A+ A A-

Long Player Late Bloomer

Oceń ten artykuł
(0 głosów)
(2011, album studyjny)
1. Get In Line (2:27)
2. The Reason Why (3:14)
3. Believe It When I See It (3:45)
4. Miracles (2:32)
5. No Help At All (3:30)
6. Late Bloomer (4:08)
7. Heavenly (2:32)
8. Michael And His Dad (3:51)
9. Middle Of Love (3:05)
10. Every Time I Follow (3:25)
11. Eye Candy (3:46)
12. Love Shines (4:29)
13. Nowadays (3:00)

   Czas calkowity: 43:44
Ron Sexsmith: vocals, guitars and piano on "Nowadays"
Rusty Anderson: guitar
Travis Good: guitar
Joel Sheares: guitar
Paul Bushnell: bass
Jamie Edwards: keyboards
John Webster: keyboards, Hammond organ, mellotron
Josh Freese: drums
Kevin Hearn: accordion on "Get In Line", keyboards on "Michael And His Dad"
Keith Bennett: harmonica in" The Reason Why"
Pete Finney: pedal steel guitar and dobro on "Heavenly"
Kurt Swinghammer: acoustic guitar on "Every Time I Follow"
Paul Hyde: background vocals
Don Sexsmith, Colleen Hixenbaugh, Brendan Canning, Dana Gee: background vocals on "Eye Candy"

1 komentarz

  • Paweł Tryba

    Dostała mi się płyta z rozdzielnika. Artysta, którego nazwisko może gdzieś mi się tam o uszy obiło, ale muzyki nie miałem okazji poznać. Wiele znaków na niebie i ziemi wskazywało jednak, że płyta Long Player Late Bloomer Rona Sexsmitha przypadnie mi do gustu. To jego jedenasty już album, czyli pochodzący z Kanady wykonawca musi mieć ugruntowaną pozycję i nieliche doświadczenie. Tezę tę potwierdza lista płac. Dla przykładu: gałkami kręci Bob Rock, bębni Josh Freese. Tacy fachowcy są zatrudniani tylko do produkcji, które w zamyśle wytwórni mają okazać się dojnymi krowami . Ron cieszy się szacunkiem kolegów muzyków - jego utwory wykonywał Rod Stewart, zdarzył mu się wspólny występ z Chrisem Martinem. Czyli Sexsmith nie wypadł sroce spod ogona. Pozytywnie nastraja mnie także nazwa wytwórni. Ufam Cooking Vinyl, dzięki nim cieszę się muzyką tak różną, jak rodak Sexsmitha, folkowy bard Bruce Cockburn (którego jestem wielbicielem) i znany skądinąd Brendan Perry (którego jestem wyznawcą). A utrzymana w pastelowych kolorach okładka przedstawiająca dżentelmena w średnim wieku, o trochę dwuznacznym erotycznie emploi wskazuje, że będzie beztrosko. No i jest.

    Przyznaję, ze nie mam nic przeciw dobremu popowi, a taką właśnie działkę uprawia Sexsmith. Sporo w jego piosenkach folku - delikatne akustyczne gitary, pianinko, dla smaczku czasem dobro, pedal steel albo harmonijka, znalazło się nawet miejsce dla mellotronu. Bogata warstwa instrumentalna stanowi dobra oprawę dla zgrabnych piosenek śpiewanych miłym dla ucha tenorem. Fani Napalm Death i Slayera mogą sobie Long Player Late Bloomer odpuścić, ale ci zorientowani raczej na kojące dźwięki będą mieli na czym ucho zawiesić.

    Zaczyna się lekko country'owym, nienachalnie melodyjnym Get In Line. Aranż i dynamika bijąca z The Reason Why przywołują na myśl twórczość Johna Hiatta (dobry kierunek, bardzo go lubię!). Kolejny refleks country rocka pojawia się w Believe It When I See It. Cóż, słychać na jakim kontynencie powstały te piosenki. I bardzo dobrze, że słychać. Miracles odnosi się niestety do tej amerykańskiej tradycji, na którą nieodmiennie mam alergię. Rozlewne do przesady ballady miłosne dla małomiasteczkowych housewives. Podobnie zresztą jak No Help At All, ale ta piosenka ma akurat więcej wyrazu. Do soft rockowej normy (trochę pod R.E.M.) wracamy w Late Bloomer. Fajnym urozmaiceniem jest przełamanie Michael And His Dad harmoniami wokalnymi niczym w nieśmiertelnym Kiss From A Rose Seala. No i motyw klawiszy jest tu zabójczo chwytliwy. Większa surowość brzmienia wraca w Middle Of Love. Fajny, wyluzowany klimat ma lekko swingująca Eye Candy. Pewien przebojowy potencjał niesie ze sobą Love Shines. Może i lepiej byłoby umieścić ten utwór na koniec zamiast wyciszonego, konfesyjnego Nowadays. Że nie wymieniłem wszystkich piosenek? Nie spodziewajcie się jakichś wielkich zaskoczeń, wszystkie utrzymane są w podobnym duchu.

    Mam problem z oceną tej płyty. Przyjemnie mi się jej słuchało, ale żaden utwór się do mnie nie przyczepił, nie nucę tych piosenek pod prysznicem. Z drugiej jednak strony prostota i naturalność Long Player Late Bloomer sprawiają, że raz na jakiś czas na pewno do tego krążka powrócę i pewnie bardziej polubię powoli się doń przyzwyczajając. To nie jest plastik królujący w wielkich rozgłośniach. To muzyka jak najbardziej dla ludzi, ale ze smakiem i gustem. Dlatego tym razem dwie oceny: dla miłośników takich klimatów - 3,5 i rekomendacja. Dla reszty świata - trójka.

    Paweł Tryba niedziela, 13, marzec 2011 10:17 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Varia

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.