A+ A A-

The Afterlife

Oceń ten artykuł
(1 Głos)
(2009, album studyjny)
1. How We Die (5:24)
2. Were Can We Go But Nowhere (4:48)
3. Drown Those Days (4:06)
4. Turn Me On (3:59)
5. Only For Tonight (5:05)
6. Someone (5:26)
7. Climbing My Dark Hair (3:32)
8. The Moment (3:34)
9. Night Melody Of The Pull (3:25)
10. Asches In Winter Light (4:48)

Czas całkowity: 44:07
- Jennifer Charles (vocal)
- Oren Bloedow (guitar, vocal)
and others...

1 komentarz

  • jacek chudzik

    Przestrzeń wokół nas wypełnia nie tylko prog. Tyleż oczywiste, co bolesne to stwierdzenie naprowadziło mnie na trop afery, która - miejmy nadzieję - już niebawem doczeka się powołania swojej komisji śledczej. Jak to jest, że w kolekcji każdego szanującego się progmaniaka znajdziemy płyty nie należące do tego - oczywiście jedynego i prawomyślnego - gatunku muzycznego? Kiedyś może nastąpią błogosławione czasy, kiedy za tak haniebne czyny karać się będzie publicznym batożeniem. Kiedyś... Póki co spróbujmy zastanowić się, dlaczego tak się dzieje? Dlaczego Prog-Kowalski ośmiela się na półeczce z płytami obok King Crimson postawić Krall Dianę, a obok Abel Ganz jakąś tam Amos Tori?

    Albo takie Elysian Fields... Właśnie ukazała się kolejna płyta tego nowojorskiego duetu - czarująca i nastrojowa The Afterlife. Wieczorne barwy, którymi Jennifer Charles i Oren Bloedow malują swoje kompozycje, pozostają na uboczu rockowych zjawisk. The Afetrlife stanowi zaproszenie do niedużej, zaciemnionej knajpki, gdzie wśród mgły z dymu papierosowego, rozbrzmiewa pianino i szepczący wokal Jennifer. Melodie zdają się tu powstawać od niechcenia, niespiesznie się rozwijają i niepostrzeżenie nikną, przechodząc w kolejną piosenkę. Czasem tylko jeszcze gitara, albo saksofon zdążą je wzbogacić. Ospałe dźwięki następujących po sobie utworów i ich melancholijny ton mogą sprawiać wrażenie pewnej monotonii. Tak, można powiedzieć, że niewiele się tu dzieje. The Afterlife jest muzycznym pejzażem przygnębiającego uczucia schyłkowości i jako taki nie oferuje nam wiele więcej. Oczywiście jest to pejzaż na miarę naszych czasów... Znaczy to, że Elysian Fields doskonale wpisuje się w szereg muzycznych zjawisk, jakie znamy z radia, czy telewizji muzycznych (w tym MTV).

    Możemy tu usłyszeć coś z Sheryl Crow, czy Carli Bruni. Słuchając Elysian Fields na myśl nasunie nam się także Katie Melua, a może nawet wspominana już Tori Amos. Awangardowy pop? Można i tak. Oniryczne The Afterlife ma prawo się podobać. Zmysłowy głos Jennifer może nas długo prześladować. Mnie, przyznam się, ta płyta w jakiś sposób urzekła. Włączając radio - chcąc uciec na chwilę od zgiełku miasta, chcąc sobie zrobić na moment przerwę od muzyki ambitniejszej i bardziej skomplikowanej - chciałbym słyszeć Elysian Fields, albo podobną, nastrojową i poniekąd przebojową, muzykę. Nie tandetny, plastikowy pop, ale dźwięki delikatne i subtelne, oparte - gdzieś w dalszym planie - o rocka.

    Nie samym progiem żyje człowiek... Czasem przydaje się skok w bok. Coś innego. Chwilowy zachwyt, muzyczne zauroczenie. Poszukującym takich przeżyć zdecydowanie polecam Elysian Fields.

    jacek chudzik niedziela, 31, maj 2009 20:08 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Varia

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.