A+ A A-

Blues for Lazarus

Oceń ten artykuł
(2 głosów)
(2009, album studyjny)

1.Merlin's Journey
2.Blues for Lazarus
3.Arrakis
4.Tommorow's World
5.Here Comes the Flood
6.Memory of a Dream
7.Colorado
8.Stay the Night
9.Rain

Michael Gill (piano, organ, keyboard synthesizers)
Amy Brodo (cello)
Snappy Dave Cowden (vocals)
Rick Ellis (vocals)
Rob Fordyce (bass)
Glenn Harris (guitar)
Sylvia Herold (vocals)
Mike (Ejé) Jacobs (bass)
Dave Koz (alto sax)
Brad McKeague (drums)
Gary Meek (tenor & soprano sax)
Michael Oliver (drums)
Damian “Dan” Petruzzella (guitar)
Callie Thomas (vocals)
Scott Urquhart (bass)
Tom Valdez (guitar)
Dave Weckl (drums)

1 komentarz

  • Mikołaj Grażul

    'Blues for Lazarus'- debiutancki krążek amerykańskiego klawiszowca Michaela Gilla, wydany przez ProgRock Records.

    Czekałem, dostałem, posłuchałem. Jakie z tego... 'vici'?
    W otwartej paczce ujrzałem małe plastikowe pudełko z wizerunkiem artysty w formie rysunku.
    'Tabula rasa' - znajomość znikoma, a oczekiwania wielkie, bo i artyści wszak oczywiści!
    Jaki muzycy obiorą styl? Czy będzie to początek dłuższej znajomości? Co zaserwuje Michael - szef kuchni? Danie dnia? Kości czy ości?
    Sugerowałem się, w moich oczekiwaniach, jedynie nazwiskami uznanych, zaproszonych tam gości.

    Pierwszy ośmiominutowy 'Merlin's Journey' jest neoprogresywną podróżą pełną przygód i niespodzianek. Wstęp długo rozprowadza stale powtarzający się motyw klawiszy i gitary. Sennie wciąga nas stopniowo tajemniczy klimat. Dopiero w szóstej minucie coś w końcu zaiskrzyło. I dobrze, bo szkoda by było przysnąć już na początku płyty. Dalszy 'Blues for Lazarus' - z szorstkim, męskim, ciekawie wkomponowanym wokalem Ricka Ellisa - daje cokolwiek przyzwoity lazurowy odcień bluesa. Kawałek od 2 min. napędza /i to jak !/ saksofon przecinający bluesowy trucht pozostałych instrumentalistów, a przy okazji świetnie współgrający ze śpiewem. Warta uwagi jest także krótka koda, z ciekawą linią wokalną aż do wyciszenia.
    'Arrakis' - instrumental. Kompozycja, w której usłyszeć możemy instrumentalny popis umiejętności zaproszonych muzycznych osobowości. Wybitny perkusista Dave Weckl wraz z basistą Robem Fordyce nie pozwalają aby coś kolegom - solistom wymknęło się spod kontroli. Improwizowana partia sekcji rytmicznej przechodzi w triolowy groove, stanowiący kręgosłup kompozycji. Posłuchajcie!!! - solidnie łupie w uchu i kręgosłupie. Kolejne 'Tommorow's World' też niesie za sobą zapach fusion. Sunąca /ostro pachnąca/ gitara basowa, podbijana co jakiś czas clangiem, rozbujana perkusja (paradidle) oraz niespotykana, o wysokim rejestrze, barwa głosu Dave Cowdena... I co? Kompozycja z charakterem, jednak lekko ustępuje pozostałym.
    Sięgamy na płycie po cover Petera Gabriela, a dokładnie 'Here Comes the Flood'. Mój numer jeden, za sprawą Callie Lou Thomas. Jej ciepły głos zauroczył mnie swą klarowną naturą oraz wdziękiem. A saksofon? Jak i wcześniej - bombowy, bo sopranowy ! W całości płyty instrument - monument. Brawa dla Garego Meeka i Dave Koz'a.
    'Memory of a Dream' - utwór, w którym Michael Gill występuje solo. Trzyminutowa suita rozbrzmiewa nastrojowo. Stricte klawiszowa kompozycja stanowi kontrast wśród kompozycji inspirowanych nowelami takich pisarzy jak Robert Heinlein, Frank Herbert, William Gibson, oraz Mary Stewart. Dalej. 'Colorado' - pulsujące szestnastki wybijane przez perkusistę na talerzu tworzą dynamiczne intro. Moja muzyczna wyobraźnia oczekiwała: kowbojów, Indian na tle kanionów, wysokich orlich wzlotów, sygnału z bizoniego złotego rogu... Ostał mi się jeno sznur - sznur prostych, oklepanych dźwięków w motywie 'na dwa i cztery'. Na szczęście powrócił wokal Dave Covdena wraz z organami Hammonda. Utwór przyjemny, ale nie jest to też wystrzałowa - 'saloonowa' muzyka. Posiedzę, poczekam na wystrzały, wytężając słuch. Nomen omen, nie było jednak buch!!!
    'Stay the Night'. Tam gdzie blues, tam Rick Ellis; tym razem z duecie z Sylvią Herold. Ósemkowy podział grany przez perkusistę na talerzu nadaje kompozycji stabilności, będąc jej przewodnikiem i przodownikiem. Ostatnie 'Rain' to zrównoważona ballada z mocnymi wstawkami. Ponownie tuli nas - wtenczas - głos Callie. A kończy sam mistrz - Michael Gill. Niespełna 50 minut minęło wprawdzie nieckliwe i leniwe.

    Mimo wysokiego pułapu ambicji-kompozycji płyta popada w turbulencje. Nie szkodzi, bo o to wszak w muzyce chodzi. Niech trzęsie! Ukłon składam instrumentalistom, bo takie utwory jak 'Arrakis' czy 'Memory of a Dream' są równie kuszące, jak pozostałe z wokalem. Co mnie zdziwiło najbardziej: album sygnowany nazwiskiem Michaela Gilla nie jest wielkim popisem samego mistrza. Tli się często w tle klawiszem. I tyle! Gdyby jednak okazało się, że Michael chciał po prostu zgrać płytę na równi muzycznej z pozostałymi muzykami, to zwracam honor na poziomie 3/5
    [right]Mikołaj Grażul[/right]

    Mikołaj Grażul sobota, 20, marzec 2010 00:42 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Varia

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.