A+ A A-

I'm Scared of..

Oceń ten artykuł
(1 Głos)
(1998, album studyjny)

 

01. In This Garden Of Mine - 8:27
02. Clean - 4:02
03. Enchanted - 9:52
04. Lorelei - 6:07
05. Still - 8:31
06. Hypocrisy - 6:55
07. Eveline (original version) - 8:42
08. Eveline (feat. Anne Clark) - 6:12
09. The Visitor - 5:12
10. Strzeż się tych miejsc - 4:00

Czas całkowity - 1:09:00

- Katarzyna Ziemek "De Coy"
- Leszek Rakowski "Shambo"

 

 

1 komentarz

  • Dariusz Maciuga

    Pod koniec lat 90-tych na rynku ukazała się wydana przez nieistniejącą już firmę LK Avalon gra komputerowa „Reah. Zmierz się z nieznanym”. Była to niesamowita gra przygodowa, w której oprócz fabuły ogromne znaczenie miał nastrój wykreowany przez odpowiednio dobraną muzykę. To właśnie muzyka skłoniła mnie do sięgnięcia po (wtedy nową) płytę Fading Colours – zespołu, który był jednym z wykonawców na soundtracku tej gry. Kupiłem więc kasetę (taaak... to jeszcze te czasy) i oniemiałem. Powiedzenie „Polak potrafi” to w tym przypadku nie jest przesada i megalomania. Grupa tworząca dotąd typowy coldwave / gothic rock stworzyła album w stu procentach elektroniczny i jest to jeden z nielicznych przypadków, kiedy tak radykalna zmiana wyniosła muzykę na wyższy poziom. Okazało się bowiem, że ta muzyka, jest w stanie zdeklasować niejeden album rockowy, gdyż zespół pokazał, że można się obejść bez liryzmu, lub zimnego brzmienia gitar, a tak naprawdę – bez gitar w ogóle. Płyta wyróżnia się perfekcyjnym doborem i bogactwem brzmień oraz doskonałą aranżacją utworów, ale nade wszystko oniryczną i przyjemnie mroczną, choć nie przygnębiającą aurą obecną dosłownie w każdej kompozycji. Piorunujące wrażenie robi już otwierający płytę „In this Garden of Mind”. Powoli narastające napięcie i stopniowo budowany nastrój oparte na delikatnych plemiennych zaśpiewach i rytmach po chwili wybuchają ultranastrojowym kolażem dźwięków i przepięknym, melancholijnym głosem De Coy, czyli Katarzyny Rakowskiej. Potem jest coraz lepiej. „Clean” to utwór o twardszym, bardziej mechanicznym brzmieniu ze znacznie mocniejszym wokalem. Po nim wstępuje najbardziej monumentalny utwór na płycie: „Enchanted”. Podniosła atmosfera, transowa rytmika i genialny śpiew De Coy przywodzą na myśl wczesne dokonania Delerium i co bardziej wzniosłe numery Dead Can Dance. „Lorelei” to stylistyka zbliżona do psychedelic trance z ciekawym, niepokojącym wokalem i szybkim, jak na standard tego albumu tempem. „Still” to stylistyczny powrót do początku płyty. Utwór prezentuje wolne tempo, gdzieniegdzie orientalne brzmienia i delikatny głos wokalistki. Jest to też najbardziej wyciszony i „przestrzenny” utwór na płycie. „Hypocrisy” to kawałek w identycznym niemal stylu, co „Lorelei”, czyli szybszy, osadzony na psychedelic trance'owym fundamencie. I w sumie jest to najsłabszy punkt albumu. Jest poprawny, ale brakuje mu czegoś, co by go w jakiś sposób wyróżniło. Jego brak nie byłby żadną stratą dla albumu. Tego z kolei nie można powiedzieć o następnym, czyli „Eveline”, który występuje w dwu następujących po sobie wersjach. Utwór ten jest dość podniosły, a jednocześnie osadzony na ambientowym tle, zawiera sporo plemiennych śpiewów przeplatanych niemal operowym głosem De Coy. Druga wersja różni się od pierwszej aranżacją i czasem trwania, ale przede wszystkim tym, że wokalu udziela w niej znana na scenie darkwave Anne Clark. Ogólnie obie wersje można traktować jak jedną 15-minutową całość (tym bardziej, że nie ma między nimi przerwy). Przedostatni „The Visitor” z mechanicznym rytmem i wyjątkowo mroczną atmosferą de facto zamyka album, choć po nim następuje bardzo klimatyczny cover grupy Klaus Mittfoch: „Strzeż się tych miejsc”. Cover nader udany, utrzymany w stylu, który idealnie wpasowuje się w nastrój całego albumu.

    W krótkim podsumowaniu bez żadnych zastrzeżeń można uznać ten album za jeden z najbardziej oryginalnych i niesamowitych za sprawą obecnej na nim lunarnej atmosfery w polskiej muzyce elektronicznej. Ponadto muzyka na nim zawarta jest tak dojrzała, że tylko możemy żałować, że grupa wydaje płyty tak rzadko. Najważniejsze jest jednak to, że ma on już 25 lat na karku, ale nie ma na nim absolutnie niczego, co brzmi archaicznie. Jego świeżość jest naprawdę powalająca – i w tych słowach nie ma krzty przesady.

    Dariusz Maciuga środa, 19, październik 2022 17:30 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Varia

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.