Deep Purple idą za ciosem. Po nagraniu dobrze przyjętego albumu 'Purpendicular' i zawitaniu z trasą w każdej dziurze tego globu (jeśli tylko przy gminnym ośrodku kultury znajdowała się scena), 'ciemnofioletowi' udali się od razu do studia. A wszystko to w myśl zasady mówiącej, aby kuć żelazo póki gorące. Zapewne chcieli by historia się powtórzyła, by płyta podobnie jak poprzednia trafiła w gusta odbiorców i aby cyrk ruszył dalej, tak żeby żaden fan nie zdążył o nich zapomnieć. Niemniej tym razem coś poszło nie tak...
Sabotaż? Mistyfikacja? Pomińmy powyższe opcje oraz trudności z ustaleniem kto zawinił (i czy był to 'układ'?). Spróbujmy przesłuchać płytę 'Abandon'.
Album rozpoczyna utwór 'Any Fule Kno That'. W zasadzie jedyne na co można zwrócić tu uwagę to fakt, że Gillan śpiewając niebezpiecznie odchyla się w stronę melorecytacji. Jest to jednak średnio udany eksperyment. O drugim utworze na płycie ('Almost Human'), jeśli chodzi o kwestie muzyczne, niewiele można powiedzieć. Po prostu nie dzieje się tu nic nadzwyczajnego, bądź mogącego choć na chwilę przykuć naszą uwagę. Zmienia się to troszeczkę w następnej piosence. 'Don't Make Me Happy' to całkiem ciekawa balladka, brzmiąca dalekim echem 'When a blind man cries' (zwłaszcza w nowej aranżacji). Wolniejsze zwrotki, bardziej drapieżny refren i mniej, niż bardziej nastrojowa solówka sprawiają, że utwór ten wypada uznać za jedną z ciekawszych kompozycji na płycie. Po tym lekkim zwolnieniu otrzymujemy dwa żywsze utwory - 'Seventh Heaven' i 'Watching The Sky'. Pierwszy z nich przynosi ciekawsze partie gitary i mocniejszej gry Paice'a na perkusji. Drugi, jest w zasadzie prostą kompozycją zbudowaną wokół kontrastów między ciszą, a ostrym rockowym graniem. Jednak tak jeden, jak i drugi nie porywają. Niestety. Na kasecie stronę A płyty 'Abandon' kończyła piosenka 'Fingers To The Bone' - kompozycja bardzo miła i przyjemna. W zasadzie posiada tylko jedną wadę. Brzmi jak odrzut z poprzedniej płyty Deep Purple. A odrzut, jak to odrzut - jak bardzo dobry by nie był, nigdy nie będzie rewelacyjny... Rewelacyjne też nie są pozostałe utwory na tej płycie. Gitara, szybkie, czasem nawet mocne granie, wszystko to się zlewa w jakąś muzyczną papkę. Jako zdecydowanie ciekawszy można wyróżnić utwór 'She Was'. Wspomnieć też należy i o tym, co nam zespół funduje w finale. Otóż Deep Purple po raz pierwszy w swej historii postanowili odświeżyć utwór nagrany lata wcześniej. Ale 'Bludsucker' nie tylko przekręca tytuł pierwowzoru, dewaluuje także świetny kawałek z 'In Rocka', przybierając go w mdławe szaty 'Abandona'. Po co? Na co? Sabotaż? Mistyfikacja?
Tytuł płyty można także odczytywać jako: 'A-band-on'. Co z tego wynika? W zasadzie niewiele. Jak i z całej płyty. Ot, po prostu panowie pokazują solidne rockowe rzemiosło. Wprawdzie można usłyszeć na tym albumie kilka niezłych riffów, czy solówek, ale wszystko jest jakieś spłaszczone. Atmosfera jest niby ciężkawa, ale też zamglona, niewyraźna. Zresztą, popatrzmy na czasy utworów - dwanaście kompozycji po cztery minuty z groszami (zaokrąglając) każda. Takie ujednolicenie na albumach rockowych często nie zwiastuje nic dobrego.
Reasumując. Bez wzruszeń, bez porywów - bez większych emocji. W mojej ocenie największym grzechem 'Abandon' jest właśnie to, iż nie jest on ani gorący, ani zimny - a jedynie nijaki.