A+ A A-

Earth 2: Special Low Frequency Version

Oceń ten artykuł
(6 głosów)
(1993, album studyjny)
1. Seven Angels (15:35)
2. Teeth Of Lions Rule The Divine (27:04)
3. Like Gold And Faceted (30:21)

   Czas całkowity 73:00
Dave Harwell: bass
Dylan Carlson: guitar
Joe Burns: drums

1 komentarz

  • Edwin Sieredziński

    Kiedy pierwszy raz zetknąłem się z Earth myślałem, że oni są z Nowego Jorku. Dronowe i minimalistyczne ciągotki są u zespołów wywodzących się stamtąd bardzo widoczne, czy weźmiemy tamtejszy rock psychodeliczny jak The Velvet Underground, Godz czy Silver Apples, czy późniejszą scenę no wave z wczesnymi Swans, Theoretical Girls, DNA czy pierwszymi albumami Sonic Youth... Stąd też zaskoczenie, gdy się dowiedziałem, iż Dylan Carlson planował grać pierwotnie minimalistyczny grunge i wywodzi się z Seattle...

    W każdym razie bardzo nietypowe miejsce jak na tego typu album. "Earth 2: Special Low Frequency Version" stanowi początek pewnego zjawiska w dziedzinie metalu awangardowego, nazwanego drone doom. Znalazł on szereg kontynuatorów jak Khanate, Black Boned Angel, Sunn O))) czy Boris. Nie nazwałbym bym tej muzyki jednak progresywną; rock czy metal progresywny kojarzą się z czymś zupełnie innym. Drone doom jest zjawiskiem będącym prawdopodobnie skrajnością w obrębie doom metalu - powolnie przewijający się, zagrany na najniższych możliwych rejestrach, surowy i minimalistyczny, a klimatycznie mroczny. Geneza jego jest jednak bardziej złożona - wskazać tutaj można jako inspiracje black metal oraz wszelaką awangardową muzykę minimalistyczną.

    Album trwa godzinę 15 minut, jednakże składają się na niego trzy utwory, gdzie zastosowano ciekawy przester elektrycznego basu oraz różne sprzężenia gitary elektrycznej. Dronowy i minimalistyczny eksperyment Dylana Carlsona. Może zatem nie przypaść do gustu miłośnikom rozbudowanych partii.... tutaj się tego nie uświadczy. Miałem okazję zetknąć się z Earth stosunkowo późno w swoich muzycznych poszukiwaniach. Byłem również ten krążek w stanie po pierwszym przesłuchaniu przetrawić i umiejscowić go obok rzeczy doń podobnych. Mogę zatem pewne rzeczy poradzić, jak za tą płytę należy się zabrać.

    Lubię o niej mówić, że jest ona dla człowieka, co był zarówno pokonać black metal jak i dronowe próby krautrocka typu album "Zeit" Tangerine Dream, debiut Klausa Schulze "Irrlicht". One klimatycznie są bowiem zbliżone - mroczny i posępny klimat, można spróbować posłuchać ich obok siebie. Do odbioru muzyki należy się nastawić podobnie jak do ambientu, podobnie jakby się rejestrowało dźwięki otoczenia. Album wymagać może zatem odpowiedniego przygotowania, aby móc go z czymś porównać już wcześniej znanym. (Skądinąd dobrze wiadomo, że rzeczy totalnie nowe są najgorzej strawne).

    Tak radykalny eksperyment każdemu do gustu nie przypadnie. Zdanie jednak warto sobie wyrobić, ponieważ otworzył on drogę do poszukiwań dla innych twórców. Biorąc pod uwagę intelektualną biedę panującą w muzyce rockowej czy metalowej w ostatnich latach, warto spróbować zetknąć się z czymś odkrywczym.

    Edwin Sieredziński poniedziałek, 31, marzec 2014 13:34 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Post Rock

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.