'Never Say Die' to ostatnia studyjna płyta nagrana z Ozzym Osbournem w roli wokalisty. Została ona wydana 1 października 1978 roku i bez zbędnej przesady można powiedzieć, że jest to data stanowiąca ważną cezurę w historii zespołu jaki i całej muzyki rockowej. Później nic już nie było takie, jak wcześniej. Płyta ta jest jednocześnie pewnego rodzaju kontynuacja muzycznych pomysłów realizowanych na poprzednim albumie. Jakie jest w takim razie wydawnictwo nagrane zaraz po tak bardzo przecież krytykowanym 'Technical Ecstasy'? Według wielu znacznie lepsze i ciekawsze od swej poprzedniczki. Jeśli do tego weźmiemy pod uwagę niezbyt dobrą, delikatnie mówiąc, atmosferę w zespole, to otrzymujemy naprawdę świetne wydawnictwo. Według mnie w niczym nie ustępuje poprzednim płytom, a jeżeli weźmiemy pod uwagę jej innowacyjność i świeżość to jest jeszcze lepiej i ciekawiej.
Pierwszy na liście utworów jest kawałek tytułowy. Już od początku otrzymujemy dawkę porządnego, energetycznego grania. Słychać tu, że zaczyna się już era heavy metalu, a dostojne granie powoli odchodzi w zapomnienie, kosztem energetycznego i szybkiego, często rwanego grania z melodyjnymi refrenami. Oprócz tego Ozzy Osbourne znów śpiewa z pasją i rozmachem. Następny utwór 'Johnny Blade' rozpoczyna się od dźwięków świdrujących syntezatorów, które przechodzą w rytmiczny duet basu i znakomitej perkusji z pobrzmiewającą w tle oszczędną, ale klimatyczna gitarą. Wszystko kończy się świetną partia syntezatorowo-perkusyjnej rozmowy i znakomitą solówką gitarową. Jeśli do tego dorzucimy znów bardzo dobry wokal Ozzy'ego, to otrzymamy naprawdę bardzo dobry utwór. 'Junior's Eyes' pozostaje w pamięć dzięki fajnym zwrotkom i chwytliwemu refrenowi, ale także dzięki klimatycznemu wstępowi, może trochę w stylu Led Zeppelin i oczywiście świetnej, drapieżnej gitarze i jeszcze lepszej perkusji Billa Warda. Całość jest rytmiczną i wpadającą w ucho kompozycją, z cudowną solówką gitarową w wykonaniu Tony'ego Iommi'ego i interesującym wokalem Ozzy'ego. Kolejny utwór 'A Hard Road' to dawka dobrego, klimatycznego rocka z ciekawą sekcją rytmiczną, ale nic ponadto, nie jest to na pewno najlepszy numer na płycie.
Znakomicie wypada z kolei 'Shock Wave', w którym Iommi prezentuje nam kapitalny riff gitarowy, a około trzeciej minuty trwania utworu także cudowne, jazgotliwe solo. Oprócz tego mamy także jak zwykle dobrze wypadający bas i perkusję, co sprawia, że utworu słucha się z nieukrywaną przyjemnością. To co najlepsze jest jednak dopiero przed nami. 'Air Dance' to utwór z bardzo dynamicznym wstępem, który przeistacza się po chwili w piękną balladę z gitarami akustycznymi i niebanalnymi partiami fortepianu w tle; znów warto zwrócić większą uwagę na solówkę Iommi'ego, a także następujący przed nią, bardzo interesujący fragment instrumentalny oraz wieńczący całość rewelacyjny, niemalże jazzowy jam. 'Over To You' to utwór rozpoczynający się od ostrej, klimatycznej gitary, z dyskretnym, lecz ciekawym pianinem w tle oraz interesującym wokalem Ozzy'ego Osbourna. Jest tu trochę bluesowo, oczywiście rockowo, ale naprawdę interesująco. Jakby tego było mało w instrumentalnym 'Brekaout', z perkusyjnym i gitarowym wstępem, na pierwszy plan wysuwają się instrumenty dęte ze świetnym saksofonem w roli głównej. Jest to bardzo interesujący utwór, z jazzowymi naleciałościami - dla poszukujących czegoś więcej niż ostrych, przebojowych riffów, coś wymarzonego. Na koniec zaś otrzymujemy 'Swinging the Chain', w którym znów słyszymy śpiewającego Billa Warda, tym razem w bardziej hardrockowym repertuarze, jednak z cudowną, bluesową harmonijką w tle.
Reasumując, na 'Never Say Die' muzykom udało się skierować na całkowicie nowe tory. Eksperymenty brzmieniowe i aranżacyjne wypadają tu naprawdę ciekawie, całość brzmi świeżo. Chwilami, aż trudno uwierzyć, że to ten sam Black Sabbath, który nagrywał wcześniej takie utwory jak 'Paranoid' czy 'War Pigs'. I choć z jednej strony - zespół wypada tu dobrze i całkowicie wiarygodnie, to jednak ciężko wyobrazić sobie kolejny album w takim stylu. Dla wielbicieli wcześniejszych dokonań zespołu, a także tych, którzy nie tolerują w muzyce niczego innego oprócz ostrych i ciężkich riffów, może być to płyta nie do zaakceptowania. Jednak fani prawdziwej muzyki na pewno docenią omawiany materiał. Chwała za odwagę i wielkie podziękowania za świetną muzykę. Ozzy Osbourne pożegnał się z fanami i kolegami z zespołu oryginalnie i z klasą.