Błąd
  • JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 1293
A+ A A-

Slaves And Masters

Oceń ten artykuł
(150 głosów)
(1990, album studyjny)
 1. King Of Dreams (5:30)
 2. The Cut Runs Deep (5:42)
 3. Fire In The Basement (4:43)
 4. Truth Hurts (5:14)
 5. Breakfast In Bed (5:16)
 6. Love Conquers All (3:47)
 7. Fortuneteller (5:45)
 8. Too Much Is Not Enough (4:19)
 9. Wicked Ways (6:35)
 Ritchie Blackmore - guitar
 Roger Glover - bass, additional keyboards
 Jon Lord - organ, keyboards, string arrangements
 Ian Paice - drums
 Joe Lynn Turner - vocals

2 komentarzy

  • jacek chudzik

    Jedną rzecz trzeba sobie powiedzieć jasno, wprost i już na samym początku: są albumy, które lepiej żeby nigdy nie powstały i 'Slaves And Masters' do takich się właśnie zalicza. Siląc się na odrobinę łaskawości, mógłbym poprzestać na stwierdzeniu, że jest to po prostu kiepska, nieudana, czy zła płyta. Mógłbym, gdyby nagrała ją kapela, której nawet Google nie zna...

    Są na 'Slaves And Masters' kompozycje miłe i przyjemne. Wpadają jednym uchem, wypadają drugim. 'King Of Dreams' i 'The Cut Runs Deep', otwierające album, są najlepszymi utworami, jakie na płycie usłyszymy. Tylko, co w tym przypadku znaczy 'najlepsze'? Wyobraźcie sobie jakiś stary film sensacyjny. Może być coś z Sylwestrem lub Jeanem Claudem. Wyobraźcie sobie muzyczkę lecącą pod napisy na początku, lub na końcu tego filmu. Dla 'Slaves And Masters' Deep Purple będzie to najlepsze odniesienie. Niewątpliwie 'Slaves And Masters' przynosi zmianę w muzyce Purpli, poniekąd 'odświeża' brzmienie zespołu. Nie są to jednak zbyt fortunne zmiany... Joe Lynn Turner sprawdza się w roli wokalisty Purpli równie udanie jak George Lazenby w roli Bonda. Co gorsze, zespół dopasowuje się do jego poziomu. Ciężkie, wyraziste brzmienie zastąpione tu jest tępą chwytliwością nijakich melodii. Deep Purple próbują dostosować się na 'Slaves And Masters' do muzycznej mody nowej dekady i czynią to kosztem utraty swej tożsamości muzycznej. Tragiczny przypadek zniżenia się gigantów rocka do popu. Czy to śmierć legendy?

    Ian Gillan po usłyszeniu 'Slaves And Masters' wyraził żal z powodu, że ta płyta została wydana pod szyldem Deep Purple. Kończę, również ubolewając nad tym faktem. Co tu roztrząsać? Nekrologi powinny być krótkie.

    jacek chudzik środa, 05, październik 2011 00:15 Link do komentarza
  • Artur 'Arturo' Michalik

    Faktem jest, że ten album - delikatnie mówiąc - nie przypadł do gustu wielu ludziom i nie jest uważany za największe osiągnięcie artystyczne DP. Po tych ponad dwu dekadach od wydania można spojrzeć na 'Slaves & Masters' bez uprzedzeń i... wydaje się, że czas jednak leczy rany. Aby uniknąć nieporozumień: nie twierdzę, że oto nagle zostałem rzucony na kolana, ale dzisiaj potrafię chyba odnaleźć pewne plusy tego materiału i przede wszystkim mogę wysłuchać go bez zażenowania.
    Klasyczny czy nieklasyczny, dla mnie jest to wciąż Deep Purple, ale jak zmierzyć wartość tej płyty i czy w ogóle jest to wykonalne? Bo, czy walorem w przypadku takiej grupy będzie nowatorstwo, żywiołowość, a może warsztat? No cóż, tego materiału w żaden sposób nie można zaliczyć do odkrywczych, a i z ekspresją też nie najlepiej. Pozostaje więc tylko warsztat i klasa muzyków? To też raczej lekka przesada, chociaż rzeczywiście największą atrakcją wydają się być tu partie gitarowe, (mimo, że bez wielkich fajerwerków) Richie Blackmore'a herbu Stratocaster oraz wokal Turnera - niemal idealny do takiej muzyki. Warto wspomnieć o charakterystycznej melodyjności, która momentami aż za bardzo przywodzi na myśl Rainbow(Love Conquers All King Of Dreams). Jest to zarzut o tyle istotny, iż twórcę pokroju Blackmore'a powinno być stać na bardziej wyraźne oddzielenie stylistyk tych dwu - mimo wszystko - różnych zespołów.
    Nie wiem czy to dobrze czy źle, ale ta płyta jest dla mnie jedną całością, żaden utwór nie pretenduje do miana perły, czy choćby perełki. Wspomniane wcześniej melodyjność i jednolitość sprawiają, że przez 47 minut, bez zbyt dużego wysiłku, bez specjalnej koncentracji obcujemy z przyjemną dla ucha muzyką. Tak po prostu i nic ponad to. Z powodzeniem może, więc służyć, np. za nieabsorbujący wypełniacz atmosfery w samochodzie, i zdaję sobie sprawę, że dla niektórych sprowadzenie DP do takiej roli to prawie profanacja...
    Oczywiście można mieć pretensje, można bluzgać, wiadomo, że od wielkich gwiazd wymaga się wielkich dzieł, ale nie w tym rzecz. Najważniejsze, że każdy ma prawo się mylić, lecz nie każdy potrafi naprawiać swoje błędy. DP naprawilo...


    Artur 'Arturo' Michalik 3/5

    Artur 'Arturo' Michalik środa, 05, październik 2011 00:15 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Heavy Prog

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.