A+ A A-

Beyond The Space, Beyond The Time

Oceń ten artykuł
(37 głosów)
(2010, album studyjny)

01. Deep Into That Darkness Peering... (3:23)
02. The Whisper Of Ancient Rocks (5:53)
03. Vita Reducta Through The Portal (1:00)
04. Pathway To The Moon (6:52)
05. All The Mornings Of The World (5:04)
06. The Demon Awakens (6:10)
07. Undiscovered Dreams (5:00)
08. The Lord Of Wolves (6:40)
09. Sons Of Immortal Fire (5:12)
10. Stardust (8:30)
11. Dance Of Flames (1:02)
12. The Island Of Immortal Fire (5:06)
13. Beyond The Space, Beyond The Time (10:34)
14. What If... (1:27)

Czas całkowity: 1:11:53

- Szymon Kostro (vocals)
- Gunsen (guitars)
- Karol Mania (guitars)
- Slawek Belak (keyboards, orchestration)
- Arkadiusz Ruth (bass, orchestration)
- Kamil Ruth (drums)

oraz:
- Agata Lejba-Migdalska (vocals soprans)
- Michal Jelonek (violin (4,7,8,11)

 

Więcej w tej kategorii: The Beginning »

2 komentarzy

  • Paweł Tryba

    Z wiekiem zwiększa mi się zakres tolerancji. Może nie w sferze obyczajowej, ale muzycznej na pewno. O ile dawniej podchodziłem do power metalu z rezerwą, to dziś już nie mam jakichś większych oporów przed jego słuchaniem. Ta muzyka ma jeden istotny plus - jest bardzo do przodu, żadnego dołowania. Nie, żebym raptem się nawrócił na takie granie, ale jako urozmaicenie muzycznej diety - czemu nie? Właśnie trafiła mi się okazja w postaci krążka rodzimej formacji Pathfinder Beyond The Space, Beyond The Time. Już samo opakowanie jasno dowodzi, ze zespół do swojej twórczości podchodzi poważnie. Rozkładana tekturka z tłoczeniami, odpowiednio nierzeczywista okładka - stylistykę, której hołduje Pathfinder można rozpoznać bez pudła jeszcze zanim wsadzi się płytę do odtwarzacza.

    Zespół wybrał opcję na bogato-wszechobecne klawisze (głównie zaprogramowane na brzmienia orkiestrowe), harmonie wokalne imitujące rycerskie chóry, w kilku utworach gościnnie pojawia się sopranistka. Do tego liczne odgłosy w tle - bijące dzwony, walka na miecze (brzmiąca jak z jakiegoś rolpleja). Plus rzecz jasna rozpędzone gitarowe meritum. Zdecydowanie bliżej Pathfinder do filmowej wystawności Rhapsody (Of Fire) czy Blind Guardian niż surowizny Dragonforce. Jak to kiedyś ujął muzyk z trochę innego ogródka, Tilo Wolff: Moja muzyka to coś jakby wskrzesić Mozarta i dać mu gitarę. No to Pathfinder bezwstydnie reanimują Wagnera. Względnie: dają gitarę Hansowi Zimmerowi, bo ich muzyka przywodzi na myśl filmowe światy fantasy i to nie z tych spokojnych, ale raczej ogarniętych jakimś ostatecznym konfliktem. Na parę chwil wyłączam więc zdrowy rozsądek i zanurzam się w baśniowym świecie Pathfider. Gdzie poniesie mnie ich muzyka?

    Na pewno nie na manowce. Jeśli już zaakceptuje się całą tę symfonikę, patos i - co tu ukrywać - lukier, to Pathfinder oferuje godzinę naprawdę porządnej zabawy, która żadnym zaściankiem nie trąci (no, może w spokojniejszych miejscach miło kojarzy się z zaściankowym było nie było Shire'em albo sennymi Wyspami Zewnętrznymi archipelagu Ziemiomorza) - to solidny europejski poziom. Oczywiście królują klasyczne gitarowe galopady z kaskadami solówek, bębniarz często używa dwóch centralek, a wokalista nie kryje się z umiłowaniem operowego śpiewu, choć i górki wyciąga jak się patrzy. A i tak najbardziej napracował się Sławomir Belak ze swoimi klawiszami. Warsztat więcej niż solidny! Same kompozycje pełne są melodii : wokalnych, gitarowych, klawiszowych - do wyboru, do koloru. Pewien przebojowy potencjał mają All The Mornings Of The World i The Demon Awakens, gdzie Szymon Kostro prowadzi wokalny dialog sam ze sobą, raz śpiewając czysto, innym razem - upiornie skrzecząc. Ale raczej nie radiowe kawałki tu chodzi - utwory na Beyond The Space... są długie i wielowątkowe (tytułowy trwa ponad 10 minut!), zespół stara się wyeksponować głównie ich narracyjny walor. Pathfinder zadbali na szczęście także o momenty wytchnienia. Oczywiście są obowiązkowe intro i outro, zdominowane przez klawisze. Początkowe Deep Into That Darkness Peering... to w zasadzie samodzielny trzyczęściowy utwór przeplatający klimaty sielskie, folkowe i rycerskie (jakbym słyszał opisywanego jakiś czas temu na naszych łamach Bartosza Ogrodowicza z większym budżetem), dobrze prezentuje się umieszczona w samym środku programu ballada Undiscovered Dreams z damsko-męskim duetem (skojarzenia z Nightwish same się narzucają). Są też ciekawe wtręty w trakcie trwania utworów: weźmy cytat z Beethovena w Pathway To The Moon czy pojawiające się w kilku miejscach partie skrzypiec (Michał Jelonek, któżby inny?) i dwie niewiele ponad minutę trwające miniaturki: Vita Reducta... i Dance Of Flames o charakterze wyciszających przerywników.

    Żeby było jasne - poglądu, że granie oferowane przez Pathfinder i ich duchowych ojców z Niemiec czy Włoch progresywne NIE JEST będę bronił jak Ordon swojej reduty. Symfoniczny metal i symfoniczny rock z końca lat 60tych to dwie zupełnie różne bajki. Ale musiałbym być głuchy, żeby nie docenić aranżacyjnego i produkcyjnego rozmachu Beyond The Space, Beyond The Time, a przede wszystkim zacnych kompozycji. Może właśnie o to chodzi w takim graniu? Jeśli już iść w metalową symfonię to na całego, bez półśrodków! Wtedy jest szansa na stworzenie tak bogatego albumu jak debiut Pathfinder. W swojej kategorii - bardzo dobra płyta! Spokojnie zasługuje na czwórkę w naszej pięciostopniowej skali.

    Paweł Tryba czwartek, 15, grudzień 2011 20:04 Link do komentarza
  • Paweł Bogdan

    Power metal? Symphonic Metal? Muzyka filmowa? Według mnie do tego progresywny metal, bo debiut Pathfinder jest płytą tak rozbudowaną, skomplikowaną i kompozycyjnie oraz aranżacyjnie rozbudowaną, że na progresywność w dzisiejszym pojmowaniu tego słowa, album z pewnością zasługuje.

    Pathfinder to polski zespół, w kraju ciągle mało znany, za to za granicą zapraszany na duże, silnie obsadzone festiwale. Album Beyond the Space, Beyond the Time (wydany w Europie w roku 2011) to na rynku polskim prawdziwa rewolucja i pewnego rodzaju fenomen. Nikt w naszym kraju do tej pory nie stworzył albumu na tak wysokim poziomie obracającego się w muzyce power metalowe i symfonicznej.

    Krążek formacji to ponad 70 minut muzyki silnie obsadzonej w baśniowej, fantastycznej otoczce (co jest dość charakterystyczne dla power metalowych formacji). Album jest naprawdę pięknie wydany, a jego europejska reedycja zawiera dostęp do bonusowych materiałów (nie będę zdradzał jednak jakich) możliwych do pobrania ze strony internetowej zespołu.

    Opisać zawartość Beyond the Space, Beyond the Time naprawdę nie sposób. Krążek pędzi swym tempem i energią na złamanie karku, dzieje się na nim tak dużo, a do tego jest tak zróżnicowany, że naprawdę niełatwo w paru zdaniach scharakteryzować twórczość formacji. Uogólniając muzyka zawarta na krążku to głównie dość rozbudowane, bardzo szybkie utwory poprzecinane zakręconymi solówkami, w których prym wiedzie bardzo gęsta perkusja. Należy zwrócić jednak szczególną uwagę na wątki symfoniczne i orkiestralne, których na płycie aż się roi, a wprowadzają one Beyond the Space, Beyond the Time w zupełnie inny muzyczny wymiar ze zdecydowanie szerszą siłą oddziaływania.

    Odnosząc się do indywidualnych postaw muzyków Pathfinder to z całą pewnością formacji należy oddać to, że składa się ona z wybitnych instrumentalistów. Od razu rzucają się w oczy fenomenalne solówki gitarowe (w większości wychodzące z rąk Karola Mani), u których na odległość czuć fascynacje Stevem Vai'em. Pathfinder to jednak nie tylko gitary, bo fantastyczną pracę wykonuje klawiszowiec Sławomir Bielak wykorzystujący całą paletę różnego rodzaju zagrań i masę przeróżnych brzmień. Nie można zapomnieć o mózgu zespołu czyli Arkadiuszowi Ruth z właściwym sobie talentem grającym na basie oraz szalejącym niemal w każdym utworze z podwójną stopą Kamilowi Ruth. Ciekawe jest to, że o ile każdy z muzyków w jakimś stopniu się wyróżnia i instrumentalna wirtuozeria jest dość widoczna, to zachowana jest pewnego rodzaju muzyczna równowaga i harmonia dzięki której album jest bardzo zrównoważony ze swej muzycznej strony i czuć, że jest to bardziej spójna praca grupowa niż zlepek indywidualnych popisów muzyków. Wypada jeszcze parę słów poświęcić wokalom wykonywanym przez Szymona Kostro. Trzeba z całym przekonaniem przyznać, że umiejętności wokalne muzyk ma niesamowite i choć jego czysta barwa głosu nie jest może tak imponująca, to skala dźwięków w jakiej się porusza jest niebywała, a świetnie wpasowujące się w muzykę zespołu piski wokalisty dodają albumowi specyficznego smaczku.

    Inspiracje? Z pewnością Kamelot, Blind Guardian, Rhapsody of Fire ale i zapewne Hans Zimmer, Nightwish, Symphony X czy Dream Theater. Trzeba jednak z całą stanowczością podkreślić fakt i oddać zespołowi to, że formacja uniknęła ślepego i wtórnego powielania muzycznych schematów i stworzyła swój własny, rozpoznawalny, unikatowy styl. Naprawdę jest to jedna z największych zalet Beyond the Space, Beyond the Time - grupie udało się wymodelować własną artystyczną osobowość, co w ówczesnych czasach jest zadaniem niezwykle trudnym.

    Co natomiast z gośćmi? Ten wątek naprawdę warto poruszyć bo jest ich tu naprawdę sporo. Roberto Tiranti (Labyrinth), Bob Katsionis (Firewind), Matias Kupiainen (Stratovarius), a na deser Michał Jelonek (Jelonek, Hunter, Ankh). Nazwiska mówią same za siebie. Dodatkowo trzeba wspomnieć o gościnnym udziale Agaty Lejby-Migdalskiej, która wspiera zespół swym naprawdę wybijającym się i dopełniającym całości sopranem w kilku utworach na płycie.

    Oczywiście Beyond the Space, Beyond the Time ma jak każda płyta pewne ujemnie niuanse. Sądzę że niektóre utwory umieszczone na krążku są jakby przydługie. Ciekawe że na płycie brzmią ona naprawdę bardzo dobrze, a w wersji na żywo trochę zbyt się przeciągają. Przykładowo absolutny numer jeden na krążku, fantastyczny utwór tytułowy na koncercie jakby tracił część swojej mocy. Uważam również, że czasem Pan Kamil Ruth od czasu do czasu przesadza ze swoim szaleńczym perkusyjnym pędem czasami chwiejąc muzycznym klimatem zbudowanym przez formację. Dodam jeszcze, że według mnie zespół powinien trochę skrócić album bo krążków trwających ponad 70 minut nawet mimo muzycznego geniuszu tam zawartego (przykład: Brave od Marillion, Lateralus od Tool) dość ciężko się słucha (tyczy się to tych słuchaczy, którzy uznają za świętokradztwo dzielenie muzycznych wydawnictw na kawałki, pojedyncze utwory). Szczerze jednak przyznam, że z albumu nie ma tak naprawdę co wyrzucić bo wszystkie kompozycje są na naprawdę bardzo wysokim, równym poziomie.

    Pathfinder swym krążkiem dorównał muzycznym poziomem swym kolegom po fachu z zachodniej Europy tworząc dzieło naprawdę wszechstronne i co niezwykle ważne mimo swej długości wciągające, trzymające w napięciu i elektryzujące słuchacza. Naprawdę wyśmienita, nie odbiegająca światowym standardom produkcja, masa symfonicznych elementów (śmiałe nawiązania do Bethoveena), przemyślane kompozycje, nietuzinkowy głos wokalisty czy gitarowe pojedynki i wprawiające w osłupienie umiejętności Karola Mani składają się na wniosek, że płyta Pathfinder niemalże pozbawiona jest wad, a spływające fantastyczne recenzje krążka z całego świata tę opinię podtrzymują.

    Smutne jest niestety to, że zespół musi zmagać się z w praktyce nieistniejącym w Polsce rynkiem muzycznym granego przez siebie gatunku i mimo wydania fantastycznego materiału musi radzić sobie z wieloma przeciwnościami. Miejmy nadzieję że poprzez Europę (wspomnę tu dla przykładu że w kwietniu 2012r. formacja zagra u boku takich formacji jak Blind Guardian, Epica, Evergey czy Accept) uda im się podbić i Polskę, bo poza granicami kraju pozycję mają niezwykle silną (kto nie wierzy niech odwiedzi oficjalną stronę zespołu i co nieco poczyta).

    Na koniec pozostaje kwestia rozstrzygnięcia tego czy Pathfinder gra muzykę progresywną. Tak naprawdę zależy to w mojej opinii od punktu siedzenia, od definicji progresywności jaką sobie obierzemy. Z perspektywy tego, że takie formacje jak Kamelot, Angra czy nawet Blind Guardian są nazywane zespołami w większym lub mniejszym stopniu grającymi metal progresywny, to Pathfinder z pewnością do tego grona się zalicza.
    Gdybym stawiał oceny recenzowanym przeze mnie krążkom, to Beyond the Space, Beyond the Time dostałby najwyższą notę. Ocen jednak nie stawiam, więc najwyższej noty tez nie będzie. Może przy kolejnym, równie wspaniałym wydawnictwie formacji złamię moją żelazną zasadę...

    Paweł Bogdan czwartek, 15, grudzień 2011 20:04 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Varia

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.