Welcome

Oceń ten artykuł
(22 głosów)
(1973, album studyjny)
1. Going Home (4:11)
2. Love, Devotion and Surrender (3:38)
3. Samba de Sausalito (3:11)
4. When I Look Into Your Eyes (5:52)
5. Yours Is the Light (5:45)
6. Mother Africa (5:55)
7. Light of Life (3:52)
8. Flame Sky (11:31)
9. Welcome (6:29)

Czas całkowity: 50:24
- Carlos Santana (vocals, guitars, bass, kalimba, percussion)
- Doug Rauch (guitar, bass)
- Mahavishnu John McLauhlin (guitar)
- Richard Kermode (soprano saxophone)
- Richard Kermode (piano, electric piano, organ, mellotron, marimba, percussion)
- Tom Coster (piano, organ, marimba, percussion)
- Michael Shrieve (drums)
- Tony Smith (drums)
- Armando Peraza (bongos, congas, percussion)
- Wendy Haas, Leon Thomas, Flora Purim (vocals)
- Bob Yance (flute)
- Mel Martin (flute)
- Joe Farrell (flute)
- Jose 'Chepito' Areas (congas, timbales, percussion)
Więcej w tej kategorii: « Santana Lotus »

1 komentarz

  • Michał Jurek

    Po olbrzymim sukcesie trzech pierwszych płyt Carlos Santana znalazł się na rozdrożu. Z jednej strony sukces finansowy, wyprzedane koncerty, sława i 'sex, drugs & rock'n'roll', a z drugiej poczucie, że te orgiastyczne bachanalia prowadzą donikąd. By coś zmienić, Santana dużo zaryzykował. Zszedł ze ścieżki komercyjnego sukcesu, podążając w kierunku jazz-rocka. Na te muzyczne poszukiwania duży wpływ miała wewnętrzna przemiana pana Carlosa, który zainteresował się religią Wschodu. Odnalazł też nowego przewodnika duchowego, którym był hinduski guru Sri Chinmoy. Carlos Santana przybrał więc imię Devadipa (czyli Światła od Boga) i nawiązał współpracę z innym znanym uczniem swojego guru: Mahavishnu Johnem McLaughlinem. Po nagraniu wspólnej płyty, Santana przystąpił do realizacji dzieła swojej macierzystej grupy: albumu 'Welcome'.
    Płyta intryguje już samą okładką: cała w bieli, jedynie z tytułem na awersie (przynajmniej ja mam taką wersję). Mieliśmy w historii kilka białych albumów, i na ogół były to rzeczy dobre. Lub wybitne. Nie inaczej jest i tym razem.
    Płytę otwiera [i]'Going Home'[/i] z motywem zagranym... bynajmniej nie na gitarze, ale na instrumentach klawiszowych, z którego wyłaniają się dziesiątki dzwoneczków, talerzy, czyneli i temu podobnych perkusyjnych przeszkadzajek. Nagranie płynnie przechodzi w [i]'Love, Devotion & Surrender'[/i]. Perkusyjna kakofonia powoli cichnie i przekształca się w uroczą latynoską melodię. Gdy przyspiesza sekcja rytmiczna ze wsparciem instrumentów klawiszowych, nagranie zyskuje niemal soulowego charakteru. Pojawia się też, dosyć nieśmiało, gitara. [i]'Samba de Sausalito'[/i] jest jeszcze bardziej latynoska (ech, te marakasy...), bardzo ładnie plumkają w niej instrumenty klawiszowe, a sekcja rytmiczna galopuje, że aż miło. Przypomina się [i]'Soul Sacrifice'[/i], nie ma co... Do soulowych klimatów wracamy w następnym [i]'When I Look Into Your Eyes'[/i]. Zupełnie jakby pan Santana zbłądził do Detroit do Motown Records. Ale brzmi to świetnie, zwłaszcza gdy w tle pojawia się jazzująca partia fletu Joego Farrela. Od razu robi się jakoś weselej na duszy:


    'When I look into your eyes,
    The sun melts deep into the sky,
    And plants a seed inside my soul,
    And takes me up into the sky.'

    Na zakończenie tego niezwykłego nagrania dostajemy wręcz funky z połamaną partią instrumentów klawiszowych i piękną partią gitary basowej.
    Pora na odpoczynek. Następne [i]'Yours Is the Light'[/i] to bossa nova, której klimat świetnie oddaje śpiew znanej wokalistki jazzowej Flory Purim. No, ale jak się ma sześć oktaw... Niemniej, zespół w niczym nie ustępuje pani Purim, pojawia się też gitara Santany taka, jaką ją kojarzymy z pierwszych albumów. Co za solo! I co za partia instrumentów klawiszowych! Tom Coster zaiste wielkim pianistą jest. Ale sekcja perkusyjna nie może dać zapomnieć o sobie, więc [i]'Mother Africa'[/i] zaczyna się naprawdę energetycznym otwarciem. Potem galopujące instrumenty perkusyjne przesuwają się na drugi plan, a do akcji wkracza medytująca, zapętlona partia instrumentów klawiszowych z jazzową partią saksofonu.
    Kolejne nagranie i znowu zwrot akcji. [i]'Light of Life'[/i] otwiera fajna partia instrumentów smyczkowych, z których wyłania się ciepły i głęboki głos Leona Thomasa. No Barry White po prostu. Króciutko, ale jakże smakowicie: 'You are the sun, moon and stars'... Sielanka jednak długo nie trwa, trzeba trochę poeksperymentować. Pan Devadip zaprosił więc pana Mahavishnu, coby razem pomedytować przy gitarze przez niecały tuzin minut. No i medytują, aż miło. A gdy jeszcze włączają się organy Hammonda z gitarą basową, napięcie sięga zenitu. Zakończenie płyty to kolejna jazzowa wycieczka, ale nie dziwota, bo tytułowy utwór przeróbką Coltrane'a jest. Santana ma tu swoje pięć minut, żeby sobie pomedytować na gitarze w otoczeniu dzwoneczków i innych marimb. A już na samiusieńkie zakończenie dostajemy bonus: [i]'Mantrę'[/i] z funkującą sekcją rytmiczną i leniwymi wokalizami.
    [i]'Welcome'[/i] jest fascynującym wcieleniem jazzrockowego Santany. Warto ją poznać, zwłaszcza że jest, moim zdaniem, bardziej przystępna od [i]'Caravanserai'[/i], a już na pewno od [i]'Love Devotion Surrender'[/i], nagranej wspólnie z McLaughlinem. No a poza tym, czapki z głów za to, że Carlos Santana nie chciał odcinać kuponów od wcześniejszych sukcesów i podążył wybitnie niekomercyjną ścieżką, przysparzając panom w garniturach z wytwórni płytowej sporo nieprzespanych nocy. Bezapelacyjnie:
    5/5

    Michał Jurek sobota, 14, sierpień 2010 15:09 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Varia

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.