Błąd
  • JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 158

Sin After Sin

Oceń ten artykuł
(44 głosów)
(1977, album studyjny)
1.Sinner (6:45)
2.Diamonds And Rust (3:27)
3.Starbreaker (4:49)
4.Last Rose of Summer (5:37)
5.Let Us Prey (6:14)
6.Call For The Priest /Raw Deal  (7:11)
8.Here Come The Tears (3:36)
9.Dissident Aggressor  (3:07)
The Remasters Bonus Tracks:
10.Race With The Devil (3:06)
11.Jawbreaker (live) (4:00)

Czas całkowity:48:52
- Rob Halford (vocal)
- Glenn Tipton (guitars, piano)
- K.K. Downing  (guitar)
- Ian Hill (bass)
- Simon Phillips (drums)
Więcej w tej kategorii: « Rocka Rolla Stained Class »

2 komentarzy

  • Konrad Mączka

    Judas Priest: Sin After Sin (1977)

    Trzecia płyta w dorobku niejednego zespołu była niezwykle przełomowa. Ale ostateczne brzmienie Judas Priest krystalizowało się bardzo długo i ''Sin After Sin'' jest tylko jego etapem, swoistym pomostem nad którym grupa ciężko pracowała. I to jest właśnie ogromna zaleta tego albumu. Na otwarcie mamy galopujący ''Sinner'' grany po dziś dzień na żywo, z rewelacyjną wręcz solówką Downinga no i bardzo udanym, przebojowym refrenem. Podobnie ''Starbreaker'', czy ''Let Us Pray'' z fantastycznym oryginalnym wstępem, który momentalnie przenosi słuchacza z celnością lasera w lata siedemdziesiąte. Muszę też wspomnieć o udanej balladzie ''Last Rose Of Summer'' (talent wokalny Roba rzuca na kolana!) i oczywiście ''Diamonds And Rust'', która jest ozdobą koncertów aż do dziś. Mocną stroną płyty jest też ''Dissident Aggressor'', który to kawałek 11 lat później nagrał Slayer. Album trzyma równy poziom i jest bardzo zróżnicowany stylistycznie, co jest główną cechą trzech pierwszych płyt Priest. To jest właśnie mieszanka rodzącego się Judasowego przebojowego Heavy Metalu przepleciona stylowymi balladami i delikatnie okraszona naleciałościami progresywnymi. Technicznie już wtedy muzykom nie można było nic zarzucić, produkcja jak na tamte czasy jest również najwyższych lotów. Warto dodać, że w produkcji płyty brał udział Roger Glover znany z Deep Purple. Za bębnami zasiadał zaś Simon Philips - wówczas jedynie wybitnie zdolny młodziutki adept perkusyjnego rzemiosła, a dziś światowej sławy muzyk sesyjny, instruktor i wirtuoz perkusji.
    Generalnie to udana płyta, prezentująca przejściowy styl Judas Priest, bedąca kolejną, która utorowała im drogę do Himalajów Heavy Metalu...
    4/5
    Konrad Mączka

    Konrad Mączka środa, 09, listopad 2011 12:22 Link do komentarza
  • Gacek

    Judas priest jest powszechnie uznawany za pionierski zespół heavy metalowy. Bez wątpienia jednak grupa nie uprawia tego gatunku od początku swojej działalności.
    'Sin after sin' często uważa się za istotny spośród wczesnych płyt judaszów, utarło się iż tutaj zaczyna się metalowy Judas priest.
    Moim zdaniem materiał zawarty na albumie nie jest ani zbyt ciężki ani przełomowy.
    'Sinner' to typowe hard rockowe Judas priest lat 70. Gitarzysta przygrywa proste, wpadające w ucho partie, Rob szczególnie w refrenie śpiewa niezwykle intensywnie i charakterystycznie. Otwieracz daje wyraźny sygnał w jakiej estetyce grupa będzie poruszała się na płycie.
    Klasyczne, programowe hard rockowanie pojawia dalej się za sprawą 'Starbreaker', który zaraża szczególnie wpadającym do głowy refrenem.
    Najostrzejszym i najszybszym utworem na płycie jest sławny 'Dissident Aggressor'. Te niecałe 3 minuty to jeden ze znaków rozpoznawczych wczesnego Judas priest. Ostra gitarowa sieczka wspomagana jeszcze przez żwawą perkusję doskonale współgra z piskliwym wokalem Hallforda. Ta kompozycja jest wyraźną zapowiedzią judaszowego heavy metalu, który miał dopiero nadejść.
    Na płycie co ciekawe można natrafić na sporo bardziej wyciszonych, interesujących dźwięków. Panowie chociażby w takim 'Diamonds and Rust' mogą przypominać chwilami Scorpions, podobne wrażenie można odnieść przy okazji 'Raw deal'. Dla odmiany 'Last Rose of Sumer' to najprawdziwsza spokojna balladowa kompozycja zagrana bez zbędnych uniesień ale też bez niepotrzebnego przyłożenia na koniec.

    'Sin after sin' tak naprawdę nie jest żadnym przełomem a kolejnym krokiem w ewolucji Judas priest. Na pewno w czasach kiedy się ukazał mógł sprawiać wrażenie nieco mocniejszego ale nie ma co ukrywać materiał brzmi jak solidny hard rock. Jedyne z czego można by wycisnąć więcej agresji poprzez mocarniejsze brzmienie to 'Dissident Aggressor', reszta brzmi tak jak powinna. Tak więc opisywana płyta to solidna hard rockowa pozycja zasługująca na szkolną 4.

    Gacek środa, 09, listopad 2011 12:22 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Heavy Prog

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.