A+ A A-

The Giles Brothers 1962-1967

Oceń ten artykuł
(3 głosów)
(2009, kompilacja)
1. Little Sue      
2. Julie     
3. Big Big Fella     
4. Don't Ever Change 1781     
5. Breakups     
6. A Love Like Ours     
7. In A Big Way C/W     
8. Lucky Date     
9. Go Away     
10. Lollipops & Roses  
11. Hello Josephine     
12. Move On Over     
13. You've Sure Got A Funny Way     
14. I'm Coming Home     
15. Sarah Darling     
16. It's Not As Easy     
17. Boyfriends & Girlfriends     
18. Shot On Sight     
19. Kick The Donkey     
20. Nightmares In Red     
21. Nobody Knows The Game     
22. One In A Million     
23. Most Likely You Go Your Way...     
24. Murder

Czas całkowity: 62:30
Mike Giles (wokal, perkusja)
Peter Giles (gitary, gitara basowa)

oraz wielu muzyków, występujących w poszczególnych zespołach braci Giles

1 komentarz

  • Krzysztof Baran

    Są wśród artystów postacie, których istnienie na zawsze pozostaje do końca wielką niewiadomą. Skąd się pojawili tak naprawdę? Jak już zaistnieli, to narobili mnóstwo krzyku, a następnie znów zaginęli. Dlaczego? Zwykle to bardzo charakterne osobowości, jak gdyby wyrwane żywcem z kosmosu. Do takich ludzi zaliczyć należy niewątpliwie braci: Petera i Michaela Giles. Wytrawni fani rocka progresywnego już rzucą zagadkowy uśmieszek. Jasne, to Ci dwaj panowie, którzy wraz z Robertem Frippem najpierw budowali podwaliny wielkiego King Crimson, tworząc w drugiej połowie lat 60 trio Giles, Giles & Fripp, by na przełomie dekad zatańczyć na zamku Karmazynowego Króla, w tańcu jego podwładnych marionetek. To bardzo tajemniczy muzycy. Do niedawna ich wczesna działalność, datowana na lata 1962-1967, owiana była tajemnicą. Po prostu nie było ogólnie dostępnego wydawnictwa, dokumentującego te lata ich kariery. Z pomocą przyszła nam wytwórnia Voiceprint, przygotowując bardzo ciekawy materiał w postaci przekrojowej składanki.
    Jeśli chcielibyście znaleźć na niej zakręcone utwory w stylu '21 st Century Schizoid Man' czy też nawet klimatyczne w stylu 'Epitaph', to raczej się zawiedziecie. W czasach, o których płyta traktuje, Ci dwaj panowie jeszcze nie zajmowali się taką muzyką. Był to okres, gdy rządził rythm'n blues i pop. To czasy, kiedy The Beatles i The Rolling Stones święcili swe największe sukcesy. Nic, więc dziwnego, że i bracia Giles próbowali takiej właśnie drogi kariery, przynoszącej zresztą wówczas i sławę i kasę. Peter i Michael jednak zginęli wśród setek, ba tysięcy tego typu wykonawców, by wreszcie zrozumieć, że aby zaistnieć, trzeba szukać czegoś zupełnie nowatorskiego. Jak wszyscy wiemy, w taki właśnie sposób wypłynął na muzyczny ocean Karmazynowy Król.
    Ciekawski fan, który za powrót do lat przełomu '69/'70 zaprzedałby duszę, powinien jednak do tego wydawnictwa dotrzeć. Składanka zawiera 24 krótkie utwory, które dla hobbystów są bezcenne. Zresztą trzeba przyznać, że rythm'n bluesowej i popowej mieszanki słucha się ze sporą przyjemnością. W znakomity sposób materiał wznosi nad głośniki aurę tamtych czasów, a przy tym chęć pogrzebania nieco w historii, kiedy tak naprawdę rocka progresywnego jeszcze nie było, albo właśnie się zrodził, będąc w niemowlęcych powijakach.
    Sporo zresztą informacji znajdziecie w książeczce dołączonej do wydawnictwa. Są w niej zdjęcia poszczególnych formacji, w jakich bracia Giles występowali. Są nazwiska osób, z którymi współpracowali. Zmienia się także i sama muzyka, co wyraźnie słychać na płycie, bowiem poszczególne utwory ułożone są chronologicznie. Nie da się odeprzeć wrażenia, że młodzi bracia w tym czasie zapatrzeni byli w The Beatless, The Who, Franka Zappę i The Who. Nic więc dziwnego, że gdy panowie Giles wraz z Robertem Frippem założyli trio, które posłużyło za protoplastę King Crimson, rokowania w prasie sprowadzały się do stwierdzenia, że oto narodzi się zapewne jeszcze jeden singiel dorobkiewiczów, którzy przyjechali do Londynu, by zrobić karierę. Jak wiemy, historia spłatała pismakom psikusa, a muzyka tym razem zabrzmiała zupełnie odmiennie.
    Wydawnictwo firmy Voiceprint zostało zgrabnie zremasterowane, i jak już wspomniałem, opatrzone mnóstwem informacji, załączonych w książeczce. To pozycja głównie dla hobbystów, oraz ciekawskich maniaków progresywnego gatunku. Przeciętny słuchacz może sobie tą pozycję darować, choć z drugiej strony, ponoć apetyt rośnie w miarę jedzenia...

    Wartość archiwalna bezcenna, tak trzeba tą płytę ocenić!

    Krzysztof Baran

    Krzysztof Baran środa, 18, listopad 2009 22:52 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Varia

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.