Błąd
  • JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 158
A+ A A-

Affliction XXIX II MXMVI

Oceń ten artykuł
(107 głosów)
(2010, album studyjny)

01. Self-consciousness Is Desire and - 8:11 
02. After 38 Weeks - 4:12 
03. My New Playground Became - 6:05 
04. Dark and Gray - 6:17 
05. So, It Feels Like Misunderstanding When - 6:05 
06. All My Hopes and Dreams Turn Into - 7:59 
07. Affliction XXVII II MMIX - 7:18

   Czas całkowity - 46:07

- Patryk Zwoliński - wokal
- Mateusz Śmierzchalski - gitara
- Marek Zieliński - gitara
- Bartosz Hervy - instrumenty klawiszowe, sample
- Piotr Kawalerowski - gitara basowa,
- Konrad Ciesielski - perkusja

Media

Więcej w tej kategorii: « Devouring Weakness A₃S₁ »

2 komentarzy

  • Paweł Tryba

    Było cymbalistów wielu, ale żaden nie śmiał zagrać przy Jankielu. Tu mamy sytuację analogiczną. Rozrosła nam się ostatnio lokalna postmetalowa scena do całkiem sporych rozmiarów. Guantanamo Party Program są naprawdę nieźli, Echoes Of Yul - naprawdę dobrzy, Moanaa - obym nie zapeszył - ma wszelkie dane, by w przyszłości zdeklasować wyżej wymienionych. The Throne i Sun For Miles też są obiecujący. Ale gdzie im tam wszystkim do Blindead.. Havoc i jego kompani szlifują swoja formułę od ponad dekady. Poprawiali, ewoluowali, włączali do sludge'owego grania coraz to nowe elementy i w końcu wyszło im coś takiego. Ich trzeci (nie licząc mini Impulse) album przerasta krajową scenę o dwie głowy, a i spora część zachodniej konkurencji może Blindead buty czyścić ( i to tylko wtedy, jak im łaskawie pozwolą). A zresztą mówienie o postmetalu, sludge'u itp. jest dla trójmiejskich brutali już w tej chwili trochę krzywdzące. Oni grają po prostu progresywny metal! Owszem, mający swoje korzenie gdzieś w dokonaniach Neurotyków czy Isis, ale naszpikowany tyloma nieszablonowymi pomysłami, że można mówić o nowej jakości.

    Nawet od strony formalnej Affliction XXVII II MMIX pachnie klasycznym progresem. Koncept album jest? Jest! Nie pierwszy zresztą w historii Blindead. Poszczególne utwory połączone w całość są? Są! Nawet tytuły kompozycji czytane po kolei układają się w jedno zdanie. Literackie ambicje tekściarza są? Są one i jeszcze więcej! Tak się bowiem składa, że opowiadające historię popadającego w obłęd dziecka teksty Patryka Zwolińskiego znalazły rozwinięcie w opowiadaniu Piotra Kofty Rytm dołączonym do książeczki płyty. A samo wydanie albumu... marzenie! Gruby digibook z odpowiednio mrocznymi grafikami plus wspomniana nowelka. Czegoś takiego jeszcze Polska nie widziała, nawet płyty wydawane przez Agorę mogą się schować. A cena, o dziwo, nie wzrosła. Affliction... kosztuje dokładnie tyle samo, co inne płyty ze stajni Mystic Production. Słuchacz ma z tej płyty masę radochy jeszcze zanim wrzuci ją do odtwarzacza. Aha, na koncertach zespół wspomaga się jeszcze również opartym na Rytmie filmem Kvassa. Czego jeszcze więcej można chcieć? Wykresu EEG z falami mózgowymi schizofrenika?

    Powiem szczerze, że kiedy pierwszy raz dowiedziałem się o ekstrawaganckiej oprawie albumu naszła mnie obawa czy w ładne opakowanie zespół tym razem nie włoży słabszej płyty, a to wszystko to tak tylko dla odwrócenia uwagi. Ale skąd! Affliction XXVII II MMIX to prawdziwa muzyczna uczta. Właśnie - muzyczna, nie tylko metalowa. Jasne, że mocne riffy i growl to wciąż podstawy stylu Blindead, ale zintegrowano je z tyloma nowalijkami, z tyloma wtrętami z innych stylistycznych przegródek, że całość mieni się naprawdę wieloma barwami (albo raczej: wieloma odcieniami czerni i szarości). Takie działanie ma tę niewątpliwą zaletę, że czyni propozycję zespołu nie aż tak hermetyczną jak muzyka innych kapel z tego nurtu, grających postmetal dla fanów postmetalu - brudny, zły i kostropaty. Blindead dzięki formalnym urozmaiceniom ma szansę znaleźć fanów poza tym zamkniętym kręgiem. Chcecie najbardziej jaskrawych przykładów przekraczania barier? Posłuchajcie After 38 Weeks. Niepokojące tło, w którym decydującą rolę odgrywa elektronika Hervy'ego, głęboki baryton Nicka i jak najbardziej żywa jazzujaca trąbka. Brzmi to jakby Blindead nasłuchali się Toma Waitsa. Z kolei My New Playground Became zyskuje na przestrzeni i chwytliwości dzięki wokalnemu udziałowi Jana Galbasa z Broken Betty, dublującego growl Zwolińskiego. Ale są też konkretne ciosy, jak So It Feels Like Misunderstanding When i Self-Consciousness Is Desire And. To wzorzec postmetalowego łojenia, wzbogacony na początku mrocznym akustycznym wstępem (z użyciem, o zgrozo, kontrabasu!). Większą rolę odgrywa gitara akustyczna w drugiej części Affliction Affliction XXVII II MMIX, gdzie jej mocno southernrockowa partia stanowi podstawę kompozycji, lekkie pływające gitary (takie pod Mono) stanowią tylko jej obudowę. A to nie koniec nawiązań do klasyki rocka w tym utworze - jego odegrany na Hammondzie wstęp jako żywo kojarzy się z Jonem Lordem albo Kenem Hensleyem. Jak dla mnie apogeum chorego nastroju jest gęste od elektronicznych zgrzytów Dark And Gray z dodatkowo zniekształconym wokalem.

    Siarczyste riffy i pastelowe zwolnienia, growl i złowieszcze melodeklamacje, szacunek dla rockowej tradycji i odważne korzystanie ze zdobyczy elektroniki. To wszystko i jeszcze więcej znajdziecie na Affliction XXVII II MMIX i co najlepsze - te przeciwieństwa wcale się ze sobą nie gryzą, łącząc się w niesamowicie wciągające trzy kwadranse paranoi. Jak już oszaleć to w dobrym towarzystwie, prawda? Moja ocena: 4,5/5.

    Paweł Tryba sobota, 11, luty 2012 12:35 Link do komentarza
  • Gacek

    Bez względu na mody, gusta społeczeństwa czy koniunkturę pojawiają się czasem na scenie muzycznej wyjątkowe zjawiska, które pchają rock jeszcze odrobinę do przodu.
    Często zjawiska te są uporczywie ignorowane przez branżę muzyczną i samych słuchaczy przez długie lata.

    Blindead to nie jest świeży zespół i nie grają w nim debiutanci. Grupa już swoim wcześniejszym wydawnictwem zatytułowanym 'Autoscopia / Murder In Phazes' zrobiła piorunujące wrażenie na słuchaczach otwartych na niebanalne dźwięki. Wydawało się że jak muzycy zrobią jeszcze jeden taki album coś w tym śmierdzącym biznesie pęknie. Nie trudno się domyślić - nagrali!

    Płyta zatytułowana 'Affliction XXIX II MXMVI' ukazała się pod koniec roku 2010 i na pewno nie zawiodła nikogo. Muzycznie ciężko to nawet zaszufladkować, zespół porusza się gdzieś pomiędzy death metalem, metalem progresywnym, można odszukać tu pierwiastek doomu, niektórzy używają określenie sludge a ja ze swojej strony dodam, że unosi się nad tym wszystkim duch post metalu.

    'Affliction XXIX II MXMVI' to mówiąc wprost muzyka progresywna podana w sposób ekstremalny ale z wyczuciem. Już koncept albumu zapowiada coś poważnego - świat autystycznego dziecka to nie jest temat przyjemny, na pewno mało nośny medialnie i raczej nie mający przebojowego potencjału. Sama muzyka natomiast z progresywno metalową instrumentalną masturbacją nie ma nic wspólnego. Świat, w który przenoszą nas muzycy jest mroczny, depresyjny, niepokojący. Klimat tworzą przede wszystkim odpowiednio użyte efekty dźwiękowe i różnego rodzaju smaczki, które w niesamowicie plastyczny sposób współgrają z bardzo intensywnymi dźwiękami i ekspresywnym stylem wokalisty. Kompozycje na tym albumie są książkowym przykładem wykorzystania tego typu technik. Wzorem niech będzie 'Self consciousness is desie' trwający ponad 8 minut. Przez grubo ponad minutę słychać krople wody, skrzypiące drzwi a po chwili niepokojące tło wzięte żywcem z filmu grozy, minuta trzydzieści dołącza do tego nerwowa gitara i zawodzący wokal. Mocne przyłożenie przychodzi dopiero przed czwartą minutą i do końca trzyma mocno bez powtarzania refrenów i śpiewania w kółko tego samego. Takie przykłady można mnożyć, pełno na płycie naprawdę ładnych dźwięków użytych w sposób oszczędny i przemyślany.

    Refleksyjnym, typowo post rockowym utworem jest 'All My Hopes and Dreams Turn Into'. Spokojna, nastrojowa gitara, delikatne uderzania perkusji, a w tle odgłosy bawiących się dzieci, do tego trochę spokojnego śpiewu i tak przez ponad pięć minut. Wzorowo rozwijający się post rock z lekkim ożywieniem po sześciu minutach spokoju.
    Wielkim zaskoczeniem jest także stonowany, niemal senny 'After 38 weeks' z dźwiękami trąbki gdzieś w tle. Patryk Zwoliński pokazuje, że posiada wspaniały głos i poza niezwykle mocnym przyłożeniem potrafi doskonale śpiewać takie właśnie spokojne partie.
    Nie chcę wydłubywać, bo o każdym utworze można by pisać z osobna, wspomnę jeszcze o kompozycji tytułowej, do której nakręcono oszczędny teledysk. Utwór od początku jest chłodny i stonowany, wokalista spokojnie wyśpiewuje smutny tekst dążąc z wolna do kulminacji, którą okazuje się chwila sielankowego klimatu z ładną akustyczną gitarą. Jak to w życiu bywa sielanka szybko się kończy, a słoneczne barwy zmieniają się w odcienie szarości. Zbierają się czarne chmury i następuje burza z gradem smutnych dźwięków, łkającą gitarą i rykiem wokalisty na pierwszym planie. Jest to szczególnie sugestywne w zestawieniu ze wspomnianym wcześniej obrazem. Mistrzostwo osiągnięte przy pomocy oszczędnych środków zarówno wizualnych jak i muzycznych zapiera dech.

    Muzycy Blindead nie zbaczając z metalowej ścieżki, nie upraszczając swojej twórczości i nie wyrzekając się stylu stworzyli muzykę trudną ale zarazem nie przeładowaną pomysłami, pozbawioną popisów, wciągającą niesamowitym klimatem i kipiącą emocjami dodatkowo dotykając bardzo delikatnego i trudnego tematu. Niesamowite jest to, że w żadnym momencie album nie sprawia wrażenia naiwnej historyjki jakich teraz pełno serwują na zamówienie popularne zespoły. Wręcz przeciwnie, płyta jest spójnym muzycznie jak i tekstowo dziełem, w którym twórcy z niebywałą biegłością operują różnymi emocjami.

    Warto wspomnieć o dobrej produkcji albumu i masywnym brzmieniu. Każdy instrument tutaj ma swoje miejsce. Jak na metalowy album jest tu sporo ostrych gitar ale nie dominują one nad innymi instrumentami, świetnie pracuje potężnie brzmiąca i waląca jak młot perkusja, doskonale wpasowują się do tego elektroniczne wkręty, które czasem dodają tylko muzyce mocy a kiedy indziej stanowią tło. Ostatnia rzecz to wydanie albumu. Nie będę się na jego temat rozpisywał. Widać, że muzykom zależy na każdym aspekcie działalności, nie tylko na zarabianiu pieniędzy.

    Nie do każdego trafi ten album, nie jest ani pogodny ani łatwy ale nie mam cienia wątpliwości że to płyta na wysokim światowym poziomie. Może nawet najwyższym. Gdyby 'Affliction XXIX II MXMVI' ukazał się w stanach Blindead pewnie byliby już sławni.
    Na rynku z powodzeniem działa wiele grup, które naszym muzykom może czyścić buty. Tylko od nas zależy czy będziemy mieli kolejną gwiazdę międzynarodowego formatu, oni już muzycznie do tego dojrzeli teraz czas na nas. Zamiast wciąż słuchać zdartych płyt i poszukiwać wśród rockowej piątej ligi lat 70. otwórzmy oczy na zjawisko, które właśnie zapisuje się na kartach muzycznej historii.

    Nie dla każdego to muzyka i nie każdemu się spodoba, bo nie każdy lubi depresyjną aurę i historie bez happy endu, nie wszyscy też są w stanie tolerować tak duże natężenia dźwięków z jakimi tutaj czasem mamy do czynienia. Co nie zmienia faktu że posłuchać powinien każdy.

    Polecam!

    Gacek sobota, 11, luty 2012 12:35 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Post Rock

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.