Il nome del vento

Oceń ten artykuł
(7 głosów)
(2009, album studyjny)
1. Intro
2. Il Nome del Vento
3. Verso il Naufragio
4. L'Acquario delle Stelle
5. Luci Lontane
6. Profeta senza Profezie
7. Ogni Storia
8. Note di Tempesta
9. Dopo il Vento
10. Cuore Sacro
11. Bonus Track: L'Aurora Boreale
12. Bonus Video: L'Acquario delle Stelle
- Ettore Vigo ( keyboards )
- Martin Grice ( Sax, Flute, Keyboards )
- Pino Di Santo ( Drums, Vocals )
- Roberto Solinas ( Guitars, Vocals )
- Fabio Chighini ( Bass )
- Mimmo Di Martino ( Vocals on Il Nome del Vento )

kwartet smyczkowy:
- Chiara Giacobbe Chiarilla ( Violin )
- Diana Tizzani ( Violin )
- Simona Merlano ( Viola )
- Daniela Caschetto Helmy ( Cello )

gościnnie:
- Stefano Lupo Galifi ( Vocals )
- Sophya Baccini ( Piano / Choirs )

1 komentarz

  • Rafał Ziemba

    Ciekaw jestem, ile osób w Polsce czekało na nowy krążek Delirium. Mam nadzieję, że nie byłem to tylko ja. Bo choć nie jest to najbardziej znana Włoska grupa, to jest zdecydowanie jedną z ciekawszych, przynajmniej dla mnie. Przekonałem się o tym, po usłyszeniu ich ostatniego wydawnictwa koncertowego, z którego energia aż kipiała.

    Delirium, którego skład obecnie jest ogromny, a do nazwy przyrósł obecnie dopisek International PROGressive Group kojarzony był z włoskim rockiem symfonicznym trochę na wyrost. Bo w zasadzie taki gatunek prezentują tylko na swojej trzeciej płycie. Na pozostałych jest to bardziej progresywny folk, często kojarzony z Jethro Tull, a to za sprawą świetnych partii fletu. Tak też folkowo było na koncertówce. Czy styl ten został utrzymany na nowej płycie??

    Krążek jest dość długi. 60 minut w tym jeden utwór bonusowy. Dziwna sprawa - bonus na pierwszym wydaniu z premierowym materiałem. Ale tak bywa czasami.

    Już po pierwszych dźwiękach nie mamy wątpliwości, ze słuchamy Delirium. Il Nome Del Vento, czyli utwór tytułowy, już od początku przynosi nam to cudowne brzmienie fletu i charakterystyczny wokal. Ale słychać też kwartet smyczkowy, który został zaproszony do tych nagrań, i tu już ten rock symfoniczny do którego zespół jest tak często klasyfikowany, słychać. Numer jest bardzo dobrze zaaranżowany, ubarwiony gościnną wokalizą Sophyi Baccini, znaną z zespołu Presence. Klawiszowe tła doprawiają numer szczyptą psychodelii. Całość jest jednak ładniutka, a gdy zaczyna wybrzmiewać saksofon może się nawet przez chwilę wydawać, ze mamy do czynienia z pop rockiem. Jeszcze słowo o gitarze - brzmienie jest dość współczesne, muzycy nie silą się aby za wszelką cenę przywrócić lata siedemdziesiąte. A w zasadzie powinienem napisać, ze pierwsze dwa numery takie są, gdyż umknęło mi to, ze jest to intro plus numer tytułowy:) Do tego stopnia wszystko jest świetnie zgrane.
    verso Il Naufrago przywodzi z początku na myśl Pink Floyd znany z ostatnich dokonań, tudzież solowego Gilmoura z On An Island. Saksofon, kwartet smyczkowy, ostre dźwięki gitary... cudo. Sześć minut i trzydzieści siedem sekund instrumentalnego, prawdziwie progowego grania. Gdy pojawiają się klawisze Pink Floyd gdzieś się na chwilę ulatnia by po chwili zmienić się w radosne granie znane z płyt Camel. Gitarzysta gra bardzo po Latimerowsku, a klawiszowiec nie pozostaje mu dłużny i mamy przez chwilę Wielbłąda z okresu Moonmadness jako żywego. Na koniec zmierzamy w stronę Gnidrolog/VDGG. Wszystko to jest nadzwyczaj strawne i założę się, że każdy fan proga będzie miał ochotę na więcej.
    Spokojnie przechodzimy w L'Acquario Delle Stelle. Znów mamy przepiękne dźwięki fletu i smyki, które razem tworzą cudowny nastrój i przypominają wczesnopsychodeliczne nagrania The Beatles takie jak Strawberry Fields Forever. Wejściu wokalu towarzyszy solo gitarowe w tle, które nieprzerwanie gra przez długi czas trwania utworu. Zmianę tempa i nastroju mamy czwartej minucie. Ale czy to kogoś dziwi, ze na płycie z progiem najwyższej jakości są zmiany tempa i nastroju? Acha, do tego utworu zespół nakręcił także wideoklip, który jest dostępny w bonusowej sekcji płyty.
    Bardzo jazzujący klimacik wprowadza następny utwór. Luci Lontane składa się ze smyczkowego tła, saksofonowych wtrąceń i uderzeń w klawisze, a nad tym wszystkim unosi się wokal. Trochę później pojawia się powolny rytm perkusyjny i całość zmierza chwilowo jeszcze bardziej w stronę zadymionego jazz clubu. Tą sielankę przerywa mocna partia gitary, która uświadamia nas, ze jednak słuchamy muzyki rockowej z krwi i kości. I to takiego naprawdę dobrze zbudowanego.
    Profeta Senza Profezie nie odbiega zbytnio klimatem od poprzedniej propozycji, choć nie jest już tu tak jazzowo. Nie jest też folkowo, ani rockowo tak bardzo też nie... to raczej taki sprawny konglomerat, ale też nie fusion. Z całą pewnością jest to prog:)
    Płacz dziecka i partia basu rozpoczyna numer Ogni Storia. Zaraz potem robi się na chwile jazzowo, ale to dosłownie sekundeczki a potem mamy już zdecydowane, prog rockowe granie. A smyki (nie te co płakały na początku, tylko instrumenty:)) wygrywają bardzo podobną partię do tej, jaką można usłyszeć w The Show Must Go On z Floydowego The Wall. Choć Włosi nie mogą powstrzymać się od słodzenia, to zaraz się uspokajają i wracają do nie kiczowatych linii melodycznych. A na koniec znów słyszymy płacz dziecka...
    Note Di Tempesta jest bardzo dziwnie zaaranżowany. Gitara funky, basik w tym samym stylu, skrzypce które początkowo atakują nas kakofonią i saksofon... a w chwilę później bardzo fajna linia melodyczna, i powrót do lekkiego funky, i znów ciekawe zagrywki na klawiszach, i tak w kółko, tylko takie ciekawe kółko, z rzadka się coś powtarza. Panowie musieli się świetnie bawić grając to, bo tym razem na końcu zamiast płaczu, słyszymy śmiech.
    Tak dobrnęliśmy do najdłuższej kompozycji na płycie. Dopo Il Vento trwa ponad dziewięć minut. Zaczyna się bardzo klimatycznie, nieomal jak soundtrack do jakiegoś filmu. A później to już cały czas prog do jakiego Delirium już zdążyło mnie na tej płycie przyzwyczaić. Trochę jazzu, trochę Camelowych klawiszy, patetyczne smyki, ostre gitary, częste zmiany tempa, flet i saksofon. To wszystko składa się na muzykę progresywną najwyższej jakości. Graną przez ludzi już wiekowych, ale co słychać po gitarach, idących z duchem czasu i łączących stare z nowym. Bo w tym utworze możemy posłuchać żywiołowego, prawie metalowego solo gitarowego, a w minutę później wracamy do folku, dzięki łagodnym dźwiękom fletu i delikatnemu wokalowi. Wielość motywów w tej kompozycji jest naprawdę ciężka do opisania. Niezmiernie mnie raduje fakt, że jeszcze dziś chce się komuś tak grać, i że Delirium nie odcina kuponów od swej przeszłości i, że ich powrót jest naprawdę udany.
    Ostatni regularny utwór z albumu jest w stylu Delirium, jaki słyszeliśmy na Vibrazioni Notturne. Partie fletu a'la Ian Anderson, ciekawe i ostre zagrywki gitary oraz dla kontrastu delikatne pianino i łagodna, choć podszyta niepokojem partia wokalna. Utwór robi się rockowy znów dopiero w trzeciej minucie, choć nie wiem, czemu perkusista zdecydował się na tak dyskotekowy beat. No ale skoro jeden z największych rockowych hitów w dziejach jakim jest Another Brick In The Wall pt II jest także oparty na rytmach żywcem wyjętych z sal z wielką świecącą kulą u sufitu, to nie widzę problemu. Póki nikt nie umarł od nadmiernego eklektyzmu w muzyce to wszystko jest w porządku.

    W ten sposób kończy się album. Bardzo dobry album, prawdziwie progowy, a o to dziś nie łatwo. Że już nie wspomnę o tym, ze rzadko się zdarza usłyszeć tak dobry album od zespołu który wraca na scenę po tylu latach niebytu. Wszyscy dobrze wiemy ile takich prób było nieudanych. Ze tylko wspomnę Gnidrolog i ich album Gnosis z 2000 roku. Uff, chwila oddechu, możemy włączyć bonus:)

    Choć w zasadzie, nie wiem, czemu L'Aurora Boreale znalazł się w sekcji bonusowej, gdyż spokojnie mógł się znaleźć na albumie. Nie odbiega on zasadniczo ani charakterem ani poziomem. Dziwna sprawa.

    Jeszcze słowo o szacie graficznej albumu. Jedno słowo - REWELACJA. Piękna okładka, bogato ilustrowana książeczka, ze wszystkimi tekstami, informacjami wydawniczymi i tak dalej. Black Widow Records po raz kolejny pokazało klasę. Brawa panowie, brawa.

    Jeszcze jedna rzecz... ocena... myślę, że 4,5/5 jest sprawiedliwe. Liczę, na jeszcze lepsze płyty w przyszłości od Delirium, dlatego zachowuję najwyższą ocenę na później.

    4,5/5

    Rafał Ziemba czwartek, 16, lipiec 2009 14:23 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Włoski Rock Progresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.