A+ A A-

In Our Time Of Living

Oceń ten artykuł
(10 głosów)
(2008, album studyjny)
1. Rolling With My Baby (5:09)
2. Good Morning Blues (3:33)
3. Lonely Man Blues (3:02)
4. In Our Time Of Living (6:33)
5. Blue To The Bone
6. Red Wine Blues (3:07)
7. I Ain't No Doctor (3:38)
8. I Still See You (4:27)
9. Hot For The Money (3:17)
10. I'm So Glad (3:28)
11. One Way Ticket (4:06)
12. Simple (4:01)
13. I Want To Thank You (3:29)

   Czas całkowity: 52:56
Ruud Weber Jr.: bass, vocals
Matt Taylor: guitars, vocals
Juan van Emmerloot
Snowy White: guitars vocals

1 komentarz

  • Paweł Tryba

    Nie będę zgrywał eksperta - moja dotychczasowa znajomość muzyki Snowy'ego White'a ograniczała się do przesłuchania 'The Best Of' (nader zacny zbiorek). Do tego oczywiście dochodzi wiedza z jakimi to tuzami nie grał jako sideman ( a ich lista to litania znakomitości: Pink Floyd, potem także Gilmour i Waters, Thin Lizzy, Mick Taylor, Chris Rea) i jaki dziwny los spotkał jego największy przebój. Nie będę siłą rzeczy porównywał kolejnych albumów White'a, skupię się na tym, co zawiera ta konkretna płyta. A zawiera najkrócej mówiąc to, co Snowy ukochał w młodości - bluesa.

    Blues jest gatunkiem szlachetnym w swej prostocie. Wymaga odpowiedniego wczucia się (mierzi mnie obcy wyraz 'feeling') i umiejętności. Kolejne już bluesowe wcielenie Snowy'ego po White Flames i Blues Agency wszystkie te 'wytyczne' realizuje. Nie podejmuję się powiedzieć czy wielonarodowe combo White'a hołduje jakiejś konkretnej szkole bluesa, jak na moje ucho jest to raczej konglomerat różnych jego podgatunków, po którym na pierwszy już rzut ucha słychać, że grają biali. In Our Time Of Living wypełnia muzyka zagrana żywiołowo, z polotem ale też pewną dyscypliną, jaką czarnoskórzy muzycy czasem tracą w instrumentalnym zapamiętaniu. Mam jednak z tym albumem małą zagwozdkę - trochę brakuje mu charakteru. Snowy i spółka jakby nie do końca wiedzieli co chcą tą płytą osiągnąć. Czy chcą słuchacza 'oczarować' subtelnymi, dostojnymi dźwiękami czy może raczej 'dołożyć do pieca'. Wybrali więc bramkę numer trzy - po prostu 'bujają'. Raz słodko, raz zadziornie. Dla każdego coś miłego bez przesady w żadna stronę. To chyba najpoważniejszy zarzut jaki mógłbym temu naprawdę solidnemu krążkowi postawić. A może tak właśnie miał brzmieć? Muzyka na nim jest wyluzowana i bezpretensjonalna, tu chyba nie było w założeniach wylatywania ponad poziomy. Byłoby wszakże grzechem nie pochwalić warsztatu kompozycyjnego Blues Project - jedenaście z trzynastu zawartych a płycie utworów to co najmniej udane dzieła autorskie.

    Zaczyna się obiecująco - mocny riff, szybka gitarowa galopada. Można się nastawić na obcowanie z tą bardziej hardrockową wersją bluesa. Niestety Rolling With My Baby wraz z wejściem trochę płaskiego wokalu (jednego z kilku, śpiewają tu obaj gitarzyści i basista) traci trochę impet. Standard Good Morning Blues zaśpiewany jest głębiej, bardziej soulowo. Kolejny utwór jest przyjemny, delikatny, ale trochę zbyt schematyczny. Ale już piosenka tytułowa to kwintesencja tego, co stanowi o sile płyty. Minorowa, zadumana ballada, gdzie gitara ma czas się odpowiednio wyżalić. Blue To The Bone rozwija się od spokojnego wstępu do żwawej końcówki. W Red Wine Blues, znów uroczo zamyślonym, pobrzmiewa fascynacja gitarowym stylem B.B. Kinga. W I Ain't No Doctor prosty rytm może przywodzić na myśl tradycję Czarnego Lądu. Utwór prowadzi dość nowoczesny, zgrzytający riff. Kolejną porcję łagodności przynosi I Still See You. Hot For The Money jest dla równowagi skoczne i wywołuje uśmiech nawet mimo tekstu o kobiecie, która najbardziej kocha w swoim mężczyźnie portfel. Najjaśniejszym punktem albumu wydaje się w dużej mierze akustyczne odczytanie I'm So Glad Skipa Jamesa - tak ze względu na koronkową robotę na pudle jak i śpiew, w którym kotłują się emocje. One Way Ticket (zbieżność tytułów z hiciorem Eruption - przypadkowa) w pierwotnym planie miał być chyba energetycznym kawałkiem, ale brak mu klarownej struktury. Całość od biedy ratują funkowe wtręty. Simple to kapitalna piosenka w duchu dokonań Chrisa Reii czy J.J. Cale'a. I tu płyta mogłaby się dla mnie skończyć, bo I Want To Thank You mimo dialogu dwóch wokalistów nie utrzymuje ciężaru utworu finałowego.

    Ileż to już mam na półce płyt, o których mówię w skrócie: nic wielkiego? Żadnego przełomu, trzęsienia ziemi - tylko godzina przyjemnego grania zaserwowana przez kompetentnych muzyków. Tyle, że do takich płyt wracam całkiem często. Bo wyłączenie się na godzinę i naładowanie pozytywną energią też są mi, a mniemam, że i Wam, potrzebne. Dlatego polecam najnowsze dzieło Snowy'ego White'a z całą odpowiedzialnością, dając 3,75/5.

    Paweł Tryba niedziela, 28, czerwiec 2009 00:19 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Varia

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.