A+ A A-

Tkanina

Oceń ten artykuł
(67 głosów)
(2010, album studyjny)
1. Jestem tylko tkaniną (3:53)
2. Ćma (5:06)
3. Cyberfałsz (3:48)
4. Z gwiazd (5:06)
5. Ptaki (6:32)
6. Prywatny raj (4:31)
7. Cień (5:06)
8. Zobaczyć jutro (4:52)
9. Zima (5:02)
10. Wrzeciono (2:57)
11. Ptaki (radio edit.)
Marcin Sady: vocal, acoustic guitar
Bartłomiej Boćkowski: drums
Piotr Włodarczyk: keyboards
Marcin Orchowski: bass
Paweł Żarnowski: electric guitar

2 komentarzy

  • Paweł Tryba

    Trzeba jasno powiedzieć: rok temu Lublin kojarzył się z bardzo starą gwardią typu Budki czy Bajmu. Nie chcę uprawiać hipokryzji i wykonawców tych w czambuł potępiać, bo zasługi mają dla polskiej muzyki wielkie, a że zeszli ostatnio ze zdrowego rockowego kursu to już inna sprawa. Ale ja nie o tym... Brakowało w mieście, które nie jest mi obojętne, bo spędziłem tam beztroskie lata studiów (niekiedy też nauki) pokoleniowej wymiany. Tak, wiem, są Bracia, ale im też już czwarty krzyżyk stuka. Na szczęście powstało Electrum Production i odkryło przed Polską to, co Lublin już poznać zdążył, ale nie miał okazji eksportować poza swoje granice. Powtarzam to bodaj w trzeciej recenzji, ale co ja na to poradzę - takie działania trzeba nagłaśniać! To modelowy przykład inicjatywy lokalnej, godny naśladowania w każdym większym mieście. O zakład, że w każdym ujawniłaby się przynajmniej jedna perła! Kolejni młodzi-zdolni z Lublina zowią się Loom.

    Tkanina to słuszna porcja, nie bójmy się tego słowa, pop rocka. Strasznie się nam ten termin ostatnio zdewaluował, może przez to, że w zespole Sami jest gitarzysta, u Dody zresztą też. Tymczasem Loom przywraca pop rockowi godność. To muzyka przemyślana i niebanalna, choć jednocześnie chwytliwa. Czas trwania utworów, jak także ich struktura są jak najbardziej piosenkowe, co nie przeszkadza muzykom w instrumentalnych popisach... Nie, to nie jest dobre słowo. Muzycy Loom nie starają się wykazać kunsztem. Posiedli technikę, ale pełni ona służebną rolę wobec nastroju. Nastroju zadumy, melancholii... Te dziesięć utworów sprzyja kontemplacji, puszczeniu fantazji samopas. Delikatnie unoszą się w powietrzu dźwięki gitary i klawiszy (dodajmy - dość nowocześnie brzmiących)... Jest tu duch późnych Floydów, może też Jadis. Spośród polskich zespołów najbliżej Loom do niesłusznie zapomnianego Lavender (oczywiście wszystko to w ramach popowej konwencji). Ale to nie wszystko, jest tu także coś z Nowej Fali lat 80., kłania się to najbardziej eteryczne oblicze The Cure, z polskich tuzów wymieniłbym Rezerwat. Wszystkie te składniki łączą się na Tkaninie w całość, którą już przy debiutanckiej płycie można określić jako styl Loom. Ale uwaga - ten styl ma jeszcze jeden wyróżnik, decydujący o niepodrabialności. Można wziąć tę samą gitarę, keyboard, zagrać podobne dźwięki. Śpiewu w ten sposób skopiować nie można. Ja w każdym razie jeszcze o kopiowaniu ludzkiej krtani nie słyszałem. A Marcin Sady jest - bez żadnej przesady - najoryginalniejszym rodzimym wokalistą, jakiego ostatnimi czasy słyszałem. Dysponuje wysoką, trochę metaliczną barwą i wykorzystuje ją w bardzo melodramatyczny sposób (co ma uzasadnienie w napisanych przez niego tekstach). Czasem przenikliwy śpiew pana Marcina dość wyraźnie kontrastuje z delikatną materią muzyczną. Mi to akurat odpowiada - takie dysonanse każą słuchaczowi skupić się na muzyce, zachować czujność. Co innego poetyka tekstów - ta jakoś nie może przypaść mi do gustu. Dotyczy międzyludzkich tarć, kondycji współczesnego człowieka ale... Za dużo tu jak dla mnie wieloznacznych metafor. Gdybym zaczytywał się w symbolicznej poezji, to może inaczej odbierałbym liryki Loom, ale wolę konkret, czytelny komunikat. Na szczęście to jedyny zgrzyt jaki dostrzegam na Tkaninie i nie zaburza on przyjemności, a czasem nawet rozkoszy obcowania z albumem.

    Do radiowej promocji wybrano dość mocne Ptaki. Dobry to wybór, ale nie gorsze jest Z gwiazd. Niech sam ten fakt uświadomi Wam, że Loom ma predyspozycje by zająć w hierarchii polskiego popu wysoką pozycję.Wrzeciono zaczyna się cold wave'owo, by przejść w lekki swing. Ciekawie prezentuje się Cyberfałsz - dzięki zrytmizowaniu i przetworzeniu wokalu (Loom nie boją się używać wokodera) rzeczywiście otacza go jakaś cybernetyczna aura. Urzeka przeplatająca mocniejsze i delikatniejsze partie Ćma. Świetny efekt osiąga Loom prostymi środkami w Prywatnym raju. Tylko gitara akustyczna i śpiew. Też jakby bardziej wyciszony, ale o miłości mówi się z emfazą tylko w durnych telenowelach. Najmocniejsze jest otwarcie. Jestem tylko tkaniną rozwija się od spokojnych dźwięków fortepianu, przez niespokojną melorecytację, następnie dramatyczną wokalizę Sady, aż do przestrzennego solo gitary. Miód! Nie ma zresztą na Tkaninie jakiejś wpadki, utworu zaniżającego średnią. Jest dziesięć piosenek (wspomniane Ptaki pojawiają się dwukrotnie, w wersji pełnej i radiowej) na równym, wysokim poziomie.

    Loom to debiutanci, ale moim zdaniem już teraz udało im się ustawić na pozycji zespołu, wobec którego nie można pozostać obojętnym. Dzięki wysmakowanej muzyce, a przede wszystkim dzięki osobowości wokalisty. Ja jednoznacznie stanąłem po stronie zwolenników grupy i polecam Tkaninę także Wam. Naprawdę, szkoda przegapić taki fajny album. Moja ocena: 4/5

    Paweł Tryba środa, 29, wrzesień 2010 13:27 Link do komentarza
  • Adam Wołek

    Electrum zaskakuje poziomem wydawanych przez siebie wykonawców... Było Acute Mind, Circle of Bards, Londyn i Qube. Myślałem już, że ponad to nie wydadzą już diamentu, a tu proszę, jest!!! Loom rozbroił mnie szczerością i nie sileniem się na tak zwaną 'off-owość'.

    Album 'Tkanina' nie wychodzi z mojego odtwarzacza już od dłuższego czasu. Ta muzyka ma w sobie to 'coś', co nie pozwala na wysłuchanie jednego utworu i przerzucenie się na inną muzę. Trzeba przyjąć całą płytę. Pierwszy utwór mówi o tym w jakim świecie jesteśmy. Tytułowa pieśń znakomicie wprowadza w klimat płyty. Wiadomo jakie czasami są polskie teksty: niektórzy w ogóle nie powinni pisać i śpiewać liryków w naszym ojczystym języku, a jak nie potrafią po 'zgramanicznemu', to lepiej niech się w ogóle za ten fach nie biorą. Przyznam, że trzymając płytę w rękach patrząc na polskie tytuły, to nieco bałem się tej pozycji. Zaskoczenie i radość pojawiły się podczas słuchania. Dobre teksty, świetna produkcja. Wszystko podane jak trzeba! Marcin Sady ma pasujący do tej muzyki wokal, a instrumenty pracują jak trzeba. Uważam, że wszystkie utwory z tej płyty mogą być grane w rozgłośniach radiowych w tzw. prime-time i nikt nie ma prawa się obrazić. Aha, zapomniałbym o moim faworycie z płyty... jest nim utwór 'Z gwiazd', który porywa mnie i tyle. Dodam jeszcze kilka słów o okładce... Jest ona jedną z niewielu na rynku muzycznym, która w 100% pasuje do tego co dzieje się muzycznie na płycie. Kawałek solidnego grania, przemyślanego i nieegzaltowanego.

    Daję płycie 4,8/5

    Adam Wołek środa, 29, wrzesień 2010 13:27 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Varia

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.