Mob Rules

Oceń ten artykuł
(195 głosów)
(1981, album studyjny)
1. Turn Up the Night (3:42)
2. Voodoo (4:32)
3. The Sign of the Southern Cross (7:46)
4. E5150 (2:54)
5. The Mob Rules (3:14)
6. Country Girl (4:02)
7. Slipping Away (3:45)
8. Falling off the Edge of the World (5:02)
9. Over & Over (5:28)


Całkowity czas: 40:25

- Tony Iommi    (Lead Guitar)
- Geezer Butler    (Bass)
- Ronnie James Dio    (Vocals)
- Vinny Appice    (Drums)
- Geoff Nicholls    (Keyboards)
Więcej w tej kategorii: « Black Sabbath Live Evil »

1 komentarz

  • Mariusz Jaszczyk

    Miałem to zrobić już dawno temu jednak lepiej późno niż wcale. Już dawno miałem napisać recenzję moim zdaniem jednej z najlepszych płyt w historii Black Sabbath i Heavy Rocka, którego ten zespół jest przecież swoistym synonimem. Okazja jest przednia bowiem właśnie w tym roku mija okrągłe trzydzieści lat od wydania Mob Rules, a stało się to dokładnie 1 października 1981 roku. Był to jednocześnie drugi album nagrany z genialnym wokalistą Ronniem Jamesm Dio, który zastąpił wyrzuconego z zespołu Ozzy'ego Osbourna (wcześniej nagrano wspólnie bardzo dobry album Heaven And Hell) i pierwszy z nowym perkusistą Vinniem Appicem, który zastąpił Bill'a Ward'a. Ponadto na instrumentach klawiszowych przy nagrywaniu nowego albumu miał stanąć Geoff Nicholls. Poza tym w składzie zespołu nic się już nie zmieniło i oprócz wspomnianej trójki w zespole pozostali Tony Iommi i Geezer Butler.

    I właśnie w tym składzie Black Sabbath stworzył Mob Rules. Zespół zaczął, o ile to możliwe, grać ciężko, bardziej heavy metalowo. Pierwszą rzeczą, która niewątpliwie rzuca się w uszy, jest fenomenalny wokal Dio. Zapewne wygłoszę w tej chwili dosyć niepopularną opinię, ale dla mnie jest to o wiele lepszy wokalista niż Ozzy Osbourne, ale to już moje subiektywne zdanie. Znakomicie na tym albumie prezentują się także pozostali - Tony Iommi nie zmienił się i dalej prezentuje świetne, ciężkie riffy; Vinnie Appice gra niezwykle oszczędnie, selektywnie punktując każde uderzenie w perkusję, w rezultacie czego brzmienie zespołu zyskało pewne novum, bowiem Ward przyzwyczaił fanów Sabbath do gęstej, jazzującej gry, tańczącej dookoła riffów Tony'ego Iommi; a także oczywiście bas Geezera, który brzmi idealnie, doskonałe proporcje, podbite basy, fajnie mini sola i zagrywki. Teksty na Mob Rules napisał Dio i można powiedzieć, że nie odbiegają one zbytnio od tego, do czego przyzwyczaił nas na swych wcześniejszych i późniejszych płytach. Nie zabrakło gloryfikacji magicznych mocy (Voodoo), miłosnych wyznań ubranych w heavymetalową manierę (Country Girl), jak również protest-songów opisujących ciemną stronę ludzkiej natury (The Mob Rules i Over and Over). Teksty są miejscami płytkie i banalne, miejscami zaskakująco trafne i poetyckie, tworzą jednak akceptowalną całość, której walory uwydatnia charyzma wokalisty. Z zawartością albumu świetnie koresponduje okładka przedstawiająca ponure postaci wokół zakrwawionego szafotu. To dzieło rysownika Grega Hildebrandta wzbudziło poruszenie wśród fanów, którzy dopatrywali się na nim słów Kill Ozzy. Ostatecznie Hildebrandt zapewnił, że zarys napisu powstał nieumyślnie - obraz wykorzystany na okładce Mob Rules został namalowany kilka lat przed wydaniem płyty.

    Na Mob Rules elegancja kompozycji charakterystyczna dla Heaven And Hell zagubiła się gdzieś w natłoku ciężkich riffów. Rozpędzony utwór tytułowy, czy mroczny The Sign of the Southern Cross to dziś żelazna klasyka ostrego rocka. Black Sabbath jakby postanowiło przypomnieć, że kiedyś konstruowało utwory z dwóch lub trzech chwytliwych, potężnie brzmiących melodii. A więc powrót do korzeni? Poniekąd. Lecz jednocześnie rozbudowane harmonie Turn Up the Night, czy zaskakujące aranżacje, jak ta w otwarciu Falling Off the Edge of the World (rzeczywiście można poczuć, jakbyśmy wpadali za tę krawędź!), przypominają nam, że słuchamy tego samego zespołu, który rok wcześniej wydał Heaven And Hell. Kunszt wykonania nie uległ zmianie, jest jedynie ostrzej i mroczniej niż na poprzedniej płycie.

    Płyta zaczyna się szybkim Turn Up The Night, bardzo przyjemny utworem jak na początek, z ciekawym riffem i oczywiście świetnym wokalem Dio. Kolejny numer to Voodoo, który jest bardziej wyważony, wolniejszy, można powiedzieć, że bardziej typowy dla wcześniejszego Black Sabbath. Następnie trafiamy na moim zdaniem najlepszy utwór na płycie, monumentalny i wspaniały The Sign of the Southern Cross, prawdziwy klasyk Sabbathów rozpoczynający się w dosyć spokojny sposób aby wybuchnąć całą gamą ostrego, klimatycznego grania i niebotycznym głosem Dio. Kolejny utwór to E5150, co oznacza w kodzie policji amerykańskiej niezwykle groźnego psychopatę. Bardzo ciekawy instrumentalny przerywnik trochę podobny do FX z czwartej płyty Black Sabbath, ale to tylko moje skojarzenie. Utwór tytułowy to jedna z najlepszych piosenek na tej płycie, ostry, szybki i klarowny, łatwo wpadający w uch dzięki znakomitej grze Iommi'ego. Country Girl to kolejne mistrzostwo, jak zwykle genialny riff, wokal Dio i Geezer na basie, a do tego Appice w swojej oszczędnej, ale jakże ciekawej grze na perkusji. Slipping Away to według wielu najgorszy kawałek na płycie, jednak i tutaj można znaleźć wiele pozytywów. W połamanym rytmie tego utworu większość krytyków dopatrywała się zbytniego nawiązania do stylu Led Zeppelin, lecz jednocześnie stał się on pretekstem do popisów solowych. Najpierw swą jakość, jako nowy nabytek zespołu, potwierdza Appice, a zaraz potem mamy bodaj pierwszą i ostatnią w historii Sabbath rozmowę basu i gitary. Dalej mamy Faling Off The Edge OF The World, kolejny po The Sign of the Southern Cross genialny numer, który również rozpoczyna się powoli i klimatycznie aby przejść w dzikie ale jednak dopracowane dźwięki, żadnych niedomówień, po prostu kolejna perełka na tym albumie. I już na sam koniec Over And Over, cóż można powiedzieć o tym utworze jak tylko to, że to świetne zakończenie tej genialnej płyty, można jedynie dodać, że powala on na kolana wspaniałą solówką Iommi'ego.

    Black Sabbath w składzie z Mob Rules nie nagrało więcej albumów studyjnych w latach 80. Po kłótniach dotyczących miksowania koncertówki Live Evil Dio i Appice odeszli, aby założyć własny heavymetalowy zespół. A jednak ta sama czwórka muzyków miała się jeszcze spotkać w 1992 roku przy nagrywaniu albumu Dehumanizer i wreszcie w 2006, kiedy to powróciła na scenę pod szyldem Heaven and Hell. Ten ostatni etap współpracy składu z Mob Rules zakończyła śmierć Ronniego Jamesa Dio w maju 2010 r. Wokalista pozostawił wielki dorobek muzyczny, a wśród miłośników rocka niejedna z jego płyt uchodzi za kultową. Mob Rules niewątpliwie jest taką właśnie pozycją. Moim zdaniem absolutny klasyk nie mieszczący się w żadnych odgórnie nałożonych ramkach. Obowiązkowa pozycja dla wszystkich mieniących się fanami ostrego grania i nie tylko.

    Mariusz Jaszczyk wtorek, 06, grudzień 2011 17:46 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Heavy Prog

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.