Błąd
  • JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 158

Nostradamus

Oceń ten artykuł
(136 głosów)
(2008, album studyjny)
CD 1
1.Dawn of Creation   (2:31)   
2.Prophecy   (5:26)
3.Awakening   (0:52)
4.Revelations   (7:05)
5.The Four Horsemen   (1:35)
6.War   (5:04)
7.Sands of Time   (2:36)
8. Pestilence and Plague   (5:08)
9. Death   (7:33)
10.Peace   (2:21)
11.Conquest   (4:42)
12.Lost Love   (4:28)
13.Persecution   (6:34)
Cd2
1.Solitude   (1:22)   
2.Exiled   (6:32)
3.Alone   (7:50)
4.Shadows in the Flame   (1:10)
5.Visions   (5:27)
6.Hope   (2:09)
7.New Beginnings   (4:56)
8.Calm Before the Storm   (2:05)
9.Nostradamus   (6:46)
10.Future of Mankind   (8:29)
Czas całkowity: 102:41
- Rob Halford  (vocals)
- Glenn Tipton  (guitar)
- KK Downing  (guitar)
- Ian Hill  (bass)
- Scott Travis  (drums) 
Więcej w tej kategorii: « Rocka Rolla Electric Eye »

1 komentarz

  • Gacek

    Czy Judas Priest może czymś dziś zaskoczyć? Czy grupy tego pokroju i kalibru grające ciężką muzykę potrafią jeszcze coś z siebie wykrzesać?

    Doniesienia o koncepcyjnej płycie 'Nostradamus' wprawiły mnie w lekkie zdziwienie. Rob i banda nagrywają coś takiego? Zdziwienie było jeszcze większe kiedy zaczęły się pojawiać jakieś dziwne wzmianki o czymś w rodzaju... 'rock opery' o życiu znanego sławnego proroka. Szok i niedowierzanie. Pierwszą opinią o płycie przeczytałem w dziwnym metalowym pisemku i jej autorem był nie byle kto, bo sam Nergal. Płyta została przez niego zmasakrowana nazwana przeróżnymi epitetami - jednym słowem złe Judas Priest nagrało złą płytę. Nie zrażając się jednak sięgnąłem po to obszerne wydawnictwo.

    Judas priest po powrocie Roba i nagraniu przyzwoitej płyty nie był w dobrym położeniu. Mówiąc szczerze powoli grupa zaczęła się starzeć razem ze swoim już nie tak porywającym jak dawniej stylem. 'Nostradamus' od pierwszych minut wnosi powiew świeżości. Na dzień dobry nie dostajemy tutaj sieczki jak dawniej. 'Dawn of creation' to dwie i pół minuty spokojnych wyciszonych dźwięków, które pod koniec zaczynają robić się coraz bardziej niepokojące. Utworek płynnie przechodzi we właściwą kompozycję 'Prophecy' rozpoczynającą się od lekko podbarwionych elektroniką brzmień. Po kilkunastu sekundach słychać to co każdy chce na tej płycie usłyszeć - wyraziste gitarowe granie i głos Halforda. Utwór utrzymany w średnim tempie, w połowie tradycyjnie miłe gitarowe pogrywanie - jak zawsze u Judasów pod koniec kulminacja a po niej ponownie wyciszenie w postaci świetnej miniaturki 'Awakening'. Dalej z jeszcze większym patosem uderza 'Revelations' - tutaj słuchacz ma wrażenie, że grupie towarzyszy orkiestra (zresztą nie wiem, czy tak nie jest!). Całość jest po prostu wyśmienita - tu nie ma miejsca na jakieś spontaniczne popiskiwanie, to czysty heavy metal ze wszystkimi jego charakterystycznymi cechami ubrany w symfoniczne szaty i oprawiony w sztywne ramy. Z czystym sercem powiem, że brak starej prostoty i spontaniczności w pełni rekompensuje patos, wirtuozeria i moc bijąca od tej muzyki.
    Dalej płyta wygląda bardzo podobnie - mianowicie dłuższe kompozycje mają coś w rodzaju intra. Niekiedy są to instrumentalne wprowadzenia a czasem genialnie odśpiewane klimatyczne 'miniatury'. Szkoda pisać tutaj o każdym utworze z osobna chociaż wszystkie na to zasługują. Na pewno zaskoczeniem jest delikatne, instrumentalne 'Solitude', miło robi się także przy klimatycznym 'Calm before the storm'. Większość tych mniejszych utworków jest utrzymana w spokojnym klimacie i czasem robi się aż żal, że ten spokój trwa tak krótko. Większość tych przerywników spokojnie mogłoby być pięknymi długimi balladami. Zespół jednak zrobił inaczej i w sumie dobrze.
    Dłuższe kompozycje to już inna bajka. Muzycy żonglują tutaj różnymi klimatami. Bardzo ciekawy jest ciężki powolny i gniotący 'Death', w którym od początku raz po raz pojawia się tajemnicze bicie dzwonów. Muzycznie mamy tutaj majstersztyk, walec kroczący przez cały utwór pod koniec nieco zmienia tempo, Halford cedzi kolejne linijki tekstu, które z każdą sekundą stają się coraz bardziej podniosłe. Tradycyjnie do głosu dochodzi gitara i niebawem walec przejeżdża po raz ostatni pozostawiając tylko ciszę.
    Kompozycja tytułowa to kolejny majstersztyk. Początek to jakby operowe zapędy wokalisty zwiastujące coś nudnego, które nagle zmieniają się w niemal trashową jazdę. Skojarzenie może być tylko jedno - 'Painkiller'. 'Nostradamus' po drodze jednak nieco zwalnia oczywiście tylko po to, by znów ostro ruszać. Genialnych solówek i gitarowych galopad chyba opisywać nie trzeba - obowiązkowo są i jak zwykle robią wrażenie.
    Zupełnie inny klimat panuje w utworze 'New beginnings'. Podniosły i nostalgiczny nastrój w niczym nie przypomina Judas Priest. Nawet Halford śpiewa tutaj spokojniej i z wyczuciem - coś niesamowitego. Utwór ten z powodzeniem mógłby ukazać się na płycie jakiejś solidnej progresywnej kapeli.
    'Nostradamus' nie ma o dziwo żadnych słabych punktów. Wszystkie utwory na płycie są ciekawe i o każdym z osobna można by pisać a nawet jeżeli pojawia się jakiś nietrafiony pomysł szybko znika. Czasem tylko można odnieść wrażenie, że niektóre dłuższe kompozycje bywają nieco na siłę przedłużane ale takie wrażenie miałem tylko kilka razy słuchając tego obszernego wydawnictwa.

    Co tu dużo mówić - 'Nostradamus' to dzieło absolutnie wyjątkowe. To nie jest płyta dla starego przygłuchawego fana metalowego jazgotu, przyzwyczajonego do łojenia w kółko tego samego riffu i naparzania w gary 'ile fabryka dała'. Pomiędzy ciężkimi i szybkimi utworami na tej płycie jest dużo wyciszonych, spokojnych wręcz nostalgicznych czasami brzmień. Czy to ważne, że Judas Priest nie z takiej muzyki słynie? Dla mnie to absolutnie obojętne, bo warto słuchać dobrej muzyki bez względu na gatunki i szufladki. Ten kto 'Nostradamusa' nie pozna wiele straci. Nie jest to płyta prosta łatwa i przyjemna, wiec nie każdemu musi się podobać, ale każdy powinien podchodzić do niej z pewną dozą szacunku, bo to wydawnictwo wyjątkowe. Wyjątkowa jest tutaj ambitna tematyka, odważne i otwarte podejście do formy czego bym się po takim zespole jak Judas Priest nie spodziewał. Przede wszystkim jednak wykonanie i dopieszczenie tego albumu do perfekcji jest godne podziwu, wirtuozeria samych muzyków oraz wiara w swoją twórczość niech pozostanie przysłowiową wisienką na torcie.
    Na koniec powiem tyle: panie Nergal życzę kiedyś chociaż jednej tak dobrej od początku do końca płyty jak 'Nostradamus'.

    Gacek sobota, 24, lipiec 2010 15:03 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Heavy Prog

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.