Co można odkrywczego napisać o płycie, o której napisane zostało już wszystko? Chyba nic, więc recenzja będzie zwięzła i krótka (jak nigdy).
Moim zdaniem grupa Judas Priest Ameryki nie odkryła, bo ich 'heavy metal' na początku wcale nie był taki heavy. Na płycie 'British Steel' wcale nie jest tak ostro, jak to niektórzy zwykle mawiają, ale trzeba też pamiętać, w którym roku album powstał.
Sama zawartość płyty to dla mnie ciężki i chwilami szybki hard rock. Jak na tę dziedzinę sztuki album jest dość różnorodny, bo obok szybkiego i ostrego 'Rapid Fire' pojawia się luzacki i przebojowy jak diabli 'Living After Midnight' a po drodze mamy jeszcze brzmiący jak hymn 'United'. Oczywiście reszta płyty nie jest żadną rockową sztampą, ale po prostu tym, co jest specjalnością zespołu, a dziś już klasyką. I wspomnę tutaj chociażby świetne 'Metal gods' z genialnym gitarowym graniem czy... zapomniałem, że miało być zwięźle.
Więc koniec końców 'British Steel' to jedna z najlepszych hard rockowych, czy jak kto woli heavy metalowych płyt, która pomimo trochę jeszcze gładkiego brzmienia jest encyklopedią doskonałych riffów i ogólnie patentów, które w połowie lat 80. młode zespoły będą uparcie klepać do znudzenia.
Czy to najlepszy album Judas Priest? Ciężko powiedzieć, bo co najmniej tak dobry był jeszcze 'Screaming for Vengeance ' i 'Painkiller' a wcześniej 'Sin after sin' no i jeszcze może...
Polecam tę płytę każdemu. Nie będę oceniał, bo nie wypada.