosunkowo młody, więc pole do manewru jeszcze póki co jest. Jednak zachęcam przynajmniej do wypróbowania niektórych utworów, bo warto znać zespół beyond the event horizon. Uważam, że z czasem i z rozwojem zespołu, dostaniemy o wiele lepsze nagrania, bo potencjał jest.

    Na jeden element muszę szczególnie zwrócić uwagę, a chodzi mi o dobre wykorzystanie elektroniki, szczególnie w początkowych fazach utworów. Zatem brawa należą się Panu od klawiszów. Wpasowują się one idealnie w gitary i tworzą całkiem ciekawe tło w momencie, kiedy nie są na pierwszym planie. Są epickie – nie boję się użyć tutaj tego kolokwializmu. Dodatkowo da się słyszeć, że brzmienie całego albumu nie jest przeciętne – nagrane bardzo porządnie (w Perlazza Studio), a najlepiej to wszystko gra z podniesioną możliwie wysoko wajchą „volume”.

    Jak chodzi o mój ulubiony utwór, to zdecydowanie będzie to „psycho whisper” - pozycja czwarta na płycie i wpasowująca się chyba najbardziej w gatunek rocka progresywnego. Samych momentów progresywnych znajdziemy jeszcze parę, np. w utworze nr. 5 – „scharper”, czy 7. – „post waltz”. Właśnie one (oraz wspomniany wcześniej „event horizon”) zasługują na szczególną uwagę i one są mocną stroną albumu.

    Co jeszcze istotne? Że braku mocy w utworach też nie doświadczymy, jednak wcześniej musimy przebrnąć przez długie, powolne budowanie nastroju. To nie razi aż tak, szczególnie, że wszystkie utwory, mimo iż trwają ponad 5 min, nie są jakoś specjalnie długie. Chyba jednak i tak jestem zdania, że niektóre kompozycje brzmiałyby lepiej, gdyby zrobić je krótsze, ale „gęstsze” (to kwestia gustu, podobnie, jak z herbatą – niektórzy wolą mocną, skondensowaną).

    Są przebłyski, momenty, kiedy naprawdę mi się wszystko tu podoba, ale ogólnie trzeba wytrawnego słuchacza tego rodzaju muzyki, żeby był w pełni zadowolony. Bardziej wszechstronnym ten album wyda się po prostu zbyt długi, a utwory niezwykle do siebie podobne. Wiem, że takie jest zamierzenie tego gatunku, ale jednak wymagałoby się większej pomysłowości, niż tylko zagęszczania większą ilością dźwięków gitary, albo perkusją, powstałego na samym początku riffu.

    Choć muzycy deklarują, że ich inspiracją były takie zespoły, jak: Isis, God is an Astronaut, Porcupine Tree, Tool, Neurosis, Metallica, Mogwai (wybrałem te co bardziej popularne), to nie da się zauważyć podobieństw do innych polskich zespołów, w tym jednego z moich ulubionych z gatunku post rocka – Tides from Nebula. No ale oczywiste jest, że co gatunek, to porównanie do jego wiodących przedstawicieli nasuwa się mimowolnie. Ty razem, paradoksalnie do tego, co mówiłem wcześniej, otrzymujemy jednak momentami nieco bardziej urozmaicone kompozycje (mam na myśli pojawiające się sporadycznie progresywne części utworów). Więc co? Ocena jak najbardziej pozytywna, a narzekać czasem trzeba. Wszystko po to, by zachęcić i zmobilizować chłopaków do większego nakładu pracy. Z pewnością jest to przepis na sukces, ale przede wszystkim na piękną muzykę, którą na pewno zamierzają nam w przyszłości pokazać. Piękna już teraz nie brakuje, potem będzie lepiej. Obym tylko dożył tego „potem”. Pozdrawiam i polecam (choćby na próbę)!

    Paweł Caniboł piątek, 16, maj 2014 18:14 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Post Rock

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.