Penetrator

Oceń ten artykuł
(2016 głosów)
(2008, album studyjny)
01. I Will Never Die (Nosferatu Anthem)
02. Relocation Tea
03. Mokry Rozbłysk Supernowej
04. Ostatni Bieg
05. Znów Ten Sam (Sieć)
06. Zbyt Wiele Oddania
07. Mój Duch Uwięziony W Stali
08. Zaopiekuj się Moimi Diamentami
09. Nie Mogę Wzejść
10. Port Nadziei
- Łukasz "Mahdi" Czyżycki (śpiew)
- Piotr Sobótka (Gendy Ocka) (instrumenty klawiszowe, sekwensery, śpiew)
- Krzysztof Knasiński (gitara, sekwensery)

1 komentarz

  • Arkadiusz Cieślak

    "Album dedykowany wszystkim, których serca zostały zdruzgotane… i …toną we łzach bezsilnej rozpaczy… zagubieni w obcym mieście…"

    Lata 80-te nadal w wielu z nas wzbudzają nostalgiczną chęć powrotu do tych czasów. Zapewne w większości wyczuć można raczej tęsknotę za muzyką, za muzyczną stylistyką tamtego okresu, niż za pochodami pierwszomajowymi czy kartkami na wszystko. Czy muzyczne lata 80-te przeżywają renesans? Mam nieodparte wrażenie, że tak. Mało tego, czasami wydaje się, że to wręcz boom. Nie chodzi tu tylko o reaktywacje dawnych tuzów, ale również o zupełnie nową muzykę tworzoną przez współczesnych artystów. Do takich na pewno zalicza się Łukasz "Mahdi" Czyżycki oraz jego projekt Roger Roger, którego debiutancki album mam właśnie przyjemność recenzować.

    Już sam tytuł "Penetrator" może nam wiele sugerować. W każdym razie mnie się od razu skojarzył z z mianem "Violator" czyli tytułem wydanej w 1990 roku płyty Depeche Mode. Ostatniego "lżejszego", bardziej synthpopowego albumu tej grupy, zamykającego symbolicznie pewien okres w stylistyce tamtego okresu. Z drugiej strony może to być nawiązanie do znakomitego albumu Camouflage, "Sensor", co byłoby swego rodzaju zamknięciem klamry spinającej pewien okres w muzyce elektro. Roger Roger nie podąża jednak jakąś konkretną ścieżką wydeptaną przez jakiś zespół. Mam wrażenie, że stara się raczej znaleźć pewien złoty środek, pozwalający na wykreowanie własnego stylu. Z tym wprawdzie bywa różnie, ale jednego temu zespołowi zarzucić nie można: bezmyślnego kopiowania.

    Na płycie znajdziemy 10 utworów trwających raptem niecałe 40 minut, co również jest charakterystyczne dla minionych epok. Pierwsze dwa nagrania i tylko one zaśpiewane są po angielsku, pozostałe zawierają już teksty w języku polskim. Początek ma stanowić jakby zachętę, taką kosmopolityczną zajawkę, zresztą w znakomitym stylu. W "I Will Never Die" na uwagę zasługuje świetna gitara, taka wręcz progresywna. Natomiast drugi "Relocation Tea" to ewidentny dla mnie hołd dla Depeche Mode i wszystkich klonów, podążających w kierunku future pop, generalnie najbardziej kojarzy mi się to nagranie ze stylistyką De/Vision i współczesnego Camouflage.
    Pozostałe utwory, śpiewane już po polsku, są swoistą mieszanką stylistyczną różnych odmian new romantic, new wave i synth. W jednym z najwspanialszych nagrań - "Znów Ten Sam (Sieć)" - słychać ewidentnie takie charakterystyczne dla pierwszej płyty Clan Of Xymox dźwięki pulsujących klawiszy, a rytm jest wybijany przez talerze w bardzo podobny dla tamtego okresu sposób. "Zbyt Wiele Oddania" to natomiast nagranie jak gdyby wyjęte z okresu "Phoenix Of My Heart", kiedy to z Clan Of Xymox zostało tylko Xymox. Lekka, swobodna i dość wesoła, jak na cały materiał, piosenka.
    Nad całym albumem unosi się jednak duch Kapitana Nemo. Nie mogę się uwolnić od skojarzeń z tym właśnie artystą. Być może zupełnie się mylę, ale słuchając "Penetratora" mam nieodparte wrażenie, że muzykom nie jest obca twórczość tego zasłużonego zespołu. Szczególnie znamienne i widoczne jest to w takich utworach jak: "Ostatni Bieg" czy "Mój Duch Uwięziony W Stali".
    Jak już wspominałem, płyta jest dość ponura w swoim wyrazie, a niektóre nagrania jeszcze bardziej ten nastrój potęgują. Tak jest chociażby z utworem "Mokry Rozbłysk Supernowej", który wprowadza wręcz pewne zagrożenie, skargę, tęsknotę i niepokój. Jak można interpretować początek "Ostatniego Biegu", kiedy Łukasz śpiewa: "Głaszczesz moją rękę, gdy kopię sobie grób"? Nie jest to raczej radosne oznajmianie światu swojego szczęścia i zadowolenia, lecz raczej cyniczne, krytyczne, ale dosadne spojrzenie na swoją aktualną, niezbyt różową rzeczywistość. W jednym z piękniejszych utworów - "Nie Mogę Wzejść" - jest również niezbyt pogodnie: "Zgaśnie wszystko, zgasnę ja. Przedostatnie lato, mówisz, że jesteś taki sam. Zimne serce - brzemię lat." Wraca tutaj dedykacja, którą wykorzystałem jako tytuł tej recenzji, a którą Łukasz Czyżycki zakończył niejako tą płytę, zamieszczając ją pod tekstami piosenek.

    Niespełniona miłość, zarówno fizyczna, jak i ta duchowa, to kolejny motyw przewodni unoszący się nad tymi nagraniami. Czasami przybiera postać bardzo inteligentnych i niezwykle stonowanych, choć z drugiej strony jednoznacznie dwuznacznych sformułowań: "Zaopiekuj się moimi diamentami, a w zamian ja podleję twój kwiat" lub "Zimny, twardy, ociężały lecz gotowy - trwam. Jeden szybki rozbłysk supernowej -czuję strach. Cisza ścian i mokry podarunek spłynął - znam".
    Czy nie ma już nadziei? Czy nie znajdziemy już żadnego spokojnego portu, gdzie można odetchnąć, nabrać sił i zacząć zupełnie od nowa? Otóż jest taki port, "Port Nadziei", ale odnaleźć tam można tylko zapomnienie: "Zapomnij, zapomnij - tak! Zapomnij o tym jak ja. Zapomnij, zapomnij - cóż ona ci może dać?".

    Pisząc te zdania spojrzałem na dedykacje i podziękowania, które zamieścił we wkładce Łukasz, i doznałem nagłego olśnienia. Na pierwszym miejscu znalazł się nie kto inny tylko Tomasz Beksiński. Od razu zrozumiałem, a podtytuł utworu "I Will Never Die" (Nosferatu Anthem) powiedział mi wszystko. Nie chciałbym po raz kolejny wspominać o unoszącym się nad tą płytą takim czy innym duchu. Teraz już dokładnie wiem Kim on jest i jaką pieczę ma ciągle nad swoimi wyznawcami.

    Kiedy Łukasz Czyżycki skontaktował się ze mną i zapoznałem się wstępnie z jego zainteresowaniami i wpływami muzycznymi, byłem troszeczkę rozczarowany. Spodziewałem się chyba czegoś bardziej miałkiego, spłyconego, po prostu popowego. Tymczasem otrzymałem muzykę, którą śmiało mogę nazwać ambitną i wartościową. Nieważne, że porusza się ona w ustalonych przed laty ramach i pozornie jest przewidywalna. Ta przewidywalność ma swoje zalety, a oprócz tego dostajemy coś nowego, świeżego, a przede wszystkim zaangażowanego. Zaangażowanie to coś, czego poszukuję w muzyce i w podejściu muzyków. Ta ewidentna pasja jest tutaj bardzo widoczna, do tego jednoznacznie oparta na własnych osobistych i chyba nie najłatwiejszych przeżyciach. Posłuchajcie tej mieszanki, a może znajdziecie tam coś dla siebie. Ja znalazłem i na razie nie mam zamiaru kopać sobie grobu.

    4/5
    Arkadiusz Cieślak

    Arkadiusz Cieślak piątek, 19, czerwiec 2009 11:45 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Varia

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.