A+ A A-

Etched In The Spirit

Oceń ten artykuł
(2 głosów)
(2020, album studyjny)

01. Open Darkness - 6:23
02. Your Mephisto - 3:44
03. Orpheus - 6:54
04. Demonology - 5:40
05. The Lantern Of The Lost - 4:20
06. Maldoror's Song - 4:13
07. The Mess Sire - 3:49
08. My Swan Syndrome - 3:47
09. Dead Master - 5:24
10. Maldoror - 4:13

Czas całkowity - 48:32

- Dominik Burzym - wokal, gitara, gitara basowa, perkusja, orkiestracja
- Tomasz Bartosik – teksty
- Zdzisław Zabierzewski - teksty, recytacje (1,4)

1 komentarz

  • Gabriel Koleński

    Zgodnie z notatką prasową, IKONODRAMA określana jest „najważniejszym wyśnionym dzieckiem trzech niezależnych męskich umysłów, stanowi progresywno-gotycki zespół, który w sferze muzycznej i tekstowej prezentuje podróże w głąb alternatywnego pod-świata, usytuowanego gdzieś na pograniczu wciągających koszmarów i mrocznej jawy”. Jakkolwiek buńczucznie i górnolotnie by to nie brzmiało, można uznać, że jest to pewien punkt odniesienia w przypadku nowego projektu, firmowanego przez Lynx Music. Lider i mózg operacji, Dominik Burzym, wraz z kolegami zaprasza nas w podróż do swojego mrocznego świata, serwując debiutancki album konceptualny, zatytułowany „Etched in the Spirit”. Weźcie kaski, bo będą wyboje po drodze.
    Otwierający album, „Open Darkness” rozpoczyna się od mrocznej melodeklamacji. Następnie wchodzi mroczny, niski, męski wokal i połączenie ciężkich gitar z elektroniką w tle. Muzyka, którą słyszymy, znajduje się gdzieś na styku metalu gotyckiego i symfonicznego, z lekkim posmakiem doom i black metalu (te dwa ostatnie słychać zwłaszcza w pracy sekcji rytmicznej). W „Your Mephisto” następuje zdecydowane przyspieszenie, ale wokal wszystko tonuje i trochę powstrzymuje erupcję energii, która powinna w tym momencie nastąpić. A muzycznie dużo się dzieje, bo perkusja młóci ostro, gitary tną aż miło, a symfoniczne tło podbija atmosferę. Utwór zamyka klimatyczna solówka gitarowa. Początek „Orpheus” jest trochę niemrawy, ale wstawki orkiestrowe oparte na intensywnej pracy sekcji rytmicznej zdecydowanie ratują ten kawałek. Kompozycja jest rozbudowana i ciekawa, choć liczne wyciszenia powodują, że całość trochę wytraca dynamikę. Z kolei „Demonology” można byłoby określić nawet przebojem, gdyby nie hamował go zrozpaczony na doom metalową modłę wokal. Refren jest bardziej dynamiczny, szczególnie gdy Burzym śpiewa w harmonii. Gdyby ponury wokal w zwrotkach zastąpić krzykiem, to byłoby idealnie. „The Lantern of the Lost” pokazuje w jakim repertuarze lider odnajduje się najlepiej. Miarowe tempo, ponura atmosfera i masywny, gitarowy riff, podbity orkiestracjami. Doskonale pasuje tu też krótka, ale intensywna solówka gitarowa. Podobny trend kontynuuje „Maldoror’s Song”. Kompozycja rozwija się powoli, doskonale budowane jest napięcie. Jakby armia szykowała się do ostatecznej bitwy. Utwór urywa się nagle, ale jego rozwinięciem jest w pewnym sensie następny, „The Mess Sire”. Tu znowu muzyka napiera mocno do przodu. Czyli bitwa trwa w najlepsze. Nawet wokal dobrze zgrywa się z szybszymi partiami. Jakoś udało się to wszystko Burzymowi wypośrodkować i kawałek bardzo przyjemnie buja. Podobnie jak kolejny na płycie, „My Swan Syndrome”. Gitarowy riff przyjemnie wkręca się w głowę, a moc klimatycznych zwrotek powoduje, że twarz sama wykrzywia się w ponurym grymasie. Wyjaśnię niewtajemniczonym, że w tej stylistyce to bardzo pozytywny objaw. Krótka solówka tylko dopełnia dzieła. Riff, który prowadzi „Dead Master” również jest całkiem chwytliwy, ale nie porywa tak bardzo jak wcześniejsze. Za to refren tworzy tajemniczą atmosferę, która wyciąga ten kawałek do góry za uszy, podobnie jak melodyjne solo gitarowe. Zamykający album, „Maldoror” to w sumie tylko instrumentalna repryza „Maldoror’s Song”, ale dobrze wpisuje się w klimat albumu i w pewnym sensie podsumowuje go.
    „Etched in the Spirit” jest dziełem skończonym i dopracowanym, ale jeszcze trochę nierównym. Nad wokalami można by popracować, zwłaszcza w szybszych partiach (może skorzystać z pomocy kogoś z zewnątrz?). Kompozycje mogłyby też być bardziej zróżnicowane, bo masywne riffy potrafią znużyć na dłuższą metę. Przejścia i zwolnienia oczywiście są i to liczne, ale niekiedy zaburzają dynamikę utworów i niepotrzebnie je wydłużają. Mimo tej krytyki, która też jest potrzebna, oceniam ten album całkiem pozytywnie. Zdecydowanie widzę potencjał w tym projekcie i mam nadzieję, że będzie miał on szansę, by dalej się rozwijać. Artystom życzę wytrwałości i czekam na kolejne dokonania, bo IKONODRAMA zdecydowanie potrafi zaintrygować.
    Gabriel Koleński

    Gabriel Koleński czwartek, 05, marzec 2020 20:59 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Varia

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.