Zapomniane dzwięki z Kanady... Wielkie dzwięki. 'The End of my Life' to druga i ostatnia próba trójki młodych ludzi zdobycia swiata. Nie zdobyli... Niech świat żałuje. Szczęśliwcy posiadający to cudo w swoich zbiorach wiedzą ile ludzkość straciła. Po pierwszej - bezkompromisowej, czadowo blus-hard-rockowej płycie, nagrali drugą - znacznie bardziej progresywną. Dołączyli flet, saxofon i klawisze. I zagrali. 7 utworów, 32 minuty. Utrzymanych w stylu klasycznego, wczesnego hard-rocka z dużymi wpływami progresu. Słychać echa Hendrixa, Focus'a i amerykańskich grup blusowych , jakich tam działały tysiące. Świetna gitara, doskonałe klawisze, piękny flet, znakomity saksofon i fenomenalna sekcja rytmiczna. Szkoda, że to nie dotarło do Europy. To znaczy dotarło, ale 35 lat po premierze. Cóż, lepiej pózno niż wcale, dzięki temu miłośnicy staroci cały czas mogą zdobyć 'nowości' i cieszyć się tymi dzwiękami, jakże różnymi od tych produkowanych obecnie...