ProgRock.org.pl

Switch to desktop

Błąd
  • JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 158

The Bedlam In Goliath

Oceń ten artykuł
(36 głosów)
(2008, album studyjny)
1. Aberinkula (5:47)
2. Metatron (8:13)
3. Ilyena (5:38)
4. Wax Simulacra (2:41)
5. Goliath (7:17)
6. Tourniquet Man (2:41)
7. Cavalettas (9:35)
8. Agadez (6:45)
9. Askepios (6:33)
10. Ouroboros (6:38)
11. Soothsayer (9:10)
12. Conjugal Burns (6:36)

Czas całkowity: 77:03
- Omar A Rodriguez-Lopez ( guitars, synthesizers )
- Cedric Bixler Zavala ( vocals )
- Thomas Pridgen ( drums )
- Juan Alderte ( bass )
- Isaiah Ikey Owens ( keyboards )
- Marcel Rodriguez-Lopez ( percussion, synthesizers )
- Pablo Hinojos-Gonzalez ( sound manipulation )

1 komentarz

  • Gacek

    I jest! Nareszcie nowa płyta Mars volta! De-Loused in the Comatorium rzucił mnie na kolana, skopał i sponiewierał mocniej niż nie jeden wyborowy trunek. Frances the Mute - syndrom 2 albumu,lecz materiał również udany i dość urozmajcony. Kolejny LP czyli Amputechture to już jakby troszkę inna bajka. Rozmijam się zawsze z tą muzyką jak tylko po nią sięgam. Ale przecież chwila słabości czy poprostu chęć spróbowania czegoś innego to norma u artystów.
    Moje oczekiwania wobec tego albumu były dość duże, chociaż trudno było rozszyfrować w którą stronę pójdą dwaj kudłaci panowie. Atmosfere podsycały jeszcze doniesienia o tajemniczych wydarzeniach w zespole związanych z tabliczką ouija, która to podobno ściągnęła kłopoty na muzyków. Inna sprawa to temat albumu, o którym tu i tam czytałem. Tak więc oczekiwania rosły, wokół zespołu pojawiła się aura tajemniczości. Niestety wszystko prysło po kilku minutach słuchania nowej muzyki. Zawsze w tych dzwiękach odnajdywałem klimat, progres, zmiany tempa, jazz, spokój, ciężkie gitary, świetny wokal. Stare połączone z nowym w sposób szatańsko precyzyjny, ciekawy a nawet wręcz doskonały.
    Bedlam in Goliath dla odmiany to popłuczyny i pomyje w zestawieniu z debiutem Ba! nawet z Frances the Mute. Piszą na tym czy innym portalu że mars volta wydało doskonały krążek z nieco prostrzymi ale bardzo udanymi utworami. G.prawda!! Kiepski i raczej mało wyrafinowany żart! 'Piosenki' owszem są jakby bardziej zwarte ale doprawdy trudno powiedzieć żeby one były prostrze, ciekawsze czy nadawały się do słuchania. Panowie przecholowali, sami rozwiązali sobie buty, przeszli kawałek ale teraz się niestety przewrócili a prasa pisząc że to jest prosty czy ciekawy album poprostu kopie leżącego. Utwory na tym krążku mają w sobie crimsonowy chaos, tylko że tutaj jego słuchanie sprawia ból, bo nikt nad nim nie panuje. W połowie płyty nerwowo zerkam na czas... dopiero połowa?? ileż można napieprzać bez litości?! Totalna klapa, z dawnego wyciszenia nie zostało nic, eksperymenty również niegdyś może trochę przydługawe ale znośne a teraz? Totalna kakofonia jakby w czasie nagrywania panom zaczynało powoli siadać zasilanie.
    Koniec jednak pastwienia się nad tym biednym albumem. Powiedzieć przecież należy że ma on klika 'leprzych' momentów. Trudno mówić o czymś chciażby przyzwoitym, jednak taka np. Ilyena mnie przynajmniej nie przeszkadza, jest tu troszkę dobrego grania bez więkrzego błaznowania. Wax Simulacra również może zostać ale raczej ze względu że trwa tylko 2:38 i nie męczy jak reszta płyty. Początek Goliath'a również może się podobać, ma fajny czadowy klimat ale oczywiście po kilku minutach robi się z tego błazenada. Także Tourniquet Man zaczyna się ciekawie, lekko balladowo i klimatycznie rzecz jasna tradycyjnie musi to zepsuć durnie przesterowany wokal, który nagle ni z gruchy ni z pietruchy wpieprza się w połowie utworu. Czy ci ludzie na głowy poupadali?! Nie uwierze przecież że ta świetna formuła już uległa wypaleniu. Ale wracając do plusów, na tej płycie jakoś lepiej działa perkusja (nie mówię że kiedyś chodziła źle), pewnie dlatego że zmienił się jej włściciel. Co do tekstów na płycie. Mogą być one o czymkolwiek, w tej oprawie kompletnie mnie nie interesują i nie mam zamiaru po nie sięgać.
    Tak więc mars volta nagrała kolejny krążek. Moim zdaniem totalnie chybiony. Może się to co prawda podobać, różne są gusta i upodobania. Jednak zespół, którego stawiałem tylko stopień niżej od klasyków rocka przekroczył granicę dobrego smaku i spadł pozostawiając po sobie puste miejsce. Niestety The Bedlam In Goliath to płyta słaba co jest niezaprzeczalnym faktem. Tak więc De-Loused in the Comatorium i Frances the Mute będą jedynymi płytami mars volta goszczącymi w moim 'kompakcie'.
    Mam nadzieję że panowie już nie będą bawić sie tabliczką ouija bo źle skończą.
    Ocena **

    Gacek poniedziałek, 11, luty 2008 18:34 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.

Top Desktop version