films

Oceń ten artykuł
(4 głosów)
(2013, album studyjny)

1. Dark (4:11)
2. Los Pajaros (3:07)
3. East (4:03)
4. T Feel (2:47)
5. Summerdreamer (3:22)
6. Pulse (2:48)
7. Sound of M (2:17)
8. River (3:14)
9. White Room (4:52)
10. Sabbath Bloody Sabbath (4:05)
11. April (3:29)
12. Yagull (3:50)
13. Mosquita (4:08)
14. Distance (6:04)
15. Dark (Reprise) (3:52)


- SASHA MARKOVIC (acoustic and electic guitar)
oraz:
- LORI REDDY (flute)
- SONIA CHOI (cello)
- EYLON TUSHINER (sax)
- JOSH MARGOLIS (drums)

Więcej w tej kategorii: Kai »

1 komentarz

  • jacek chudzik

    Jakiś czas temu spore zamieszanie na polskiej scenie zrobił zespół Lebowski ze swoją płytą "Cinematic". Z kolei nie tak dawno temu na łamach ProgRocka można było przeczytać recenzję płyty "No Movie Soundtrack" zespołu Fade Out. Recenzowana także ostatnimi czasy była płyta "Senna" kanadyjczyków z Mahogany Frog, których muzykę wydawca określa jako 'cinematic art-rock'. W tej chwili w moim odtwarzaczu kręci się album "films" formacji Yagull, a w głowie kołacze mi jedna myśl: ludzie, kochani, co wy macie z tymi soundtrackami? Czy to jakiś wyjątkowo nobilitujący gatunek? Czy podszywanie się pod ścieżkę dźwiękową ma w jakiś sposób dowartościować muzykę?

    O samym zespole możemy przeczytać, że jest to ‘acoustic power project’, a muzyka, którą nam serwuje, to ‘nowej generacji post-rockowa muzyka kameralna’. Wszystko pięknie, tylko... zupełnie nie wiem po co te mylące łatki. Gdybym się miał opierać na takiej kategoryzacji, to po twórczość Yagull prawdopodobnie w życiu bym nie sięgnął. A przecież wystarczy włożyć płytę do odtwarzacza, bo po chwili przekonać się, że mamy do czynienia z uroczą, melodyjną i komunikatywną muzyką, momentami odrobinę quasi-folkową, chwilami zaś soft rockową (zwłaszcza "Distance"). I znowu: post-rock, muzyka kameralna - to brzmi dumnie. Tylko, że jako odbiorca zaczynam się zastanawiać, czy ta cała terminologiczna zasłona nie wzięła się z lęku (czyjego?) o to, że muzyka nie obroni się sama?

    Z pewnością ogromnym zaskoczeniem jest fakt, że "films" - wydane przez enigmatyczne Zoze Music - dystrybuowane jest przez MoonJune Records. Nowojorska wytwórnia przyzwyczaiła nas do zgoła odmiennych dźwięków, progresywnych w sposób skrajny, eksplorujących - z różnym szczęściem - granice gatunków muzycznych (z dużym naciskiem na fusion i free jazz), a w każdym razie nie najłatwiejszych w odbiorze.

    Cały projekt Yagull kręci się wokół Saszy Markovic, a album "films" jest jego debiutem. To on napisał, zaaranżował i wyprodukował materiał zawarty na płycie (oczywiście, nie licząc coverów), w każdym kawałku usłyszymy także jak gra na gitarze. O tym, jak przedziwnym tworem jest Yagull niech świadczy, że prócz gitary akustycznej, usłyszymy tu flet (Lori Reddy), saksofony (Eylon Tushiner) i wiolonczelę (Sonia Choi). Są chętni aby wejść w ten akustyczny i ‘filmowy’ świat dźwięków?

    Zaznajomienie się z twórczością Yagull może być - zapewniam - ciekawym doświadczeniem. Lubiący gmerać w zawiłych strukturach utworów będą mieli czym zająć umysł. Osobiście wybieram ślizganie się po urokliwej powierzchni tych drobnych i cudnych utworów - w tym znajduję przyjemność i radość obcowania z twórczością Saszy Markovic. I chyba nie tylko ja, skoro udało mi się Yagullem zainteresować naszego redakcyjnego naczelnego neoprogowca...

    Płyta jest niezwykle nastrojowa, ale i różnorodna. Markovic nie serwuje nam godzinnego seansu z depresją (choć takie rzeczy nieźle się sprzedają). Bywa zatem mrocznie (świetne, dwuczęściowe "Dark"), ale i nie brakuje ciepła jesiennego słońca ("East"). Usłyszymy tu dwa covery "White Room" i "Sabbath Bloody Sabbath", ale traktuję je głównie jako ciekawostkę i mruganie okiem do rockowej publiczności. W przypadku większości kawałków można odnieść wrażenie, że utwory te byłyby ładnymi piosenkami, że ich linie melodyczne aż proszą się o dopisanie tekstu (zwłaszcza najbardziej 'rockowe' na płycie "Distance").

    Nie powiem, żeby mnie ta płyta porwała. Zaintrygowała, urzekła - tak, już bardziej. W całym, eksplorującym granice awangardy, katalogu MoonJune Records jawi się ona jako samotny klejnot. Tym cenniejszy, im głośniejszy i bardziej natrętny świat dookoła nas. Siłą grupy Yagull jest bowiem umiejętność gry ciszą i spokój, którym obdarza słuchacza. Polecam.

    jacek chudzik wtorek, 19, luty 2013 12:07 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Varia

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.