Forsaken

Oceń ten artykuł
(28 głosów)
(2010, album studyjny)

1. Intro (1:14)
2. Forsaken (6:36)
3. Dream of Destiny (5:37)
4. Love (7:29)
5. Belief (4:01)
6. Judgement ( part I ) (2:38)
7. Judgement ( part II ) (7:00)
8. Insomnia (3:32)
9. Stone of Memories (4:57)
10. Hope (2:41)
Bonus track: Mury Czerni ( 2010 ) (4:42)

   Czas całkowity: 50:18

Bartosz Ogrodowicz: keyboards

1 komentarz

  • Paweł Tryba

    Pamiętam jak kilka lat temu z niedowierzaniem kręciłem głową ile fajnych płyt w krótkim czasie nagrały zespoły z Rzeszowa. Teraz sypnęło z Wrześni. Respice Finem to dla mnie odkrycie roku (nie tylko w skali krajowej), a teraz jeszcze ten krążek. Bartosz Ogrodowicz jest twórcą samowystarczalnym. Sam komponuje, sam nagrywa cały materiał (choć w warunkach trochę odległych od studyjnych, ale o tym niżej), koncerty też gra solo. Zosie-samosie bardzo często na tej swojej nadmiernej samodzielności tracą nie mając dystansu do swojej twórczości. Ogrodowicz uniknął tej pułapki, choć mam wrażenie, że po dobraniu kilku muzycznych partnerów jego muzyka tylko by zyskała.

    Wrzesiński keyboardzista gra trochę na pograniczu stylów. Żwawa rockowa rytmika (choć programowana) i brzmieniowy przepych (całość zdominowały dźwięki typowo klawiszowe, emulowane gitary pojawiają się raczej jako urozmaicenie) lokują go blisko współczesnego symfonicznego metalu, na który, przyznam szczerze, mam uczulenie. Stężenie patosu przekraczające wszelkie normy, piejące wokalistki - to nie dla mnie. Ale jako się rzekło, u Bartosza Ogrodowicza pretensjonalnych wokali nie ma, co już ujmuje trochę lukru. Ale ma też Forsaken sporo z muzyki filmowej. Takiej w typie Hansa Zimmera czy Basila Poledourisa. A że ten drugi ma stałe miejsce w moim sercu, to i obok Forsaken nie mogę obojętnie przejść. A poza tym - artysta nie stroni od progresywnych inklinacji. Czyli monotonia słuchaczowi nie grozi.

    Dostojne symfoniczne intro, zaraz po nim utwór tytułowy. Bardziej filmowo się nie da. Forsaken to wiązanka kilku przechodzących w siebie chwytliwych tematów jak znalazł do filmów z gatunku płaszcza i szpady. W podobnym klimacie utrzymane jest Dream Of Destiny, z tym że nie ma tu już skakania po motywach. W utworze zwraca uwagę Wakemanowskie mieszanie na klawiszach, pojawiające się jeszcze w kilku innych miejscach płyty, choćby w Belief i Insomni. Dawkę ukojenia zapewnia Love - naprawdę liryczny utwór, wzbogacony o emulowane brzmienie skrzypiec. Bardzo udany, w następne Walentynki spróbuję go przetestować na płci pięknej (ile lat można jechać na Collage?). Nie do końca rozumiem na jakiej zasadzie łączą się dwie części Judgement. Pierwszy to mroczna miniatura zdominowana przez brzmienia skrzypcowe z wsamplowanymi dźwiękami, które jasno zdradzają, co ilustruje (skrzypienie drzwi, kroki i strzał). Druga to długi, kilkuczęściowy utwór, w którym mimo starań nie potrafię się doszukać punktów stycznych z jedynką, za to wyłapuję cytat z intro. Mniejsza o to, obie kompozycje są ciekawe. W Stone Of Memories do głosu dochodzi pierwiastek rockowy. Sporo go także w Hope, ale tu uwagę wzbudza przede wszystkim długa ambientowa introdukcja i bardziej acidowe brzmienia klawiszy. Końcowe Mury czerni (nie wiem dlaczego uwzględnione jako bonus, nie odbiegają brzmieniem od reszty) wracają do symfonicznych brzmień z początku albumu. Koniec seansu! Było podniośle, dziarsko, ale przede wszystkim - spójnie i bez dłużyzn. Tam, gdzie inni wstawiliby dwie szybkie solówki bez sensu, Ogrodowicz woli jeden melodyjny temat. Dlatego Forsaken nie męczy, jak to często jest z absolutnie solowymi płytami instrumentalistów.

    Mankamentem płyty jest, ogólnie mówiąc, budżet. Całość rejestrowano w mieszkaniu artysty i miejscami to słychać. Ścieżki się nie zlewają, ale bywa, że prowadzące tracki nie są dostatecznie wysunięte do przodu w miksie. Czasem za bardzo bzyczy bas. Całość jest chwilami lekko przytłumiona, a tej akurat muzyce przestrzeń jest potrzebna. Ale jak na te warunki nagrywania jest całkiem przyzwoicie, materiał nadaje się do zaprezentowania publice, a i muzyk lojalnie ostrzega nas we wkładce w jaki sposób przyszło mu tworzyć. Szata graficzna jest w sam raz wystarczająca żeby uznać płytę właśnie za płytę, a nie demo. Bez fajerwerków. Ale jest to płyta wydana, skończona, a nie dostępna jako download. Może jestem w mniejszości, ale dla mnie to wciąż ma znaczenie. Poza tym te nuty z okładki przyjemnie kojarzą się z Mozartią Sacriversum (a'propos - ktoś wie czy oni jeszcze grają?). Skromnymi środkami udało się jednak stworzyć Bartoszowi Ogrodowiczowi płytę może nie olśniewającą, ale na pewno dającą świadectwo sporego talentu, zwłaszcza kompozytorskiego. Jeśli dać mu odpowiednie warunki - może się pięknie rozwinąć i to w różnych kierunkach, bo jego twórczość jest dość uniwersalna. Z dobrym zespołem może zostać polskim Tuomasem Holopainenem. Z orkiestrą może być dobrym twórcą soundtracków (ale jego muzyka pasuje raczej do jakichś wysokobudżetowych widowisk, w polskim tzw. kinie może nie być na pana Bartosza zapotrzebowania). A gdyby go spiknąć w jednym projekcie (to już moje myślenie życzeniowe) z Circle Of Bards, to mógłby wyjść rycerski epos, że i w Skandynawii lepszych nie nagrywają! Było w ostatnich latach kilka przykładów twórców, którzy robili swoje w domowym zaciszu, a teraz mają własne zespoły i oddanych fanów. Choćby Kamil Konieczniak i Lee Abraham. Krótko mówiąc - Forsaken to dobry punkt wyjścia. Moja ocena: 3,5/5.

    Paweł Tryba piątek, 10, grudzień 2010 22:59 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Varia

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.