ProgRock.org.pl

Switch to desktop

Lichtgestalt

Oceń ten artykuł
(26 głosów)
(2005, album studyjny)

01. Saphire - 11:16
02. Kelch Der Liebe - 6:06
03. Lichtgestalt - 5:19
04. Nachtschatten - 7:08
05. My Last Goodbye - 8:11
06. The Party Is Over - 5:29
07. Letzte Ausfahrt: Leben - 5:44
08. Hohelied Der Liebe - 14:31

Czas całkowity - 1:03:44

- Tilo Wolff - wokal, instrumenty klawiszowe
- Anne Nurmi - wokal, instrumenty klawiszowe
- Jay P - gitara, gitara basowa (3)
- Sascha Gerbig - gitara (5)
- Susanne Vogel - gitara basowa (5)
- Yenz Leonhardt - gitara basowa (7)
- Manne Uhlig - perkusja (2-5,7)
- AC - perkusja (4,8)
- Thomas Nack - perkusja (1)
- Thomas Gramatzki - flet (1), klarnet (1,4)
- Philip Kreinert - fagot (1)
- Boris Matchin - wiolonczela (4)
- Katharina C. Bunners - kontrabas (4)
- Thomas Rohde - obój (1,4-6)
- Birte Schultz- viola da gamba, wiolonczela (8)
- Thomas Oepen - altówka (4)
- Stefan Pintev - skrzypce (4)
- Rodrigo Reichel - skrzypce (4)

 

Media

Więcej w tej kategorii: « Elodia Live »

1 komentarz

  • Dariusz Maciuga

    Swego czasu powstał w mojej głowie osobliwy podział twórczości Lacrimosy na trzy etapy. Przedstawia się następująco. Pierwszy to trzy pierwsze płyty nagrane przez Tilo Wolffa jeszcze w pojedynkę. Prezentują one oszczędny w brzmieniu i zasobie instrumentarium, surowy i dość ponury dark wave z elementami rocka gotyckiego. Drugi etap zaczyna się przełomem – albumem „Inferno”. Muzyka staje się cięższa, znacznie bardziej rozbudowana, dochodzą brzmienia symfoniczne i głos Anne Nurmi, natomiast pozostaje w niej, choć w mniejszym stopniu ciemny nastrój, bez którego nie da się wyobrazić sobie zespołów tego nurtu. Od „Lichtgestalt” zaczyna się rozdział trwający do dziś, choć de facto nie nie zaszły w muzyce znaczące zmiany w porównaniu z etapem poprzednim. Najistotniejsza dotyczy dynamiki utworów, która wynikła z nadania im jeszcze bardziej rockowego charakteru. Tak naprawdę „Lichtgestalt” to kwintesencja tego, co Lacrimosa robi do dzisiaj. Nie ma tu typowego – zimnego, gotyckiego klimatu, który zastąpiony został szeroko obecną, ale w żadnym wypadku nie dominującą melancholią. Oczywiście sporo jest dźwięków orkiestralnych. Są one rdzeniem większości utworów ale w pełnej krasie pokazują się w ostatnim - „Hohelied der Liebe”, gdzie są standardowo połączone z chóralnymi śpiewami, ciężkimi, gitarowymi riffami i bardzo wolnym tempem. Ponadto zespół prezentuje typowe ballady w wykonaniu Tilo - „Nachtschatten” i „The Party is Over”, charakterystyczny dla Anne, utrzymany w stylistyce dark wave „My Last Goodbye”. Reszta utworów to ekspresyjne, rockowo – symfoniczne - „Kelch der Liebe”, „Lichtgestalt”, „Letzte Ausfahrt: Leben”. Jednak niewątpliwym numerem jeden jest pierwszy na płycie - „Sapphire”. Nawet, jeśli nie jest to arcydzieło w dorobku Lacrimosy (choć poniekąd jestem skłonny tak uznać), to na pewno jest to najlepszy kawałek na tym albumie. I na pewno jest jednym z najbardziej oryginalnych, jakie stworzył Tilo. Wpływają na to trzy czynniki: konstrukcja utworu, brzmienie gitary i wokal. Zaczyna się bardzo spokojnie – łagodna, przyjemna melodia, grana na flecie z typowym śpiewem Tilo. Potem stopniowo wprowadzane są kolejne partie instrumentów (klawiszowe tło, gitara akustyczna, obój), głos Anne, ledwie słyszalna, mechaniczna perkusja. Wszystko toczy się w bardzo spokojnej, kojącej atmosferze. Istotną rolę pełni tu linia basu, która sugeruje, co wydarzy się za chwilę. Muzyka nabiera mocy po prawie czerech minutach takiej sielanki wraz z wejściem trąby i kilkukrotnym uderzeniem w werbel: od tego momentu rozpoczyna się chyba najbardziej monstrualny riff w historii Lacrimosy; oparty o nisko strojone: bas i gitary oraz mocne uderzenie perkusji i dość wolne tempo, po prostu... miażdży. Dodatkowo tym, co zwiększa ciężar utworu na tym etapie jest wokal Wolffa. Przyznam, że do tej pory nie słyszałem takich dźwięków wydobywających się z gardła tego artysty. To, co pokazuje to nie jest nawet krzyk, ale histeryczny, upiorny wrzask, który, mimo że trwa zaledwie minutę powoduje, że dosłownie włos jeży się na grzbiecie. Przy okazji pokazuje dobitnie, że spektrum możliwości wokalnych, jakie posiada jest w istocie zaskakujące. I choć różne pomruki, skowyty i piski pojawiały gdzieniegdzie na pierwszych płytach, to w tym utworze Tilo przeszedł po prostu sam siebie. W dalszej części tego utworu jest już zgoła inaczej, ale nie mniej interesująco: pojawiają się łagodne, instrumentalne momenty, perkusja staje się bardzo dyskretna i stanowi przez dłuższą chwilę tylko tło z cichymi pogłosami, w tle słychać delikatny śpiew Anne, a wokal Tilo staje się ponownie śpiewem. Wszystko to aż do krótkiego wyciszenia, które kończy ten jedenastominutowy utwór.
    „Lichtgestalt” to, ogólnie mówiąc płyta zróżnicowana i na pozór dość nierówna, ale po kolejnych przesłuchaniach wyłania się jej spójność, równocześnie pokazując swego rodzaju jedność w różnorodności. Choć nie zawsze zróżnicowanie płyty jest zabiegiem udanym, to w tym przypadku zdecydowanie się powiodło. Z zastrzeżeniem, że da się temu albumowi trochę czasu.

    Dariusz Maciuga środa, 02, luty 2022 14:17 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.

Top Desktop version