A+ A A-

Erasing the Remembrance

Oceń ten artykuł
(1 Głos)
(2009, album studyjny)
1.Pachidermic Ritual (intro)
2.Another Black Day Under the Dead Sun
3.The Raven
4.C.O.V. (Oblivion)
5.Vanitas
6.Head of the River (intro)
7.Rotten River - Pt I: The River - Pt II: On the First Day of the New Dark Year for the World 01/01/08

1 komentarz

  • Rafał Ziemba

    Zespół nazywa się Doomraiser i gra doom metal. Bardzo dobry doom metal. W zasadzie mógłbym na tym zakończyć recenzję. Niestety, ponieważ staram się być człowiekiem solidnym, na tyle na ile moje wrodzone lenistwo mi pozwala, napiszę troszkę więcej:)

    Doomrasier pochodzi z Włoch, jeden z ich muzyków wygląda jak Lemmy, a motto zespołu wydrukowane na tyle digipacka brzmi DRINK FAST AND PLAY SLOW, co mówi o muzyce dokładnie tyle samo co i o upodobaniach samych muzyków. Ta otoczka przywołuje mi na myśl polskiego reprezentanta podobnego nurtu, czyli Corruption. Z tym, ze Corruption jest bardziej rock'n'rollowe w przekazie. Doomraiser raczej nie śpiewa o dobrej zabawie. Teksty Doomraiser są mroczne jak na doom metal przystało. To wychowankowie Black Sabbath, Candlemass, Cathedral czy Kyuss.

    Płytę rozpoczyna (a jakże by inaczej...) intro. Po chwili dźwięków na które zazwyczaj nikt nie zwraca uwagi otrzymujemy solidny, mocarny riff. Powolny, bo nie ma przecież gdzie się spieszyć. Bulgoczący bas i perkusja są schowane w tle a poza gitarami na pierwszy plan mamy wysunięty wokal. Bardzo dobry warsztatowo wokal. Obywa się bez growlu, skrzeku czy innego darcia, a mamy za to normalny rockowy śpiew. Na linii między Danzigiem a Markiem Armem z Mudhoney.
    Utwór jest ciekawie skomponowany - panowie nie atakują cały czas w jednostajnym tempie, zdarzają im się szybkie fragmenty, trochę na modłę Orange Goblin. I nade wszystko te skrzypce i flet dodające klimatu. To jest to. Tak się powinno grać doom na światowym poziomie. Pod koniec, dzięki zawołaniu 'BLACK DAY!' przez myśl przelatuje mi Soundgarden. No naprawdę klasa.
    Po 10 minutach przechodzimy bez chwili przerwy do numeru The Raven. Wita nas bardzo motoryczny, bardziej stoner rockowy, niż doomowy riff. Przesterowany wokal sprawia wrażenie, ze teraz faktycznie lądujemy bliżej Seattle - wczesnych nagrań Soungarden, Alice In Chains, czy Green River. A do tego właśnie ten feeling, jaki był obecny na pierwszych czterech płytach Danziga. Tutaj, podobnie jak w pierwszym kawałku (intra nie licząc) pojawia się zabieg z dodawaniem instrumentów pod koniec - tym razem są to klawisze. Słyszymy też pierwszy raz solo gitarowe z prawdziwego zdarzenia. Krótkie i bardzo fuzzowe, ale doskonale pasujące do całości. Brawa też, za budowę klimatu przez ograniczenie gitary w pewnym momencie. Zrobiło się mistycznie, prawie jak u The Doors. Na sam koniec wracamy do początkowego riffu. I już czeka nas utwór numer cztery...
    C.O.V. (Oblivion) zaczyna się niepokojąco, od dźwięków pozytywki. Po chwili uderza nas kompozycja o bardzo podobnej do poprzednich konstrukcji. Wolno-szybciej-wolno i tak w kółko, a nad riffami mocarny wokal. Solidna, choć niczym nie wyróżniająca się kompozycja. Zabrakło trochę mieszania z brzmieniem gitary, ale za to mamy cztery krótkie solówki, co jest bardzo miłą niespodzianką.
    Mój ukochany instrument, czyli flet, otwiera Vanitas. Po nim mamy dość szybki jak na doomowe standardy riff i już znów zwalniamy. Co ciekawe - utwór opowiada historię. Jaką? Dowiecie się jak kupicie płytę:) Powiem tylko tyle, ze nie jest typowym dla doomowych kapel, aby dzieliły tekst na części. Po raz kolejny Doomraiser stanął nie tylko muzycznie na wysokim poziomie. A właśnie - wracając do muzyki... znów trochę się dzieje. Schemat, który obowiązywał jeszcze w poprzednim numerze został przełamany. Mamy tu nie tylko ostre grzanie i mocarne zwolnienia, ale też momenty wyciszenia, ciekawe zabawy z wokalizą, oraz, poza wspominanym juz wcześniej fletem, organy. Świetnie zaaranżowany doom - to się naprawdę rzadko zdarza. Choć, dla purystów może on się okazać i tak zbyt melodyjny i przekombinowany. Czort z nimi.
    A już szczyt osiągają Włosi wraz z następną kompozycją. Choć najpierw na oddzielnej ścieżce wita nas intro do tego numeru, to myślę, że można to połączyć w całość. Otóż zwie się ona Rotten River i składa się z dwóch części: The River oraz On The First Day Of A New Dark Year For The World 01/01/08. I nie opowiada on wcale o posylwestrowym kacu, tylko jak to w przypadku doom o zagładzie, zniszczeniu, śmierci i innych mało przyjemnych, choć przecież nieodłącznie związanych z życiem ludzkim, sprawach.
    Intro zwie się Head Of The River i ponieważ zbudowane jest z dźwięków żywych instrumentów a nie różnej masy sampli, jest słuchalne, a nawet bardzo przyjemne. Leniwie wydostające się dźwięki gitary, grane tak od niechcenia, wprawiają w bardzo przyjemny nastrój. Nagle w tle słyszymy krzyk i już rozpoczyna się właściwy utwór, w którym wokalista już od samego początku popisuje się swą wersją Danzigowego wokalu. Jest bardzo motorycznie, gdyby porównywać Rotten River pod tym względem do największej klasyki, to powiedziałbym, że mają kredyt u Symptom Of The Universe (autorstwa Black Sabbath oczywiście). W momentach w których zwalniają też jest oczywiście Sabbathowo, bo jakżeby inaczej. Jest to zdecydowanie najlepszy numer na Erasing The Remembrance.
    Druga część jest już ślimacza do bólu. Pojedyncze uderzenia w akord następują tu z naprawdę niewielką częstotliwością. Tekst nie jest śpiewany, lecz melorecytowany z wielką pasją w głosie.
    I tak się kończy ten album - powolnym, jednostajnym, monotonnym riffem. I dźwiękami syntezatora w tle, które brzmią bardzo space rockowo. Nawet moog pojawia się tu w końcówce - wraz z zaśpiewem to już zrobiło się Hawkwindowo na całego. I aż żałuję że to już koniec.

    Gdyby nie dość przeciętny C.O.V. (Oblivion) dałbym 5. Tak dam 4,5. Naprawdę panowie mnie zaskoczyli. Nie spodziewałem się, ze we Włoszech istnieje taka dobra scena doomowa, a Doomraiser jest jej świetnym przedstawicielem.
    Musze też wspomnieć jeszcze o wydaniu płyty - piękny digipack z bardzo ładną wkładką, z ilustracjami, tekstami i wszystkimi potrzebnymi informacjami. Klasa. Naprawdę klasa.

    4,5/5

    Rafał Ziemba czwartek, 16, lipiec 2009 14:22 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Varia

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.