Błąd
  • JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 158
A+ A A-

Hipertrofia

Oceń ten artykuł
(130 głosów)
(2008, album studyjny)

CD 1.
01. Party (3:51)
02. Wola istnienia…(5:47)
03. After party (0:35)
04. Lśnienie (4:34)
05. Diagnoza (1:35)
06. Transfuzja (3:40)
07. Przesilenie (1:04)
08. Nadmiar (3:09)
09. Nowe tereny migreny (1:15)
10. Trujące rośliny (5:49)
11. Ciągi i pociągi (1:52)
12. Osobowy (2:07)
13. Loty i odloty (1:41)
14. Emigracja (4:26)
15. Stosunek do służby wojskowe (0:34)j
16. Zero osiem wojna (4:58)
17. Polish Ham (1:11)
18. Pożegnanie z mistrzami (3:56)
19. Świadkowie schyłku czasu królestwa wiecznych chłopców ((5:05)
20. Koniec pewnego etapu (0:28)
 CD 2.
01. Początek pewnego etapu (0:53)
02. Ekhart (10:39)
03. Na na na na (0:48)
04. Zamęt (3:15)
05. Zwalniamy (1:05)
06. Widokówka (6:50)
07. Przestrzeń nie-rzeczywista (1:02)
08. Parapet (3:30)
09. Popołudnia bezkarnie cytrynowe (5:39)
10. Ślimak (0:15)
11. Cisza i ogień (9:12)
12. Epilog ze starym prykiem (1:33)
13. Archipelagi (4:55)
14. Recykling (1:46)

Czas całkowity: 1:48:59

- Piotr Rogucki (vocal)
- Dominik Witczak (guitar)
- Marcin Kobza (guitar)
- Rafal Matuszak (bass)
- Adam Marszałkowsk (drums)

 

2 komentarzy

  • Paweł Tryba

    Dobrze się ta płyta nazywa - hipertrofia to według medycznej definicji przerost spowodowany nadmiarem składników odżywczych. Faktycznie, nowy album Comy jest spasiony. Wypasiony już niekoniecznie.

    Dwa dyski mieszczą siedemnaście utworów. Reszta tracklisty to odgłosy życia codziennego, tak wysublimowane jak akt płciowy w wersjach hetero i homo, wymioty czy karczemna awantura. No dobrze, jest jeszcze chór dziecięcy, pędzący pociąg czy odmawiany przez wiernych w kościele Skład Apostolski (zabieg moim zdaniem niepotrzebny i niesmaczny). Trzeba przyznać, że stanowią one zapowiedź sytuacji lirycznej poprzedzanych utworów i pomagają spoić w jedno teksty Piotra Roguckiego. W jedno, bo Coma nagrała concept album, w dodatku filozoficzny. Tylko dlaczego trzeba było w tym celu uciekać się do takich tanich wulgaryzmów?

    O poważnych zamiarach zespołu świadczy już szata graficzna, zredukowana do dwóch jeno kolorów: czerni i żółci ( czy patrząc na okładkę Wy też wyobrażacie sobie wielką osę?). Do każdego z dwóch dysków (czarnego i żółtego) mamy dołączoną osobną książeczkę. Trochę to nieprzemyślane, bo ułatwia rysowanie płyt, a pudełko zamyka się na słowo honoru. Tekturowa obwoluta nie jest li wyłącznie dodatkiem, po prostu stanowi gwarancję, że cała 'Hipertrofia' się nie rozpadnie. Mniejsza o techniczne kwestie - trzeba docenić sam pomysł. Dawno nie widziałem polskiej płyty wydanej z takim pietyzmem.

    Osią tekstów są poglądy Friedricha Nietzschego. Wąsaty Niemiec jak mało który filozof nadaje się do transkrypcji na język rocka - w końcu jest piewcą indywidualizmu, buntu, afirmacji własnej siły itp. Inna sprawa co urodziło się z wypaczenia jego tez - połowa nieszczęść XX wieku dokonana przez samozwańczych 'nadludzi'. Moim zdaniem jest wielu ciekawszych i nie tak destruktywnych filozofów, ale za Nietzschem przemawia emanująca z jego dzieł energia i dynamizm. Pomysł przedstawienia ludzkiego żywota z nietzscheańskiego punktu widzenia chyba jednak 'Roguca' przerósł. Część tekstów to po prostu bardzo łopatlogiczne wykłady z teorii autroa 'Tako rzecze Zaratustra'. Trochę szkoda, bo kiedy Rogucki miast kontemplować Absolut przechodzi do obserwacji w skali mikro, wychodzą mu zeczy fantastyczne, jak np. w 'Osobowym'. Nie mogę się powstrzymać przed przytoczeniem fragmentu 'Emigracji':

    Pozostały już tylko brzydkie dziewczyny
    Mają nogi porośnięte włosami
    Wszystkie ładne wyjechały do Stanów
    Oglądałem je na Fashion TV (...)

    Białe ich brzuchy, brudne paluchy
    Gorzki oddech: piwo i fajki
    Pozostały już tylko paskudy
    Chciałby homo się stać seksualny


    Hmm... to pozwala z nieco innej perspektywy spojrzeć na mniejszości, a poza tym jest to po prostu świetny tekst! Gdybyż takich liryków było więcej... Niestety większość słów to niepotrzebne uogólnienia i charakterystyczny dla Roguckiego nadmiar metafor. Oto kolejne utrudnienie odbioru płyty.

    Muzyka to z jednej strony typowa Coma - długie, wielowątkowe utwory, łączące momenty brutalne i delikatne, z drugiej jednak mamy kilka nowalijek. 'Osobowy' oparty est na drum'n basowym bicie, 'Emigracja' to spojrzenie Comy na wodewil, w dodatku wyśpiewane głosem typu 'dajcie wiadro, bo mi niedobrze' (co dobrze koresponduje z tekstem). W tle 'Nadmiaru' kotłuje się dziwnie zapętlone pojedyncze zdanie. Materiał muzyczny jest solidny, wstydu nie przynosi. Jak to u Comy, jego bogactwo można ogarnąć dopiero po kilku przesłuchaniach, choć pewne motywy zapamiętuje się od razu. Ale też nie ścina z nóg jak pamiętny debiut łodzian. Najbardziej nośny utwór to według mnie już pierwsza 'Wola istnienia'. A może to tylko efekt przytłoczenia taką dawką muzyki? Zwłaszcza, że drugi dysk to już w zasadzie same ballady. A i Rogucki postwił raczej na aktorską interpretację niż na znane z wcześniejszych dokonań ryki.

    'Hipertrofia' to faktycznie przerost. Ambicji. Gdyby na podobny projekt porwał się mniej zdolny zespół, powstałaby płyta mierna. Coma nagrała, wbrew wszystkiemu, całkiem niezłą. Błąd tkiwł w rozumowaniu - żeby nagrać opus magnum wcale nie trzeba na siłę udziwniać muzyki i nagrywać jej horrendalnej ilości. Proponuję terapię odchudzającą (może nastepny album zatytułują 'Eutrofia') i mniej mętnych dywagacji w tekstach.
    3,5/5

    Paweł Tryba czwartek, 03, grudzień 2009 22:00 Link do komentarza
  • Gacek

    Szum wokół nowej płyty zespołu Coma już przed premierą był tak wielki, że na każdym kroku człowiek się o tę grupę gdzieś potykał. Gazety, portale internetowe, stacje radiowe wspominały o tej płycie jak wściekłe. Album się ukazał zrobił wielki bałagan a grupa znów dostała sterty nagród, wyróżnień itd. itp. Do napisania tej recenzji pchnęła mnie jednak pewna osoba, która to na innym portalu internetowym zmieszała tę płytę z błotem i wystawiła najniższą notę wyzywając od najgorszych. Zresztą takich recenzji czytałem kilka...

    Płytę Hipertrofia zapowiadał utwór Zero osiem wojna, który to pojawił się na singlu pilotującym album. Pierwsze co zrobiłem słuchając tego utworu, to zacząłem szukać pod stołem szczęki... na szczęście się znalazła. Pomimo że utwór nie jest niczym odkrywczym to jednak 'efekty' takie, jak świetna, czysta partia gitary rozpoczynająca kompozycje czy bijąca z całości energia po prostu miażdżą swoją spontanicznością, prostotą i klimatem. Po usłyszeniu singla wiedziałem, że płyta musi być dobra...

    Kiedy w łapy dostałem pełnowymiarowy album już tak jednoznacznych odczuć nie miałem. Jakieś intro na początek a później Wola istnienia - dość gładki i początkowo nijaki utwór. Na szczęście później robi się znacznie ciekawiej, zarówno wokalnie jak i instrumentalnie. Klimatycznie i dość spokojnie robi się z kolei przy okazji utworu Lśnienie. Transfuzja to powrót starej dobrej gitarowej Comy. Nadmiar zaczyna się spokojnie i trochę sztucznie ale później jak zwykle robi się głośniej i ciekawiej. Na absolutne wyżyny grupa wznosi się przy okazji kompozycji Trujące rośliny. Energetyczny początek przeplatany lekkim wyciszeniem około połowy utworu przechodzi w klimatyczne dźwięki przepełnione charakterystycznym dla Comy smutkiem. Zupełnie inny jest Osobowy. Jest to kompozycja duszna niczym zadymiony przedział w pociągu. Emigracja to już utwór w ogóle nie przypominający wcześniejszej estetyki zespołu. Ta spasiona, rozlazła kompozycja wlecze się jak grube babsko - trudno zresztą dokładnie opisać co tu się dzieje, bo to naprawdę nietypowy utwór. Zero osiem wojna jak już wspomniałem jest mistrzostwem świata w dziedzinie ciężkich klimatycznych kawałków. Grupa nie schodzi z tonu także w utworze Pożegnanie z mistrzami - jest to energetyczne, mocne ale też bardziej optymistyczne łojenie. Pierwsza płyta kończy się nagraniem Świadkowie
    schyłku czasu królestwa wiecznych chłopców
    , w którym znów ostre gitary i świdrujący bas są na pierwszym planie.

    Płyta numer dwa to na początek ponad dziesięciominutowy, powolny, klimatyczny, leniwie rozwijający się Ekhart, czyli specjalność Comy. Zamęt jest trochę podobny, szczególnie pod względem konstrukcji, do Zero osiem wojna, ale już nie robi takiego wrażenia. Spokojnym mglistym nastrojem czaruje ciekawa Widokówka, niestety pod koniec chyba niepotrzebnie pojawia się w niej chwila mocniejszego grania. Zaskoczeniem jest Parapet, tutaj Rogucki pokazuje swoje spokojne zachrypnięte oblicze na tle jednostajnego bitu (?). Co tu dużo mówić, Coma flirtuje w tym utworze z hip-hopem, ale nie z takim, jakim raczą nas dzisiaj pyskate dzieciaki. Popołudnia bezkarnie cytrynowe to ponownie nastrojowy, lekko zamglony utwór z czystą, oszczędną gitarą w tle, który pod koniec nabiera nieco mocy i typowego dla Comy klimatu. Punktem kulminacyjnym tej płyty jest następny utwór - Cisza i ogień. Tutaj od początku wiadomo z czym mamy do czynienia - stary dobry
    sprawdzony styl zespołu. Coma nie sili się na jakąś oryginalność; spokojny nastrojowy początek bardzo powoli ewoluuje w stronę coraz mocniejszego grania w refrenie. Około połowy pojawia się znów wyciszenie i wariacja początkowego motywu, utwór powoli staje się coraz głośniejszy i zmierza do wielkiego, podniosłego zakończenia z piękną, długą, gitarową
    solówką. Tutaj słychać, że muzycy osiągnęli absolutne mistrzostwo w tworzeniu takich rozbudowanych kompozycji. Może i ta forma jest już trochę wyświechtana i często pojawiała się na wcześniejszych płytach Comy, ale Cisza i ogień to naprawdę ciekawy i dopieszczony utwór, w którym każdy z muzyków ma coś do powiedzenia.

    Album zamyka kawałek Archipelagi - kolejna dobra, ciekawa kompozycja, którą, po poprzedniej kompozycji, można traktować jako przysłowiową wisienkę na torcie. I to już prawie koniec. Opisałem dopiero połowę utworów na tej płycie - resztę podsumuję szybciej. Celowo w opisie omijałem bowiem przerywniki następujące przed każdym utworem, bo mogą one dla co mniej cierpliwych słuchaczy być naprawdę uciążliwe. Moim prywatnym zdaniem większość z nich doskonale wprowadza w klimat głównych kompozycji, chociaż niekiedy są one nieco zbyt infantylne czy po prostu nieciekawe (np. Przesilenie czy Nowe tereny migreny). Koncepcję jednak oceniam na plus, bo spora większość tych utworków panom się udała i została przygotowana z pomysłem i z jajem.

    Co do liryk to także o nich nie wspominałem bo nie są łatwe w interpretacji, chociaż jako całość sprawiają wrażenie niejednoznacznych i trudnych. Pozwolę sobie jednak wydłubać kilka kawałków - bardzo pozytywne wrażenie robią szczególnie mniej przeładowane numery, jak nieco poważniejsze Trujące rośliny, czy wspomniany już Zero osiem wojna lub mieszczący się na zupełnie innym biegunie prosty i dosadny Osobowy. Moim zdaniem w 70% na Hipertrofii Rogucki wznosi się na absolutne wyżyny, ale niekiedy teksty trochę kuleją a przykładem niech będzie Świadkowie schyłku czasu królestwa wiecznych chłopców - nawet jak autor miał jakiś pomysł, to tekst jest chybiony.

    W związku z tym, że nie słucham płyty z szufladek "różowy pop" czy "techno", doszukuję się w tekstach na płycie Hipertrofia jakiejś głębi - tak jak mówiłem jest to zadanie trudne i czasem wydaje mi się, że rozumiem zamysł autora a czasem no cóż... poszukuję. Tutaj pojawia się chyba ostatni problem związany z tym zespołem. Wielu oskarża Comę o pseudointelektualne teksty i grafomanię. W przypadku płyty Hipertrofia malkontenci mają pole do popisu i często jadą po albumie równo i owszem trzeba to powiedzieć - teksty
    Roguckiego czasem są przeładowane i pełne pseudointelektualnego bajzlu, który trudno ogarnąć i niestety pomimo sprytnych sztuczek czasem nie mają za wiele do przekazania. W większości są jednak ciekawe, mają ukryte dno i, co najważniejsze, w połączeniu z muzyką tworzą doskonałą i klimatyczną całość.

    Twórczość Comy nie jest na pewno odkrywcza. Muzyka pozornie wydaje się trudna, rozbudowana lecz kiedy porówna się ją do twórczości jakiegokolwiek znanego progresywnego zespołu wieje banałem. Doświadczony i bardziej wymagający słuchacz może tutaj nie znaleźć wiele dla siebie - może kilka tekstów i parę solówek. Muzyka ta jednak nie jest też zwykłym rockowym graniem, nie chodzi tutaj tylko o bezmyślne łojenie czy darcie japy do mikrofonu. Dla mnie coma to solidna, młoda grupa z ambicjami i chwilami lekko progresywnymi inklinacjami, tworząca niebanalną, intrygującą i niekiedy eksperymentalną sztukę. Sztukę kierowaną w pierwszej kolejności do młodych słuchaczy i w tejże grupie mającą najwięcej odbiorców. Sztukę nie aż tak trudną, ale też nie łatwą...

    Teraz zastanawiam się czego oczekują od Comy pastwiący się recenzenci - z jednej strony jadą po płycie twierdząc, że jest pusta, nijaka, bez wyrazu, ale za chwilę piszą, że Hipertrofia jest przeładowana pomysłami, że trudno przez nią przebrnąć. Takim recenzentom dam następującą radę - polecam płytę Dody albo Mandaryny. Tego wystarczy posłuchać raz i nie jest przeładowane pomysłami. Naprawdę nie rozumiem czego spodziewają się zatwardziali malkontenci - może chcą żeby Coma zaczęła grać wesołe piosenki o miłości? Tym zajmują się Wilki, więc po co mieszać w to Comę?

    Coma na albumie Hipertrofia zaprezentowała się z naprawdę najlepszej strony, jest tutaj trochę nowinek ale przede wszystkim doskonale rozpoznawalny styl grupy. Pojawia się czasem lekki przerost formy nad treścią ale na szczęście są to tylko momenty. Całość nie jest prosta, ale za to z każdym przesłuchaniem daje coraz więcej radości. Jednym się ta płyta podoba, innym niekoniecznie - ale jeżeli ktoś mówi, że jest beznadziejna i miesza ją z błotem to trudno uznać go za osobę mającą jakieś pojęcie o współczesnej muzyce. Już nie wspomnę o takich szczegółach jak zachowanie cienia obiektywizmu.

    Wystawiam Hipertrofii 4,55 i pomimo że jest chwilami nieco kontrowersyjna to w moim mniemaniu zasługuje na tytuł najlepszej dotąd nagranej płyty zespołu. Jest to album, który niejako podsumowuje jego poszukania. Mam tylko pewne obawy co grupa zrobi dalej, bo ta specyficzna forma powoli zaczyna się wypalać.

    Gacek czwartek, 03, grudzień 2009 22:00 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Heavy Prog

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.