2. From Here To Eternity (3:38)
3. Afraid To Shoot Strangers (6:56)
4. Fear is The Key (5:35)
5. Childhood's End (4:40)
6. Wasting Love (5:50)
7. The Fugitive (4:54)
8. Chains of Misery (3:37)
9. The Apparition (3:54)
10. Judas be my Guide (3:08)
11. Weekend Warrior (5:39)
12. Fear of the Dark (7:18)
Czas całkowity: 58:31
- Steve Harris ( Bass )
- Dave Murray ( Guitars )
- Janick Gers ( Guitars )
- Nicko McBrain ( Drums )
2 komentarzy
-
Szkoda już na początku rozwodzić się nad stereotypeem związanym z tym zespołem. Każdy kto chociaż troche nie docenia tej muzyki jest muzycznym analfabetą! Zawsze traktowałem ten band jako typowego przedstawiciela metalu-błąd. Iron maiden gra doskonały rock bogaty w niesamowite solówki, zmiany tempa i świetne riffy!!! Fear of the dark nie jest żadnym tam wielkim dziełem ale... jest solidną porcją doskonałej rockowej muzyki. Album ten słyszałem już bardzo dawno temu, wyszperałem go gdzieś z szafki brata i naprawdę dłuuugo słuchałem. Dzisiaj do niego wracam i nic się nie zmieniło-nadal jest świetny. Be Quick or Be Dead to naprawdę dobry, mocny i zapadający w pamięć otwieracz jakiego można się po zespole spodziewać. From Here To Eternity dla odmiany bardziej przebojowy i programowy utwór, nic specjalnego ale takie kawałki też są czasem potrzebne. Naprawdę ciekawe rzeczy zaczynają się jednak dziać w utworze Afraid To Shoot Strangers. Początkowo raczy nas spokojna gitara i perkusja, niebawem dochodzi wokal i kompozycja powoli robi się nieco niepokojąca. W pewnym momencie nagle wchodzi genialne solo i następuje ożywienie, schemat może prosty ale wykonany w sposób mistrzowski. Kompozycja stała się bardzo popularna głównie ze względu na poruszany w niej problem bezsensownej wojny. Najbardziej daje jednak do myslenia w połączeniu ze scenami jakie widzimy videoklipie. Następny - Fear is The Key to już surowszy kawałek z fajną solówką i kombinowanym tempem pod koniec. Childhood's End to mój kolejny faworyt zaczynający się spokojną gitarą oraz dynamicznymi bębnami z wbijającym się w pamięć refrenem i tradycyjnie fajną długą solówką. 6 utwór na albumie to Wasting Love-kolejny killker z tej płyty tyle że tym razem zdecydowanie w formie ballady. Już na początku atakuje słuchacza melodyje solo gitary, które nie da się apomnieć a dalej jest jeszcze lepiej. Sposób budowania kompozycji na tym krążku jest prosty i schematyczny ale w każdym kawałku sprawdza się dosknonale- najlepszy przykład to właśnie Wasting Love. Następne kawałki czyli The Fugitive, Chains of Misery i The Apparition są już bardziej programowe jak na tę dziedzinę sztuki co nie znaczy że mniej ciekawe. Jednak bardziej porywa Judas be my Guide. Utwór od początku do końca dynamiczny, melodyjny, wciągający i porywający- tylko Dickinson potrafi tak śpiewać. Weekend Warrior też jest ciekawy, głównie ze względu na dość luzacki klimat ale i za sprawą świetnej solówki kto wie czy nie najleprzej na płycie. No i na koniec kompozycja tytułowa, której słuchało się po milion razy. Znowu doskonale budowany nastrój, spokojne gitary i cichy wokal po czym burza. To już klasyk........
Gacek środa, 02, luty 2011 16:12 Link do komentarza
Fear Of The Dark to płyta spontaniczna nagrana z luzem i polotem. Doskonałych momentów jest na niej co nie miara ale specyficzny klimat posiada całość. Umiejętności muzyków to chyba aspekt o którym nie trzeba wspominać. Każdy jest tutaj niedoścignionym wzorem.
Zaskakujące jest to jak artyści tworzą muzykę tak progresywną w tak prosty sposób nie kopiując jednak niczyjego stylu. Najbardziej metalowy na tej płycie często jest głos Dickinsona.
Ten materiał to kawał dobrej niebanalnej muzyki, którą można spokojnie puścić sobie między progresywnymi kamieniami milowymi by nieco odpocząć. Bardzo ciekawa, warta polecenia płyta ***** -
Mojej podróży sentymentalnej część trzecia. Fear of the Dark. To będzie dla mnie najtrudniejsza recenzja tego mini cyklu, bo tak się jakoś złożyło, że moja opinia zarówno o tej płycie, jak i w ogóle o grupie Iron Maiden zmieniła się przez lata dość drastycznie. Ale zacznijmy od początku, który był naprawdę miły. Wiele lat temu...
Bartosz Michalewski środa, 02, luty 2011 16:12 Link do komentarza
...nie! Stop! Wszystko mi się pokręciło. Moja memoria bywa fragilis i teraz przypomniałem sobie, że pierwsze me zetknięcie z Ironami jednak wcale takie przyjemne nie było. Kiedy miałem może 14 lat obchodziła mnie wyłącznie klasyka rocka. Jeśli coś było późniejsze niż z lat 70. to nawet się do tego nie zbliżałem. W roku 1999 do Maidenów wrócił Dickinson i rok później wyszło Brave New World. Nie będę się rozwodził nad tym albumem, bo to nie jest odpowiednie do tego miejsce, ale przyznam się, że nigdy nie rozumiałem tych, co na ten album narzekali. Przecież to jest Iron Maiden jak się patrzy! No, ale kiedy pierwszy raz go usłyszałem miałem nieco inne zdanie. W klasie mieliśmy wieżę i tak jak ja mogłem katować innych King Crimson, tak inni często puszczali swoją muzykę. I pewnego dnia koledzy, którzy dotychczas słuchali wyłącznie zespołu Metallica zapodali coś nowego. Przystanęliśmy z kumplem, słuchamy i porównujemy. Z tymi mocniejszymi kapelami, które wtedy znaliśmy - z Led Zeppelin, Deep Purple, Uriah Heep. I doszliśmy do wniosku, że to coś, co właśnie rozbrzmiewa, to straszna bida jest. Tacy dziesięć razy gorsi Zeppelini. Po co w ogóle słuchać czegoś takiego?
Tak wyglądał mój pierwszy kontakt z Maidenami. Ale dosyć szybko zmieniłem zdanie, tak, że pół roku później byłem już ich fanem. Pożyczyłem od kuzyna dwie kasety: Powerslave i Fear of the Dark i od tego się zaczęło. Mniej więcej w tamtym czasie, kilku moich kolegów z klasy zaczęło dyskutować na niemal wszystkich przerwach o tym, że podobno powstaje ekranizacja jakiejś ich ulubionej książki. Nie czytałem wcześniej Władcy Pierścieni, ani nawet Hobbita, tak więc słabo wiedziałem o co chodzi, ale pomyślałem, że skoro film będzie za rok, a całość dzieła obejmuje trzy księgi grube jak pustaki, no to lepiej zacznę czytać już teraz, żeby zdążyć. Wiecie dobrze jak się to skończyło, bo wy pewnie mieliście podobnie. Książka zawładnęła moją wyobraźnią na długie lata. Piszę o Władcy Pierścieni w tym miejscu, ponieważ tak się akurat złożyło, że czytałem go przy muzyce Iron Maiden. Głównie przy Fear of the Dark. I to jest w zasadzie główny powód, dla którego w ogóle recenzuję ten album, dla którego stał się on dla mnie czymś tak osobistym.
Lubiłem właściwie wszystkie z niego kawałki, zresztą urok kasety polegał na tym, że trzeba było słuchać całych albumów. Ale pamiętam, że z dużą przyjemnością wiązało się dla mnie słuchanie Afraid to Shoot Strangers, szczególnie od tego szybszego, opartego na muzyce celtyckiej momentu. Uwielbiałem Fear Is the Key, pamiętam, że jak później wyczytałem, że ten numer jest powszechnie uważany, za jeden z najsłabszych punktów płyty byłem zszokowany. Bardzo lubiłem także Childhood's End, Wasting Love, Judas Be My Guide i Weekend Warrior. Czyli połowę kasety zajmowały moje ulubione kawałki! Pozostałe też lubiłem, ale mniej. Co ciekawe, nigdy nie rozpływałem się przy piosence tytułowej, ani jako zapuszczający włosy gimnazjalista, ani potem, jako ponury metalowiec chodzący w glanach przy trzydziestostopniowym upale. Co jednak nie zmienia faktu, że zarówno ten numer, jak i cały album katowałem na okrągło.
Wydaje mi się, że muzyka Iron Maiden z okresu szumnie nazywanego progresywnym (czyli gdzieś tak od Somewhere in Time, czy nawet Powerslave do X Factor) rewelacyjnie nadaje się do czytania książek fantasy! Jest barwna, obrazowa, dynamiczna, a przy tym bardzo prosta. Dzieła Tolkiena zawsze będą mi się kojarzyć z Ironami, mało tego, uważam, że dzięki ich muzyce nabrały one jeszcze większego blasku, atakowały moją wyobraźnię z jeszcze większą mocą. I dlatego właśnie zawsze będę miał ogromny sentyment i do zespołu i do Feara.
A teraz smutna konkluzja. Już wiele lat temu przestałem być dzieciakiem w koszulce Killers i naszywkami zespołów na plecaku. Wspominam tamte czasy z sympatią, ale też z wielką dawką samo-złośliwości. Mam sentyment do Maidenów, ale kiedy jakiś czas temu zrobiłem sobie dzień z ich dyskografią, to na przemian śmiałem się do rozpuku, albo łapałem za głowę. W pierwszej, albo drugiej edycji Idola Kuba Wojewódzki stwierdził, że Iron Maiden to jest totalna wioska. Wtedy byłem tą opinią zdumiony, natomiast teraz w pełni się z nią zgadzam. Wokal Dickinsona, zarówno ten podniosły falset z lat 80., jak i skrzeczenie z Fear of the Dark to szczyt groteski i odpustowego kiczu. Wesołe melodyjki, onanistyczne solówki i zawsze taki sam rytm klasyfikuje zespół jako rasowy patataj metal. Image grupy jest i zawsze był żenujący, poczynając od obcisłych kolorowych getrów, w których było im widać jajca, a kończąc na Eddiem, który wyglądał jak pierwowzór Michała Wiśniewskiego. Absolutnie każdy element stylu Iron Maiden od brzmienia, przez rytm, aż po okładki jest po prostu infantylny. To jest muzyka dla dorastających chłopców. I kiedy sam byłem takowym to wszystko do mnie trafiało. Natomiast dzisiaj absolutnie nie mam ochoty tego słuchać, tak samo jak nie mam ochoty urządzać z kolegami bitwy na patyki, ani biegać po korytarzu. Chyba każdy facet do końca życia ma coś z dziecka i mnie ta reguła jak najbardziej dotyczy. Tylko że w sferze muzycznej z pewnych rzeczy wyrosłem. Wiem, że jest wielu takich, którzy nie wyrośli. I z jednej strony troszkę mnie to żenuje, ale przyznam się, że czasami, kiedy przypomnę jaką uciechę miałem przy Ironach te dziesięć lat temu, to trochę takim osobnikom zazdroszczę...
Albumy wg lat
Recenzje Heavy Prog
- Bardzo nie lubię wszelakiego rodzaju porównań. Nie lubię porównywać jakiegoś… Skomentowane przez Dariusz Maciuga Far From The Sun (Siena Root)
- Wreszcie nadszedł moment, kiedy biorę oddech od „dark-independetowo-prog-folkowo-hardcore'owo-gothic-ambientowo-metalowo-jakiś-tam jeszcze” klimatów… Skomentowane przez Dariusz Maciuga Different Realities (Siena Root)
- Keep Rockin’ kojarzy mi się falą polskich zespołów progresywnych, które… Skomentowane przez Gabriel Koleński Seismic Shift (Keep Rockin')
- Wstaje nowy dzień, a właściwie wstał 15 lat temu. Taka… Skomentowane przez Gabriel Koleński A New Day Dawning (Siena Root)
- PHI. Znowu zespół z kraju niemieckojęzycznego, choć tym razem nie… Skomentowane przez Gabriel Koleński Cycles (PHI)
- Po udanym debiucie sprzed czterech lat w postaci „Into the… Skomentowane przez Łukasz 'Geralt' Jakubiak Screaming Out Your Name (Keep Rockin')
- Jakoś nie miałem okazji zetknąć się do tej pory z… Skomentowane przez Konrad Niemiec Bartók in Rock (Dialeto)
- Perpetual Escape pochodzi z Francji, istnieje od kilku lat, ma… Skomentowane przez Gabriel Koleński Into My Dreams (Perpetual Escape)
- Przyznaję bez bicia, że sam już nie wiem czy lubię,… Skomentowane przez Bartek Musielak Little Something For You To Choke (Killsorrow)
- Dawno nic mnie tak nie ucieszyło jak wiadomość o tym,… Skomentowane przez Michał Jurek Until All Ghosts Are Gone (Anekdoten)
- Flying Colors możemy zaliczyć do tzw. „supergrup”, jako że w… Skomentowane przez Marcin Szojda Second Nature (Flying Colors)
- Po nagraniu udanego i ostatecznie docenionego przez publiczność 'Death Walks… Skomentowane przez Michał Jurek In Hearing Of Atomic Rooster (Atomic Rooster)
- Atomic Rooster to zespół nieco już zapomniany. Miłośnicy brzmień lat… Skomentowane przez Michał Jurek Atomic Roooster (Atomic Rooster)
- Czy zastanawialiście się kiedyś jakby zabrzmiał Symphony X urozmaicony organami… Skomentowane przez Łukasz 'Geralt' Jakubiak Aftereality (SpectAmentia)
- Wydaje się, że Black Ball Suzi nieźle wystartowali ze swoim… Skomentowane przez Paweł Caniboł Jestem (Black Ball Suzi)
- Do tej współpracy po prostu musiało dojść. Jeff Beck już… Skomentowane przez Michał Jurek Beck, Bogert & Appice (Beck, Bogert & Appice)
- Potrzebowałem paru dni żeby dobrze wsłuchać się w materiał i… Skomentowane przez Paweł Caniboł Aftereality (SpectAmentia)
- To była jedna z moich najbardziej oczekiwanych płyt ostatnich miesięcy.… Skomentowane przez Konrad Niemiec Into The Maelstrom (Bigelf)
- Karmamoi - Odd Trip Świeża, wręcz z pod igły płyta… Skomentowane przez Mateusz Tomanek Odd Trip (Karmamoi)
- Kolejny singiel promocyjny przygotowany z myślą o stacjach radiowych. Choć… Skomentowane przez Konrad Niemiec (Another) Nervous Breakdown (Bigelf)