02. Please Come In
03. Reverend Wrinkle
04. Soul Creek
05. Things My Father Said
06. The Bitter End
07. Long Sleeves
08. Peace Is Free
09. Devil's Queen
10. The Key
11. You
12. Sunrise
13. Ghost Of Floyd Collins
- Jon Lawhon (bas)
- Chris Robertson (śpiew, gitara)
- Ben Wells (gitara)
1 komentarz
-
Arkadiusz Cieślak wtorek, 03, marzec 2009 11:24 Link do komentarzaGorzka słodycz
Kiedy dostałem tą płytę, od razu rzuciło mi się w oczy nazwisko producenta: Bob Marlette. Pomyślałem, że to całkiem nieźle wróży, w końcu Bob współpracował ze wspaniałymi muzykami takimi jak: Black Sabbath, Alice Cooper, Tony Iommi, Slayer czy Tracy Chapman. To jednak były wszystkie wiadomości jakie mogłem wywnioskować na podstawie okładki i wiedzy przeze mnie posiadanej. Black Stone Cherry to do tego momentu był mi zespół zupełnie nieznany.
Sama okładka jednak wskazuje niewątpliwie na jednoznaczne muzyczne inklinacje. Czterech młodych długowłosych muzyków ubranych w jeansy, t-shirty i skórzane czy zamszowe kurtki, trzymających do tego gitary, mikrofon (werbel stoi pomiędzy nimi), bezsprzecznie sugeruje muzyczny styl, który prawdopodobnie znajdziemy na tym krążku. Do tego nazwa zespołu jakaś taka kojarząca się z Black Sabbath, Black Crowes, Stone Temple Pilots, Stone Roses czy Wild Cherry. Jak jest naprawdę i co znajdziemy na tym albumie? O tym za chwilkę.
Zespół nie tylko mnie jest nieznany, a w każdym razie tak przypuszczam. Ta młoda zarówno stażem, jak i średnią wieku muzyków grupa, pochodzi ze środkowego wschodu Stanów Zjednoczonych, a konkretnie z Edmonton w Kentucky. Tych czterech chłopaków w wieku od 20 do 23 lat nagrało właśnie swoją drugą płytę. Jak sami mówią, w regionie, w którym mieszkają, niewiele się dzieje, a muzyka stała się dla nich azylem, ucieczką od szarości dnia powszedniego. Poza tym duży wpływ na rozwój ich muzycznych gustów mieli również rodzice, a nawet dziadkowie: ojciec perkusisty Johna Freda Younga był członkiem zespołu Kentucky Headhunters, który zdobył nawet nagrodę Grammy, wujek basisty Jona Lawhona był perkusistą jazzowym, a gitarzysta Chris Robertson dostał swoją pierwszą gitarę od dziadka, który zresztą sam zajmował się ręcznym tworzeniem instrumentów. W ten sposób kształtowały się, a właściwie nadal się kształtują ich muzyczne charaktery.
Nie znam debiutanckiej płyty BSC i nie jestem w stanie się do niej odnieść, ale wydaje mi się, że najprawdopodobniej niewiele się zmieniło w ciągu dwóch lat, w trakcie których zespół pracował nad 'Folklore and Superstition'. Album trwa nieco ponad 52 minuty i zawiera 13 utworów, z których żaden nie przekracza 5 minut. Znajdziemy na nim 3 ballady, a pozostałe numery, to rasowe rock'n'rollowe piosenki. Choć sami muzycy utrzymują, że wypracowali swój własny unikalny styl, to trzeba sobie jasno powiedzieć, że płyta brzmi jak żywcem wyjęta z repertuaru zespołów grających muzykę gitarową na przełomie lat 80-tych i 90-tych, a dość często wręcz grunge'owo, choć w tym bardziej przystępnym wymiarze. Wszystkie utwory sygnowane są nazwą BSC, ale ciągle mam wrażenie, że to zbiór coverów. Owszem, dość nowocześnie zagranych, świetnie zrealizowanych, ale jednak przeróbek. Oryginalności tutaj nie znajdziemy, ale czy rzeczywiście zawsze jej szukamy?
Wokalnie Chris Robertson najbliżej jest chyba Eddiego Veddera z Pearl Jam. Do tego dodajmy domieszkę Chrisa Cornella z Soundgarden i mamy... Temple of the Dog. Wokal jest niewątpliwą zaletą tego zespołu, mocny, głęboki, o dość szerokiej skali, choć niezbyt oryginalny. W balladach natomiast zahacza momentami o Stevena Tylera z Aerosmith. Co do ballad, to na szczególną uwagę zasługuje 'Things my father said'. Naprawdę piękny, niebanalny numer z przesłaniem.
'Somewhere there's a sun that's shining
So bright that I can't see Your smile
And all that I need is one last chance
Just to hear You say goodbye'
Gitarzyści - Chris Robertson (w podwójnej roli jako również wokalista) i Ben Wells - sprawdzają się naprawdę znakomicie. Piszę to oczywiście jako zupełny teoretyczny i techniczny laik. Grają jednak soczyście, a ich solówki wpisują się idealnie w kontekst całej płyty. Sekcja w tym całym zamieszaniu troszeczkę jakby odstaje, ale to już na pewno kwestia znajomości, wiedzy i wyczucia. Mnie może ich brakować.
Ta płyta to naprawdę świeży powiew. Sam się sobie dziwię, pisząc te słowa, ponieważ album jest wtórny do cna. Tak, zaprzeczam sam sobie, ale coś w tym jest. Początkowo wydawała mi się niezwykle atrakcyjna, później byłem zły, że słyszę patenty ograne od lat, a teraz bardzo się nią cieszę. Jak zespół wtórny do cna, jest w stanie nagrać płytę świeżą? BSC odpowiedział na to pytanie i zrobił to naprawdę nieźle.
Lubię taką muzykę, lubię pewną swobodę, rock'n'rollowe zacięcie ujarzmione hardrockowym charakterem, okraszone nowoczesnym, współczesnym brzmieniem i produkcją. Takie utwory jak 'Devil's Queen', 'Reverend winkle', 'Bitter end' czy 'Ghost of Floyd Collins' powodują przyśpieszone bicie serca, automatyczne wybijanie rytmu dłońmi, palcami, stopami, a nawet innymi częściami ciała. Jakimi? Pozostawiam to indywidualnym umiejętnościom słuchaczy (i słuchaczek).
Zespół osadzony dość głęboko w swoim środowisku Kentucky, opowiada nam w swoim ostatnim utworze - 'Ghost of Floyd Collins' - o bohaterskim pionierze zdobywcy jaskiń, który zginął uwięziony w jednej z odkrytych przez siebie grot. Akcja ratunkowa była pierwszym medialnym wydarzeniem tego typu w 20-tym wieku. Odnalezionemu, ale zablokowanemu Floydowi podawano przez cztery dni jedzenie i picie, po czym wąski przesmyk zawalił się, pozostawiając tylko i wyłącznie niewielką szczelinę, pozwalającą na kontakt głosowy. Collins zmarł po 14 dniach z wyczerpania i głodu, a jego ciało zostało wydobyte po 2 miesiącach.
'Peace is free' to jeden z utworów o głębszym przesłaniu. Jak strasznie cenna jest wolność? Ile krwi potrzeba, aby osiągnąć jej namiastkę? Ile istnień ludzkich? Pamiętajmy, że każde z nas jest takim istnieniem. I nasi bliscy, a granice państw nie tak odległe. Tak czy inaczej pokój jest za darmo i jest wolnością.
Ta płyta zyskała moją przychylność w trakcie pisania tej recenzji, nie mogę tego ukryć i nie chcę. Tak młody zespół, z tak odległego regionu świata, grający tak znaną i przewidywalną muzykę, naprawdę mnie oczarował. Zastanawia mnie jak ta muzyka może trafić pod strzechy? Kto zajmie się promocją? Kto obecnie ma szanse się przebić w dobie internetu i 'downloadów'? Chyba jednak, jak słusznie zauważył Bruce Dickinson z Iron Maiden, o istnieniu zespołu decyduje jego intensywna działalność koncertowa.
Wtórność i wsteczność nie zawsze oznaczają kopię czy pastisz. Black Stone Cherry na pewno łamie pewne schematy, ale nie te odnośnie 'odkrywkowości', starając się dodać do nich pewien powiew młodości i niezależności. Jak dla mnie jest to udana próba, choć wsteczności nie da się ukryć. Słyszymy tutaj Poison, Aerosmith, Pearl Jam, Soundgarden, The Cult, Black Crowes, Guns' n 'Roses, a nawet czasami Van Halen. Jeśli ktoś się zasłucha, to na pewno, zgodnie ze źródłem, odnajdzie wpływy Led Zeppelin czy ACDC, ale to przecież jest obvious.
Album jest świetnie wyprodukowany, a o odpowiedzialnym za to Bobie Marlette już wspominałem. Bob osadził BSC we współczesnym, nowoczesnym brzmieniu, nie zapominając o swoich własnych korzeniach i wzorcach. Black Stone Cherry śpiewa i gra przeszłą pieśń przyszłości, choć tak naprawdę może być ciężko o tą przyszłość. Oby to nie był gorzki koniec ('Bitter end').
3,5/5
Arkadiusz Cieślak
Albumy wg lat
Recenzje Varia
- Wielce ciekawy to zespół, całe to Omni. Kiedy bowiem tryumfy… Skomentowane przez Dariusz Maciuga Omni (Omni)
- Nigdy nie byłem i do dziś nie jestem zagorzałym fanem… Skomentowane przez Dariusz Maciuga Ozzmosis (Ozzy Osbourne)
- Zanim przejdę do sedna, muszę szczerze przyznać, że ogarnęło mnie… Skomentowane przez Dariusz Maciuga Leidenschaft (Lacrimosa)
- Swego czasu powstał w mojej głowie osobliwy podział twórczości Lacrimosy… Skomentowane przez Dariusz Maciuga Lichtgestalt (Lacrimosa)
- Kiedy po raz pierwszy usłyszłem "Echos", a było to zaraz… Skomentowane przez Dariusz Maciuga Echos (Lacrimosa)
- Z twórczością zespołu Lion Shepherd mam przyjemność zapoznać się po… Skomentowane przez Aleksandra Leszczyńska III (Lion Shepherd)
- Chyba żaden album Metus nie powstawał tak długo i w… Skomentowane przez Gabriel Koleński Time Will Dissolves Our Shadows (Metus)
- Długo zabierałem się do napisania tej recenzji, może nawet trochę… Skomentowane przez Bartek Musielak III (Lion Shepherd)
- Jeśli miałbym wskazać jakieś państwa na świecie, które otacza aura… Skomentowane przez Bartek Musielak Unortheta (Zhrine)
- O Seasonal, jednoosobowym projekcie pochodzącego z Białegostoku Macieja Sochonia pisaliśmy… Skomentowane przez Gabriel Koleński Heartvoid (Seasonal)
- Szanse, że Adam Płotnicki będzie wciąż kojarzony jako wokalista Crystal… Skomentowane przez Gabriel Koleński 4.3. (Plotnicky)
- Czasem zdarza mi się słuchać albumów, przy których myślę sobie,… Skomentowane przez Gabriel Koleński Silent Sacrifice (Seasonal)
- To miał być singiel, ewentualnie maxi singiel, potem epka, ostatecznie… Skomentowane przez Gabriel Koleński Under the Fragmented Sky (Lunatic Soul)
- Istnieją takie zespoły czy projekty muzyczne, które powstają z potrzeby… Skomentowane przez Gabriel Koleński Radio Voltaire (Kino)
- Chciałem rozpocząć podniosłym „Polak potrafi!”, ale w sumie to nie… Skomentowane przez Bartek Musielak Litourgiya (Batushka)
- Szczerze mówiąc, nigdy nie potrafiłem zrozumieć pojęcia jesiennych wieczorów oraz… Skomentowane przez Gabriel Koleński Black Butterflies (Metus)
- Premiera płyty ”Fractured” to dobry moment na przypomnienie sobie całej… Skomentowane przez Wolrad Walking on a Flashlight Beam (Lunatic Soul)
- Zdarzają się takie albumy, do których podchodzę ze sporym dystansem… Skomentowane przez Bartek Musielak Heat (Lion Shepherd)
- Z reguły bywam ostrożny w stosunku do albumów przygotowanych w… Skomentowane przez Krzysztof Pabis Live 1 (Security Project, The)
- We Come From the Mountains to jedna z najnowszych propozycji… Skomentowane przez Krzysztof Pabis We Come From the Mountains (Tiebreaker)
- Kiedy dotarła do mnie nowa płyta projektu Yagull ucieszyłem się.… Skomentowane przez jacek chudzik Kai (Yagull)
- Rok 1974 okazał się bardzo wyczerpujący dla Mike'a Oldfielda. Artysta,… Skomentowane przez Michał Jurek Ommadawn (Oldfield, Mike)
- Zawsze bardzo się cieszę, kiedy w ręce wpada mi coś… Skomentowane przez Paweł Caniboł Loneliness Manual (Seasonal)
- Swego czasu przemierzając internetowe portale streamingowe, bo miewam czasami takie… Skomentowane przez Bartek Musielak Krimhera (KRIMH)
- Konsekwentnie szukam ciekawych rzeczy na obrzeżach muzycznego rynku. Bo rynek… Skomentowane przez Paweł Tryba Crashendo (Fryvolic Art)
- Generalnie staram się na nie recenzować bezpłatnych dałnlołdów, ale zrobię… Skomentowane przez Paweł Tryba #I’mNotAddicted (Ordinary Brainwash)
- Na ten album czekałem z niecierpliwością. Kiedy Mariusz Duda ogłosił,… Skomentowane przez Bartek Musielak Walking on a Flashlight Beam (Lunatic Soul)
- Dies irae... dzień gniewu, popularny motyw sztuki średniowiecznej i barokowej;… Skomentowane przez Edwin Sieredziński Dies Irae (Devil Doll)
- Czasem się zastanawiam, dlaczego niektóre zespoły są niszowe bądź po… Skomentowane przez Edwin Sieredziński The Sacrilege of Fatal Arms (Devil Doll)
- W poprzednich recenzjach przedstawiłem Devil Doll jako pogrobowca starego dobrego… Skomentowane przez Edwin Sieredziński Sacrilegium (Devil Doll)