Paranor

Oceń ten artykuł
(1 Głos)
(2009, album studyjny)
1. The Wind And The Rose
2. In A Prophet's Eyes
3. Follow The Storm
4. Guns A Blazin
5. Heaven Sent
6. Where Have You Gone
7. Fallen Hearts
8. Italian Nights
9. Take It Easy
10. Tear Me Apart
Gaz Pickett  (vocals)
Lee Pickett  (guitars)
Dave Madge (guitars)
John Whalley  (bass)
Chris Greer  (drums)

1 komentarz

  • Krzysztof Michalczewski

    Po pierwszym przesłuchaniu 'Paranor' brytyjskiego Prophet's Rose miałem nadzieję, że jest to płyta demo. Nadzieja okazała się być płonną, gdyż jest to pełnowymiarowy i pełnoprawny album, a na profilu Róży Proroka na myspace został on opisany jako 'The New Album'. Można go sobie poprzez ten profil kupić za bardzo wygórowaną, a nawet bezczelną cenę, w wysokości sześć i pół funta.
    Tak niechlujnie wydanej płyty dawno już nie widziałem. Zastanawiam się do teraz, czy widziałem coś takiego kiedykolwiek wcześniej - chyba nie. Do pudełka z krążkiem dołączono dwie karteczki, każdą z nich zadrukowano po jednej stronie. Karteczka pierwsza jest zapewne okładką właściwą i znalazła się na niej kiczowata ilustracja, na której przedstawiono wzniesiony wśród skał zamek, zachodzące (a może jednak wschodzące?) słońce, a wszystko to skąpano w morzu czerwieni i fioletu. Na karteczce drugiej umieszczono fotografię trzech muzyków ubranych w firmowe koszulki i są to: Lee Pickett, Gaz Pickett i Dave Madge. Z tej wkładki nie dowiesz się jednak Czytelniku i Słuchaczu na jakich instrumentach grają wyżej wymienieni, jakich instrumentów używano w czasie nagrywania omawianej płyty, gdzie i kiedy dokonano nagrań, w jakim studiu itp. Można za to przeczytać o osobach, którym wdzięczność okazują członkowie grupy.
    Z profilu na myspace można zorientować się, że do grupy należą jeszcze John Whalley i Chris Greer. I tam też nie można znaleźć żadnej bliższej informacji na temat muzyków i ich instrumentarium.
    Nawet nazwa zespołu budzi wątpliwości - raz w słowie Prophets występuje apostrof, innym razem słowo to napisano bez apostrofu.
    Krój liter, z których ułożono nazwę zespołu i tytuł płyty, a które znalazły się na wyżej opisanej karteczce, może sugerować, że mamy do czynienia z metalem, ale to fałszywy trop. Na ' Paranor ' złożyło się dziesięć utworów utrzymanych w stylistyce pop rocka (przy określeniu rock klasyczny protestować nie będę). Trwają one łącznie czterdzieści osiem minut.
    Wysłuchanie tej płyty w całości, od pierwszej do ostatniej sekundy, wymaga hartu ducha, samozaparcia i wytrwałości - mnie ta sztuka udała się dwa razy. Dzieje się tak za sprawą fatalnego nagrania poszczególnych utworów i tak samo fatalnej produkcji (odpowiada za nią Pickett i Madge). Na 'Paranor' dominują wysokie tony, których w żaden sposób nie można zredukować. Muzyka brzmi nieczysto, dźwięk jest nieselektywny, a poszczególne instrumenty nagrano na tym samym poziomie głośności, przez co ich dźwięki zlewają się ze sobą. Dodajmy do tego jeszcze syczące brzmienie talerzy, głuchą i tekturową barwę bębnów, prawie niesłyszalny bas i otrzymamy w ten sposób kiepski obraz całości. Rola instrumentów klawiszowych sprowadzona została do tworzenia tła, w którym przy bardzo dużym wysiłku ze strony słuchacza można usłyszeć ciche chórki. Wokalista śpiewa w sposób niezwykle egzaltowany, z natchnieniem, jakby wieścił prawdy absolutne. Nie można się jednak temu dziwić, w końcu udział w przedsięwzięciu Prophet's Rose do czegoś zobowiązuje. Jego głos jest nieczysty, brzydki oraz skrzeczący i wszystko wskazuje na to, że śpiewający urodził się nie po to, by śpiewać. Na tle tych wszystkich niedociągnięć i niedomagań przyzwoicie wypada gitarzysta, sposób w jaki gra wskazuje na jakieś bliżej nieokreślone związki z rockiem progresywnym. Jego solówki wprowadzają trochę ożywienia w wymuszoną i wymęczoną muzykę Prophet's Rose. Na tej płycie wszystko zrobione jest na siłę, bez smaku i bez odrobiny szacunku dla potencjalnego słuchacza.
    'Paranor' rozpoczyna niezły, nieźle nagrany, nieźle brzmiący i melodyjny 'The Wind And The Rose'. To jedyny utwór, o którym warto wspomnieć, po nim jest już tylko gorzej i gorzej.
    Nie polecam tej płyty nikomu, nawet wrogowi.
    Przyzwoita gra gitarzysty i jeden przyzwoity utwór to stanowczo za mało, by można było 'Paranor' Prohet's Rose ocenić inaczej niż na 1/5.

    Krzysztof Michalczewski czwartek, 16, lipiec 2009 01:57 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Heavy Prog

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.