QR III

Oceń ten artykuł
(3 głosów)
(1986, album studyjny)
01. Main Attraction
02. The Wild And the Young
03. Twilight Hotel
04. Down and Dirty
05. Rise or Fall
06. Put Up Or Shut Up
07. Still of the Night
08. Bass Case
09. The Pump
10. Slave to Love
11. Helping Hands
- Kevin DuBrow (śpiew)
- Carlos Cavazzo (gitary)
- Chuck Wright (bas)
- Frankie Banali (perkusja)

1 komentarz

  • Arkadiusz Cieślak

    Na samym wstępie chciałbym zaznaczyć, że nie będę obiektywny i nawet nie będę się starał być. To jest płyta, do której mam bardzo sentymentalny i emocjonalny stosunek. Tak naprawdę, emocjonalnie podchodzę do wszystkich płyt, których słucham (a Wy nie?), ale niektóre albumy są dla mnie szczególnie ważne.

    'QR III' to moja ulubiona płyta Quiet Riot. Ukazała się w roku 1986 i od razu mnie zawojowała. Możemy zarzucać grupie, że drastycznie zmieniła styl i zaczęła grać bardziej komercyjnie, softmetalowo. To prawda, takie to były właśnie czasy. Wiele zespołów metalowych wydawało wówczas płyty o lekko złagodzonym charakterze. Posłuchajmy 'Turbo' Judas Priest, 'Innocence is no excuse' Saxon, a nawet 'Somewhere in time' Iron Maiden. Rok później ukazały się podobne stylistycznie płyty Pretty Maids 'Future world' i megaprzebojowa 'Hysteria' Def Leppard. Ja, będąc wówczas nastolatkiem, chłonąłem wszystko, co się wtedy ukazywało. Dostęp do nowości był jednak bardzo trudny. Płyty czy kasety były właściwie niedostępne. Jedynym źródłem informacji pozostawało radio, a zwłaszcza (jeśli chodzi o szeroko pojęty metal) sławetna 'Muzyka młodych' prowadzona przez pana Gaszyńskiego. Jeśli mnie pamięć nie myli, to program był emitowany w poniedziałek o godzinie 14-ej lub 15-ej i trzeba było szybko wracać ze szkoły, jeśli się chciało coś nagrać na swojego Kasprzaka. :-) Poznałem w ten sposób sporo ciekawych zespołów i wiele wartościowych nagrań. Wśród nich właśnie album 'QR III' Quiet Riot.

    Płyta składa się z jedenastu utworów i trwa 42 minuty. To też jest charakterystyczne dla tamtych czasów - treściwe 40 minut. :-). Pierwszy utwór 'Main attraction' rozpoczyna się syntezatorowym wstępem, a później przeradza w dość przebojowy opener. Jest świetnym wyznacznikiem stylu tej płyty. Później słyszymy 'The wild and the young', który został wydany na singlu i odniósł spory sukces. Nakręcono nawet do niego teledysk, który prezentowała MTV. 'Twilight hotel' to pierwsza z ballad, które nie są tylko zwyczajnymi wypełniaczami, lecz stanowią bardzo ważny element albumu. W końcówce Carlos Cavazzo gra krótkie i spokojne, ale niezwykle piękne solo na gitarze. Po tym chwilowym wyciszeniu uderza w nas 'Down and dirty', kawałek typowy dla softmetalowych zespołów śpiewających o przepięknych i łatwych dziewczynach, seryjnie łamiących serca. :-) Pomijając warstwę tekstową, jest to bardzo dynamiczny, wręcz momentami funkujący utwór, świetnie nadający się na koncerty. 'Rise or fall' to numer w stylu Judas Priest z czasów 'Turbo', szczególnie jeśli chodzi o brzmienie instrumentów klawiszowych, które zresztą są tutaj bardzo słyszalne. Znów świetne solo, a w końcówce następuje krótkie interludium, w trakcie którego do głosu dochodzą perkusista Frankie Banali oraz basista Chuck Wright. 'Put up or shut up' to kolejny dynamiczny kawałek, tym razem kojarzący się troszkę z Saxon z okresu 'Innocence is no excuse', zwłaszcza w brzmieniu gitary. Według mnie to troszkę słabszy moment na płycie. Za to 'Still of the night' to kolejna ballada i dla mnie prawdziwa perełka. Solo nadal wywołuje gęsią skórkę. 'Bass case' to króciutka, jednominutowa miniaturka rozpisana na bas. Maleństwo, ale bardzo cieszy. Po nim następuje 'The pump', w którym słychać lekkie wpływy Slade, co oczywiście nie jest żadną nowością. Kilka lat wcześniej szczyty list przebojów okupował cover Slade 'Cum on feel the noize', który uczynił z Quiet Riot megagwiazdę. Oprócz tych 'slejdowskich' skojarzeń, śpiew DuBrowa przypomina tutaj troszkę Roberta Planta. 'Slave to love' jest kolejnym, z moich ulubionych, utworem o spokojniejszym charakterze. Jak sam tytuł sugeruje, to ponownie opowieść o stosunkach damsko-męskich. Cóż, przecież każdy z nas jest niewolnikiem miłości, prawda? :-) Płytę wieńczy słabszy 'Helping hands'. To utwór troszkę nie
    pasujący na zakończenie, lepiej by się sprawdził gdzieś w środku. To kolejny dynamiczniejszy kawałek w lekko glamrockowej stylistyce. Nie odstaje jednak zbytnio od reszty i trzyma równy poziom.

    Album jest bardzo dobrze wyprodukowany, szczególnie cieszy świetnie słyszalny, dynamiczny bas. Gitara jest lekko schowana, ale solówki brzmią wyraziście i przejrzyście. Perkusja przypomina troszkę automat i jest dość monotonna. Głos DuBrowa, za to, jest wysunięty na pierwszy plan i brzmi bardzo wyraźnie. Słychać każde słowo, to jest coś, co bardzo lubię.

    'QR III' poniosła komercyjną porażkę, co może dziwić zważywszy, że jest typowym produktem połowy lat 80-tych. Fani czekali być może na kolejne covery Slade i nie zaakceptowali nowego oblicza zespołu. Niewątpliwie wpływ na notowania płyty miała również niezbyt sprawna akcja promocyjna. W grupie tymczasem dochodziło do coraz większych spięć i zatargów, czego efektem było wyrzucenie DuBrowa, koniec końców współzałożyciela grupy. Warto nadmienić, że Quiet Riot został założony przez DuBrowa i znakomitego gitarzystę Randy Rhodesa, który później dołączył do Ozzy'ego Osbourna. Niestety, jego świetnie rozwijająca się kariera została przerwana tragiczną śmiercią w katastrofie lotniczej w 1982 roku. Na początku lat 90-tych DuBrow wrócił i zespół był aktywny aż do 2007 roku, kiedy wokalista niestety zmarł. Co będzie dalej? Nie wiem, ale na pewno to już nie będzie to samo.

    Użyłem w swojej wypowiedzi sporo porównań do innych zespołów. To bynajmniej nie oznacza, że Quiet Riot kopiuje pomysły tych zespołów. Chodziło mi jedynie o osadzenie QR w pewnych ramach stylistycznych i czasowych. To, mimo wszystko, jest oryginalna, choć niewątpliwie niedoceniona i troszkę zapomniana płyta. Jeśli zachęciłem Was do jej przesłuchania, to naprawdę się z tego cieszę. Myślę, że warto takie albumy poznać.

    Czas na ocenę. Strasznie tego nie lubię, gdyż suche liczby nie oddają dokładnie tego, co czuję. Nigdy. Zwolennik Spice Girls da każdej ich płycie maksymalną, lub niewiele niższą ocenę, a ja wręcz przeciwnie. :-) Absolutnie nie mam zamiaru deprecjonować SG, to tylko pierwszy z rzędu przykład. :-)

    Subiektywnie i osobiście - 4,5/5
    W miarę obiektywnie - 3/5
    Metalowo - 2,5/5
    Popowo - 3,5/5
    Softmetalowo - 4,5/5
    Wyszła mi z tego średnia 3,6. Jeśli to jest dla Was jakikolwiek wyznacznik, to zapraszam do kupna płyty. :-)

    P.S.
    Rest in Peace - Kevin, Randy and Kelly.

    Arkadiusz Cieślak

    Arkadiusz Cieślak sobota, 07, marzec 2009 15:40 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Varia

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.