Czy jest na świecie artysta, który potrafi na jednym albumie łączyć w sposób genialny tak odbiegające od siebie gatunki muzyczne jak, z jednej strony: funky, soul i wręcz disco, by z drugiej strony przykryć to wszystko smaczkiem szeroko rozumowanego gatunku, jakim jest art.-rock? Owszem jest taki jeden kameleon, który w swej karierze zaserwował nam tak wiele niespodzianek, sensacji i połączył taki ogrom stylów, że czasem można dostać zawrotów głowy. To oczywiście Dawid Bowie.
Mieszanka ta wybuchała kilkakrotnie na albumach artysty, ale chyba swe apogeum przybrała na płycie 'Station to Station'. Płyta to, w moim odczuciu genialna i udowadniająca, że nawet ze stylów muzycznych, przez które przewinęło się mnóstwo kiczu (i z nim są głównie kojarzone) można znaleźć znakomity pomysł na nagranie czegoś wyjątkowego. Wyłowić najwspanialsze elementy, które połączone w jedną całość, po prostu zaczarują słuchacza.
Inspiracją do napisania najdłuższego utworu na płycie, tytułowego 'Station To Station', była trzydniowa podróż artysty pociągiem z Nowego Jorku do Los Angeles. Słyszymy tu odgłosy lokomotywy, 'rozpędzający' rytm. Niemal czujemy smagający naszą twarz wiatr, zupełnie jak byśmy wyglądali przez otwarte okno pędzącego składu. Ale z pozoru wesoła kompozycja, ma w sobie mnóstwo dzikości, chłodu i wręcz psychodeli. To taka swoista 'jazda' nie do końca pociągiem& Bowie, po sukcesie Ziggiego Stardusta niestety wpadł w sidła sławy, które zetknęły go z narkotykami. Tak, więc tytułowe hasło 'Od stacji do stacji', można zrozumieć w dwojaki sposób. Paradoksalnie można też powiedzieć, że gdyby nie narkotyki, mogłoby nie być takich perełek jak właśnie ten świetny numer.
Kolejne kompozycje na płycie są już znacznie krótsze. Drugi utwór - 'Golden Years' to nic innego jak przebój disco! Ale jak zagrany!!! Chłodny, zakręcony klimat długiej podróży transatlantyckim ekspresem pryska jak bańka mydlana. Tym razem przeskakujemy z nogi na nogę, słuchając o 'złotych latach' pewnego artysty. Można się domyśleć, że osobą tą w zamyśle był Elvis Presley. Zresztą David próbuje nawet chwilami naśladować króla United States Of America. Uważny fan Bowiego zauważy jednak, że Dawid śpiewa również o sobie. W tym okresie nasz bohater był właśnie w apogeum swej kariery, czyli przeżywał swoje tytułowe 'Złote Lata'. Świetnie 'chodzi' w tym utworze bas, którym można się bezgranicznie rozkoszować w bardzo wesołym nastroju.
Jak już wspomniałem, prawdziwą wartością tego albumu jest stylowa mieszanka, oraz fakt, że każdy utwór jest inny. Tak jak zapewne wszystkie narkotykowe wizje twórcy tej mieszanki. W utworze numer trzy ('Word On A Wing') nie da się nie zauważyć art.-rockowego uroku, jakim częstuje nas Dawid i jego świetny zespół. Numer ten zbudowany jest na pianinie i płynącej gdzieś w głębi melodii, gitary elektrycznej. Jest to swoisty gest błagalny Bowiego do Kogoś, kto jest gdzieś nad nami. Modlitwa ta ma na celu uchronienie artysty od skutków nałogu, z którego bez pomocy wiary i modlitwy Dawid nie może się wyrwać.
Kolejny utwór to singlowy 'TVC 15', będący opowieścią o sympatii Iggyego Popa, która uzależnia się od oglądania kanałów telewizyjnych do tego stopnia, że pewnego dnia telewizor ją pożera. Znów nałóg! Przedstawiony w dość zabawny, ale dobitny sposób. A muzyka, jak to na singlu dość lekka i ulotna, ale znów od strony instrumentalnej coś w tym jest...
Piąty utwór zahacza w prostej linii o... soul, funky i disco. Ale jak jest zagrany?!!! Wprost palce lizać. 'Stay', bo o nim mowa, to istna 'jazda' i to bez trzymanki! Bowie zawsze słynął z tego, że współpracował ze świetnymi instrumentalistami. Nie inaczej było przy nagrywaniu tego krążka.
Płytę zamyka 'Wild Is The Wind', przecudna ballada ze znakomitym popisem wokalnym Dawida, który daje z siebie wszystko: od zmysłowego, tajemniczego nucenia, przez drżący śpiew po pełen emocji krzyk! To zdecydowanie jeden z flagowych utworów artysty, grany na wszystkich koncertach, a moim skromnym zdaniem jeden z najpiękniejszych i najbardziej poruszających utworów rocka.
Czy 'Station To Station' to album koncepcyjny? Według mnie tak. Choć stylistyka muzyczna jest bardzo różna, to niemal z każdym tekstem, bliżej lub dalej wiąże się temat narkotykowego nałogu. Jest, więc to niejako samosąd wrażliwego artysty nad swym marnym położeniem. Samosąd nakreślony osobą największego kameleona w historii rocka, i jego genialnego zespołu, który chyba również wpada na tym albumie w jakiś trans. Płyty Dawida Bowie polecam wszystkim tym, którzy lubią zmienność nastrojów w muzyce. Również tym, którzy poszukują swego ulubionego stylu muzycznego. U Dawida znajdziecie wszystko. Na tym albumie również...
5/5
PS. Album ten zapoczątkował nowe wcielenie Dawida Bowie. Po gwiazdorze Ziggym Starduście - bohaterze poprzednich albumów, nastał elegancik - Szczupły Biały Książe, czyli The Thin White Duke. Wpływ na nagranie materiału 'Station to Station' miał również udział Dawida w filmie 'Człowiek który spadł na ziemię'. To właśnie tytułowej 'ziemi', w postępującej, narkotykowej chorobie szuka artysta.
A Wam życzę, by Waszym narkotykiem była tylko świetna muzyka...