Sabotage

Oceń ten artykuł
(758 głosów)
(1975, album studyjny)
1. Hole in the Sky (4:00)
2. Don't Start (Too Late) (0:49)
3. Symptom of the Universe (6:28)
4. Megalomania (9:40)
5. The Thrill of it All (5:52)
6. Supertzar (3:42)
7. Am I Going Insane (Radio) (4:15)
8. The Writ (8:09)

Czas całkowity: 78:12
- Tony Iommi ( Lead Guitar )
- Geezer Butler ( Bass )
- Ozzy Osbourne ( Vocals )
- Bill Ward ( Drums )
- Gerald Woodruffe ( Keyboards )

1 komentarz

  • Mariusz Jaszczyk

    Sabotage to zdecydowanie najmniej doceniany album Black Sabbath. Wiele osób twierdzi, że po wydaniu Sabbath Bloody Sabbath zespół spoczął na laurach i potem nic ciekawego już nie nagrał. Stwierdzenie to jest dość mocno rozpowszechnione, jednak jest to kompletna bzdura, która w większości przypadków wynika z braku znajomości opisywanego wydawnictwa. Znakomita forma grupy z poprzedniego albumu została bowiem utrzymana, a w dwóch przypadkach jest chyba jeszcze wyższa. Wokal Ozzy'ego jest tutaj lepszy niż kiedykolwiek, wystarczy chociażby posłuchać takich utworów jak Symptom Of The Universe i Thrill Of It All, aby się o tym przekonać. Riffy Iommiego wciąż zachwycają niesamowitą energią i finezją, a solówki są szybkie jak nigdy dotąd. Od początku do końca albumu muzyka pełna jest niesamowitej energii i mocy. Tony Iommi dynamicznie wchodzi ze świetnym, mocnym, lecz jednocześnie bardzo melodyjnym riffem i rozpoczyna się utwór Hole In The Sky. Ozzy prezentuje znów naprawdę dobry wokal, zwłaszcza w refrenie. Ponadto piosenka zachwyca również pod względem gitarowym - Tony jak zwykle pokazuje klasę. Od razu możemy ten kawałek wliczyć w poczet sabbathowych perełek. Potem nastaje chwila oddechu przy pięknym, akustycznym utworze Don't Start (Too Late). Tym razem, w odróżnieniu od podobnych utworów z poprzednich wydawnictw zespołu, słyszymy samą gitarę akustyczną, bez użycia żadnych instrumentów klawiszowych. Warto dodać, że utwór różni się także od swoich poprzedników szybszym tempem. Nie zdążyliśmy odtechnąć, a tu znienacka atakuje nas kapitalny riff i rozpoczynamy Symptom Of The Universe  kolejny klasyczny utwór pochodzący z tego albumu. Znów zachwyca Ozzy na wokalu i Iommi wygrywający swą gitarą chwytliwe i wpadające w ucho riffy, którego motywami gitarowymi z tego utworu spokojnie można by obdzielić kilka piosenek. W solówkach niekwestionowany król riffów pędzi przed siebie, jak nigdy dotąd, aby niespodziewanie zwolnić tempo i wprowadzić do gry pudło, kończąc nim piosenkę. Fantastyczny utwór. Kolejny numer to prawie dziesięciominutowa Megalomania. Jednym utwór ten będzie się zapewne niemiłosiernie dłużył, ale ja osobiście jestem wielkim miłośnikiem tej kompozycji, która jest dla mnie najlepszym dowodem na obronę dużych, artystycznych i muzycznych aspiracji zespołu. Epicka, rozpoczynająca się z wolna kompozycja bez wątpienia spodoba się bardziej wybrednym melomanom, dla których szybka i ostra gra to nie wszystko. Utwór ten to prawdziwie mistrzowskie zmiany aranżacji i tempa oraz świetny wokal Ozzyego. Następnie otrzymujemy kolejny świetny riff Supertzar, lecz zamiast Ozzy'ego słyszymy chórek dublujący melodie grane na gitarze, co brzmi naprawdę rewelacyjnie! Panowie z Black Sabbath bardzo lubili eksperymentować, i świetnie im to wychodziło, czego dowodem jest między innymi ten utwór. Po raz kolejny udowadniają, jak wszechstronnym są zespołem. Wracamy jednak do starych dobrych zagrywek riffowych. Thrill Of It All zachwyca kapitalnym wstępem z doskonałym gitarowym solem, przechodzącym w świetną linię melodyczną z charakterystycznym klaskaniem, podobnym do tego, jakie zastosował zespół Queen w słynnym We Will Rock You. Następnie mamy utwór Am I Going Insane, drugi w całości skomponowany przez Ozzy'ego. Wokalista po raz kolejny oparł się na syntezatorowym brzmieniu, tworząc kapitalny utwór o świetnych, łatwo wpadającej w ucho melodii i refrenie. Na sam koniec słyszymy złowieszcze chichoty i tym ciekawym akcentem rozpoczynamy ostatni utwór z albumu. Jest on poświęcony nieustającym problemom zespołu z menedżerami i stanowi rozliczenie z całym tym nieprzyjemnym towarzystwem. Wystarczy dobrze wsłuchać się w tekst, który Ozzy wyrzuca z siebie z niezwykła złością, a przekonamy się, jak wiele członkowie zespołu mają im do zarzucenia. Mamy tutaj prawdziwą mini suitę - liczne zmiany tempa, melodii, linii wokalnych, pojawienie się pianina i gitary akustycznej. Jednym słowem znakomity, wielowymiarowy utwór.
    Myślę, że Sabotage spokojnie można zaliczyć w poczet najlepszych dzieł Black Sabbath. Jest to jednocześnie ostatni album grupy z Ozzym w składzie, na którym dominują mocne metalowe utwory, oparte na ciężkich riffach Iommiego. Po Sabotage Tony Iommi i reszta skierowali się bowiem ku lżejszym odmianom muzyki. Ale to już zupełnie inna historia, do której zapewne jeszcze wrócimy. Tymczasem gorąco polecam ten album wszystkim fanom dobrej muzyki, bowiem jest naprawdę czego posłuchać.

    Mariusz Jaszczyk wtorek, 17, styczeń 2012 15:49 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Heavy Prog

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.