2.Another Black Day Under the Dead Sun
3.The Raven
4.C.O.V. (Oblivion)
5.Vanitas
6.Head of the River (intro)
7.Rotten River - Pt I: The River - Pt II: On the First Day of the New Dark Year for the World 01/01/08
1 komentarz
-
Zespół nazywa się Doomraiser i gra doom metal. Bardzo dobry doom metal. W zasadzie mógłbym na tym zakończyć recenzję. Niestety, ponieważ staram się być człowiekiem solidnym, na tyle na ile moje wrodzone lenistwo mi pozwala, napiszę troszkę więcej:)
Rafał Ziemba czwartek, 16, lipiec 2009 14:22 Link do komentarza
Doomrasier pochodzi z Włoch, jeden z ich muzyków wygląda jak Lemmy, a motto zespołu wydrukowane na tyle digipacka brzmi DRINK FAST AND PLAY SLOW, co mówi o muzyce dokładnie tyle samo co i o upodobaniach samych muzyków. Ta otoczka przywołuje mi na myśl polskiego reprezentanta podobnego nurtu, czyli Corruption. Z tym, ze Corruption jest bardziej rock'n'rollowe w przekazie. Doomraiser raczej nie śpiewa o dobrej zabawie. Teksty Doomraiser są mroczne jak na doom metal przystało. To wychowankowie Black Sabbath, Candlemass, Cathedral czy Kyuss.
Płytę rozpoczyna (a jakże by inaczej...) intro. Po chwili dźwięków na które zazwyczaj nikt nie zwraca uwagi otrzymujemy solidny, mocarny riff. Powolny, bo nie ma przecież gdzie się spieszyć. Bulgoczący bas i perkusja są schowane w tle a poza gitarami na pierwszy plan mamy wysunięty wokal. Bardzo dobry warsztatowo wokal. Obywa się bez growlu, skrzeku czy innego darcia, a mamy za to normalny rockowy śpiew. Na linii między Danzigiem a Markiem Armem z Mudhoney.
Utwór jest ciekawie skomponowany - panowie nie atakują cały czas w jednostajnym tempie, zdarzają im się szybkie fragmenty, trochę na modłę Orange Goblin. I nade wszystko te skrzypce i flet dodające klimatu. To jest to. Tak się powinno grać doom na światowym poziomie. Pod koniec, dzięki zawołaniu 'BLACK DAY!' przez myśl przelatuje mi Soundgarden. No naprawdę klasa.
Po 10 minutach przechodzimy bez chwili przerwy do numeru The Raven. Wita nas bardzo motoryczny, bardziej stoner rockowy, niż doomowy riff. Przesterowany wokal sprawia wrażenie, ze teraz faktycznie lądujemy bliżej Seattle - wczesnych nagrań Soungarden, Alice In Chains, czy Green River. A do tego właśnie ten feeling, jaki był obecny na pierwszych czterech płytach Danziga. Tutaj, podobnie jak w pierwszym kawałku (intra nie licząc) pojawia się zabieg z dodawaniem instrumentów pod koniec - tym razem są to klawisze. Słyszymy też pierwszy raz solo gitarowe z prawdziwego zdarzenia. Krótkie i bardzo fuzzowe, ale doskonale pasujące do całości. Brawa też, za budowę klimatu przez ograniczenie gitary w pewnym momencie. Zrobiło się mistycznie, prawie jak u The Doors. Na sam koniec wracamy do początkowego riffu. I już czeka nas utwór numer cztery...
C.O.V. (Oblivion) zaczyna się niepokojąco, od dźwięków pozytywki. Po chwili uderza nas kompozycja o bardzo podobnej do poprzednich konstrukcji. Wolno-szybciej-wolno i tak w kółko, a nad riffami mocarny wokal. Solidna, choć niczym nie wyróżniająca się kompozycja. Zabrakło trochę mieszania z brzmieniem gitary, ale za to mamy cztery krótkie solówki, co jest bardzo miłą niespodzianką.
Mój ukochany instrument, czyli flet, otwiera Vanitas. Po nim mamy dość szybki jak na doomowe standardy riff i już znów zwalniamy. Co ciekawe - utwór opowiada historię. Jaką? Dowiecie się jak kupicie płytę:) Powiem tylko tyle, ze nie jest typowym dla doomowych kapel, aby dzieliły tekst na części. Po raz kolejny Doomraiser stanął nie tylko muzycznie na wysokim poziomie. A właśnie - wracając do muzyki... znów trochę się dzieje. Schemat, który obowiązywał jeszcze w poprzednim numerze został przełamany. Mamy tu nie tylko ostre grzanie i mocarne zwolnienia, ale też momenty wyciszenia, ciekawe zabawy z wokalizą, oraz, poza wspominanym juz wcześniej fletem, organy. Świetnie zaaranżowany doom - to się naprawdę rzadko zdarza. Choć, dla purystów może on się okazać i tak zbyt melodyjny i przekombinowany. Czort z nimi.
A już szczyt osiągają Włosi wraz z następną kompozycją. Choć najpierw na oddzielnej ścieżce wita nas intro do tego numeru, to myślę, że można to połączyć w całość. Otóż zwie się ona Rotten River i składa się z dwóch części: The River oraz On The First Day Of A New Dark Year For The World 01/01/08. I nie opowiada on wcale o posylwestrowym kacu, tylko jak to w przypadku doom o zagładzie, zniszczeniu, śmierci i innych mało przyjemnych, choć przecież nieodłącznie związanych z życiem ludzkim, sprawach.
Intro zwie się Head Of The River i ponieważ zbudowane jest z dźwięków żywych instrumentów a nie różnej masy sampli, jest słuchalne, a nawet bardzo przyjemne. Leniwie wydostające się dźwięki gitary, grane tak od niechcenia, wprawiają w bardzo przyjemny nastrój. Nagle w tle słyszymy krzyk i już rozpoczyna się właściwy utwór, w którym wokalista już od samego początku popisuje się swą wersją Danzigowego wokalu. Jest bardzo motorycznie, gdyby porównywać Rotten River pod tym względem do największej klasyki, to powiedziałbym, że mają kredyt u Symptom Of The Universe (autorstwa Black Sabbath oczywiście). W momentach w których zwalniają też jest oczywiście Sabbathowo, bo jakżeby inaczej. Jest to zdecydowanie najlepszy numer na Erasing The Remembrance.
Druga część jest już ślimacza do bólu. Pojedyncze uderzenia w akord następują tu z naprawdę niewielką częstotliwością. Tekst nie jest śpiewany, lecz melorecytowany z wielką pasją w głosie.
I tak się kończy ten album - powolnym, jednostajnym, monotonnym riffem. I dźwiękami syntezatora w tle, które brzmią bardzo space rockowo. Nawet moog pojawia się tu w końcówce - wraz z zaśpiewem to już zrobiło się Hawkwindowo na całego. I aż żałuję że to już koniec.
Gdyby nie dość przeciętny C.O.V. (Oblivion) dałbym 5. Tak dam 4,5. Naprawdę panowie mnie zaskoczyli. Nie spodziewałem się, ze we Włoszech istnieje taka dobra scena doomowa, a Doomraiser jest jej świetnym przedstawicielem.
Musze też wspomnieć jeszcze o wydaniu płyty - piękny digipack z bardzo ładną wkładką, z ilustracjami, tekstami i wszystkimi potrzebnymi informacjami. Klasa. Naprawdę klasa.
4,5/5
Albumy wg lat
Recenzje Varia
- Wielce ciekawy to zespół, całe to Omni. Kiedy bowiem tryumfy… Skomentowane przez Dariusz Maciuga Omni (Omni)
- Nigdy nie byłem i do dziś nie jestem zagorzałym fanem… Skomentowane przez Dariusz Maciuga Ozzmosis (Ozzy Osbourne)
- Zanim przejdę do sedna, muszę szczerze przyznać, że ogarnęło mnie… Skomentowane przez Dariusz Maciuga Leidenschaft (Lacrimosa)
- Swego czasu powstał w mojej głowie osobliwy podział twórczości Lacrimosy… Skomentowane przez Dariusz Maciuga Lichtgestalt (Lacrimosa)
- Kiedy po raz pierwszy usłyszłem "Echos", a było to zaraz… Skomentowane przez Dariusz Maciuga Echos (Lacrimosa)
- Z twórczością zespołu Lion Shepherd mam przyjemność zapoznać się po… Skomentowane przez Aleksandra Leszczyńska III (Lion Shepherd)
- Chyba żaden album Metus nie powstawał tak długo i w… Skomentowane przez Gabriel Koleński Time Will Dissolves Our Shadows (Metus)
- Długo zabierałem się do napisania tej recenzji, może nawet trochę… Skomentowane przez Bartek Musielak III (Lion Shepherd)
- Jeśli miałbym wskazać jakieś państwa na świecie, które otacza aura… Skomentowane przez Bartek Musielak Unortheta (Zhrine)
- O Seasonal, jednoosobowym projekcie pochodzącego z Białegostoku Macieja Sochonia pisaliśmy… Skomentowane przez Gabriel Koleński Heartvoid (Seasonal)
- Szanse, że Adam Płotnicki będzie wciąż kojarzony jako wokalista Crystal… Skomentowane przez Gabriel Koleński 4.3. (Plotnicky)
- Czasem zdarza mi się słuchać albumów, przy których myślę sobie,… Skomentowane przez Gabriel Koleński Silent Sacrifice (Seasonal)
- To miał być singiel, ewentualnie maxi singiel, potem epka, ostatecznie… Skomentowane przez Gabriel Koleński Under the Fragmented Sky (Lunatic Soul)
- Istnieją takie zespoły czy projekty muzyczne, które powstają z potrzeby… Skomentowane przez Gabriel Koleński Radio Voltaire (Kino)
- Chciałem rozpocząć podniosłym „Polak potrafi!”, ale w sumie to nie… Skomentowane przez Bartek Musielak Litourgiya (Batushka)
- Szczerze mówiąc, nigdy nie potrafiłem zrozumieć pojęcia jesiennych wieczorów oraz… Skomentowane przez Gabriel Koleński Black Butterflies (Metus)
- Premiera płyty ”Fractured” to dobry moment na przypomnienie sobie całej… Skomentowane przez Wolrad Walking on a Flashlight Beam (Lunatic Soul)
- Zdarzają się takie albumy, do których podchodzę ze sporym dystansem… Skomentowane przez Bartek Musielak Heat (Lion Shepherd)
- Z reguły bywam ostrożny w stosunku do albumów przygotowanych w… Skomentowane przez Krzysztof Pabis Live 1 (Security Project, The)
- We Come From the Mountains to jedna z najnowszych propozycji… Skomentowane przez Krzysztof Pabis We Come From the Mountains (Tiebreaker)
- Kiedy dotarła do mnie nowa płyta projektu Yagull ucieszyłem się.… Skomentowane przez jacek chudzik Kai (Yagull)
- Rok 1974 okazał się bardzo wyczerpujący dla Mike'a Oldfielda. Artysta,… Skomentowane przez Michał Jurek Ommadawn (Oldfield, Mike)
- Zawsze bardzo się cieszę, kiedy w ręce wpada mi coś… Skomentowane przez Paweł Caniboł Loneliness Manual (Seasonal)
- Swego czasu przemierzając internetowe portale streamingowe, bo miewam czasami takie… Skomentowane przez Bartek Musielak Krimhera (KRIMH)
- Konsekwentnie szukam ciekawych rzeczy na obrzeżach muzycznego rynku. Bo rynek… Skomentowane przez Paweł Tryba Crashendo (Fryvolic Art)
- Generalnie staram się na nie recenzować bezpłatnych dałnlołdów, ale zrobię… Skomentowane przez Paweł Tryba #I’mNotAddicted (Ordinary Brainwash)
- Na ten album czekałem z niecierpliwością. Kiedy Mariusz Duda ogłosił,… Skomentowane przez Bartek Musielak Walking on a Flashlight Beam (Lunatic Soul)
- Dies irae... dzień gniewu, popularny motyw sztuki średniowiecznej i barokowej;… Skomentowane przez Edwin Sieredziński Dies Irae (Devil Doll)
- Czasem się zastanawiam, dlaczego niektóre zespoły są niszowe bądź po… Skomentowane przez Edwin Sieredziński The Sacrilege of Fatal Arms (Devil Doll)
- W poprzednich recenzjach przedstawiłem Devil Doll jako pogrobowca starego dobrego… Skomentowane przez Edwin Sieredziński Sacrilegium (Devil Doll)