Przyszedł rok 1976. Rozpoczynał się zmierzch złotego wieku progresu, większość grup Pierwszej Ery już zniknęła ze sceny, reszta zerkała zalotnie w stronę muzy lżejszej, krytyka przestawała dostrzegać artyzm i sztukę, zaczęła się koncentrować na ilościach sprzedanych singli, krótko mówiąc nadciągała katastrofa lat osiemdziesiątych... W takiej atmosferze Banco rozpoczęło prace nad nowym albumem. Stara gwardia walczyła o przetrwanie, a tą bitwę można było wygrać jedynie dobrym albumem. A nawet nie 'dobrym' tylko znakomitym. Niektórym się to udało - 1976 rok został zapamiętany w historii ludzkości dzięki takim wynalazkom jak 'Octoberon' Barcley James Harwest, 'Trick of the Tail' Genesis, 'Olias of Sunchillow' Jon Andersona , 'Refugge' z Patrickiem Morazem w roli głównej i 'Come In Un'Ultima Cena' Banco Del Mutuo Soccorso... Czyli już wiemy - płyta jest po prostu świetna. Ukazała się cichutko, bez żadnej kampanii reklamowej, bez zapowiedzi, ot tak, po prostu pojawiła się nagle w sklepach. Wrzawa wybuchła po mniej więcej trzech tygodniach, gdy do ludzkości dotarło jaki skarb ma w rękach! To było Banco w światowej formie, z tradycyjnie świetnymi klawiszami, doskonałą gitarą, kapitalnymi kompozycjami, powalającą techniką gry. Banco nawiązujące do swojej Wielkiej Trylogii. Pojawiają się piękne skrzypce, a tematem przewodnim jest Ostatnia Wieczerza. Teksty są bardzo zaangażowane, a wokal doskonale wkomponowany w instrumenty. Zaryzykuję stwierdzenie, że to najdojrzalszy album grupy.
I chyba ogólnie bardzo niedoceniany, choć przez fanów uznawany za jeden z najlepszych. Nie ma słabych momentów, są za to perełki, jak na przykład cudowny, delikatny 'La Notte Č Piena' (4:14), lub zamykający płytę 'Fino Alla Mia Porta' (4:30) z kapitalną partią gitary. W tej płycie można się rozkochać.
I tradycyjnie już w przypadku Banco - osoby nie znające grupy słuchają tego jak dobrej współczesnej kapeli. Jak oni to zrobili, że tak brzmią po ponad trzydziestu latach?! - tego nie wie nikt, ale posłuchajcie tej muzy. Dajcie sobie szansę na poznanie tego piękna... Na koniec jedna uwaga - tej muzyki trzeba koniecznie słuchać na dobrym sprzęcie lub nawet w dobrych słuchawkach, jest tu mnóstwo 'tła', niezwykle ważnego dla odbioru całości, a kompletnie niesłyszalnego na kiepskim sprzęcie albo, o zgrozo, jakichś mp3...
Polecam wszystkim miłośnikom starego proga, a dla wielbicieli gatunku - MUS!!!