Live Orme

Oceń ten artykuł
(3 głosów)
(1986, album koncertowy)
CD 1:
1. Contrapunti
2. Maggio
3. India
4. Premessa a gioco di bimba
5. Gioco di bimba
6. Era inverno
7. Introduzione a truck of fire
8. Truck of fire
9. Preludio a frutto acerbo
10. Frutto acerbo
11. Alliante
12. Cemento armato
13. Era inverno
14. La porta chiusa
15. Collage

CD 2:
1. Whole lotta love
2. Aqualung
3. Suite Sospesi nell'ncredible
4. Suite I due pianeti
5. Suite Ritorno al nulla
6. Regina al troubadour
7. Radio felicita
8. Laserium floyd
9. Aspettando l'alba
10. Sguardo verso il cielo
11. Collage
12. Maggio
- Aldo Tagliapietra  ( vocals, bass and guitar )
- Toni Pagliuca  ( keyboards  )
- Michi Dei Rossi  ( drums )
Więcej w tej kategorii: « Uomo di pezza Collage »

1 komentarz

  • Rafał Ziemba

    Każdy, kto styka się z pojęciem 'rock symfoniczny' prędzej czy później musi się zetknąć z pojęciem 'włoski rock symfoniczny'. A już pewnym jest, że zapoznając się z progresywnymi zespołami z Włoch natknie się na Le Orme. Dlaczego? Otóż jest to bardzo proste - zespół ten bowiem jest czołowym przedstawicielem tegoż nurtu (choć ich debiut był utrzymany jeszcze w stylistyce rocka psychodelicznego), a ich albumy Collage, Uomo Di Pezza oraz Felona E Sorona to klasyka nad klasyki.

    Przygodę z tym zespołem można zacząć od któregoś z wyżej wymienionych albumów, lub skoczyć od razu na głęboką wodę, i zapoznać się z ich dwu płytowym koncertem Live Orme. Po raz pierwszy wydany on został przez japońską wytwornie Nexus/King Records w 1986 roku i przez długi czas był niedostępny w Europie. Niedawno jednak włoska wytwórnia Black Widow Records wznowiła ten materiał, wzbogacając go o nagrania bonusowe, które nie znalazły się na japońskiej edycji albumu.

    Zawarty na dwóch srebrnych krążkach materiał, to zapis różnych występów z 1975 roku, czyli czasów, gdy Le Orme najlepsze lata miało już za sobą. Album jednak broni się bardzo dobrze.

    Co tu dużo mówić - repertuar jest genialny! Collage i Era Inverno z Collage, La Porta Chiusa z Uomo Di Pezza, całość Felona e Sorona, Contrappunti, Maggio, India, Fruto Acerbo z Contrappunti to najmocniejsze strony tego krążka. Do tego mamy jeszcze Los Angeles, Laserium Floyd, Laurel Canyon z Smogomagica. A to oczywiście nie wszystko. Największą niespodzianką gdy spojrzy się na tracklistę sa covery Jethro Tull i Led Zeppelin, ale nie ma co ostrzyć sobie apetytu ani na Aqualung, ani na Whole Lotta Love. Są to tylko trzydziesto sekundowe fragmenty, jakby rozgrzewacze przed całą suitą Felona E Sorona.

    Repertuarowo nie ma więc żadnych zarzutów. Nie mam ich też jeśli chodzi o wykonanie. Le Orme odgrywa swoje najlepsze numery bardzo ekspresyjnie, na najwyższym poziomie warsztatowym (choć oczywiście zdarzają się im male wpadki - jak sekundowe zagubienie rytmu w Era Inverno), swobodnie sobie przy tym improwizując. Nawet numery z dość przeciętnej płyty Smogmagica wypadają bardzo dobrze, a najlepiej przyjemny Los Angeles. Jednocześnie publika żywiołowo reaguje na kolejne prezentowane utwory, i oklaskuje zespół kiedy tylko ma do tego okazję - szczególnie gorąco nagradzane brawami są kompozycje z trzech wymienionych wcześniej, klasycznych płyt.

    Dla mnie jedyną wadą tego wydawnictwa jest brzmienie całości. Co prawda słychać, ze to żywy koncert, bez dogrywek i innych studyjnych czarów, ale jednak wszystko troszkę za bardzo szumi, trzeszczy i faluje jak na oficjalne wydawnictwo. Ciężko za to kogokolwiek winić - fani domagają się starych nagrań, a akustyk który nagrywał te koncerty na taśmy, raczej nie spodziewał się, ze ujrzą one światło dzienne. Oczywiście dobrze się stało, że Black Widow Records wznowiło ten rewelacyjny materiał. Szkoda jednak, że troszkę więcej nad nim nie popracowali pod względem brzmienia. Trudno się mówi - i tak każdy fan Le Orme i włoskiego progresu będzie tego słuchał z wypiekami na twarzy.

    Ocena to oczywiste 5 z małym minusikiem za jakość dźwięku. Może jednak niech początkujący poszukiwacze zaginionego progresu nie zaczynają swojej przygody z Le Orme od tego wydawnictwa, gdyż może ich przytłoczyć ogrom materiału (im polecam zacząć od Collage), ale dla każdego szanującego się 'Le Ormianina':) jest to pozycja obowiązkowa.


    5-/5

    Rafał Ziemba czwartek, 18, marzec 2010 14:22 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Włoski Rock Progresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.