A+ A A-

A Few Minutes Before...

Oceń ten artykuł
(36 głosów)
(2012, album studyjny)

01. A Few Minutes Before...  -7:40
02. Man Behind The Mirror - 3:58
03. Immortal Heart - 5:49
04. At The Beginning - 7:36
05. Being Lost - 6:51
06. Between the Devil & The Deep Blue Sea - 6:03
07. Pain Of Existence - 10:02

Czas całkowity - 47:59


- Grzegorz Bodzioch  - wokal
- Miłosz Płachciński  - gitara
- Maciej Narski  - gitara
- Piotr Czernik  - gitara basowa
- Piotr Smok  - perkusja

1 komentarz

  • Ryszard Lis

    ‘a few minutes before’. Utwór skonstruowany jak klasyczny dramat w III aktach, przedzielonych solówkami Miłosza i Macieja, ten schemat wykorzystujący ich wirtuozerskie popisy będzie się powtarzał jak znak firmowy w następnych utworach. Czekamy te „kilka minut zanim” i… zaczyna się od hipersonicznego wjazdu, aż w uszach dzwoni, suniemy, dynamicznie przycinana fraza jak Megadeth w najlepszych latach. Tempo wzbudza szacunek. I nagle przełamanie, wbijają się ciężkie riffy, mielą powoli, gęstnieje apokaliptyczny nastrój. Solo Macieja wprowadza swobodnie, lekko i koronkowo grane pasaże, w tle pędzą oscylujące riffy. Wędrówki po gryfie wyzwalają kaskadę dźwięków w wysokich tonacjach, kontrowanych riffem, a wokal jak odrębny instrument punktuje wraz z oszczędnie wstrzeliwującą się perkusją (przypomina się stylistyka Death na „Symbolic”). W połowie utworu zwalniamy, jedzie ciężka machineria. Miłosz wytacza działa i powoli, metodycznie, nieuchronnie mieli przed sobą przestrzeń. Swobodnie, wokół śladu wytyczanego przez tę konstrukcję, meandrują pojedyncze patrole solówek: ostre, ulatujące, powracające. Sekcja rytmiczna wytycza i pilnuje kierunku. Solówki znów tworzą, swobodne niesforne skupiska. Finiszujemy szarżującymi dialogami pomiędzy ciężkimi riffami a solówkami.
    Jedziemy dalej – ostro nabijane tempo. Historia o ‘człowieku spoza lustra’ ciężkim stalowym, kołem się toczy. Wokal przyśpiesza i nagle zwalnia w połamanym, zawrotnym „tankianowskim” rytmie. Solówka Miłosza przedziela krajobraz na dwie części. Gitary znów prowadzą dialog, ich koła zębate dopasowane perfekcyjne do swoich obrotów. Bębny nabijają rytm wojenny. Wracamy w galop miarowy, nieustępliwy i w końcu cwał, pęd zapiera dech. Wystrzały perkusji i słów. Uderzenie, cięcie, stop.
    W opowieść ‘immortal heart’ wciąga hipnotyczny, ciężki riff, bębny dudnią aż gdzieś w podświadomości. Inwokacja wykrzyczana przez front mana, zaczyna się kolejna jazda po gryfie, znów w szalonym tempie. Prosta, zakręt, zwolnić, prawo, gaz do dechy, lewo, prosta, ostra kontra i na maksa, 200 km/h, zamykamy oczy i liczymy do dziesięciu. Tym razem się udało. Po solówce Macieja, Grzegorz rzuca komendę ‘go!’ narasta takie tempo, że zachodzi ryzyko „odwrócenia ciągu” w krwioobiegu. W ostatniej chwili atmosferę uspokaja solo Miłosza, rozszalały demon prędkości odpuszcza, aktywują się systemy hamujące. Solo uspokaja adrenalinę – swobodnie wznosi i opada tempo. Jest szansa na uspokojenie tętna, płuca mają szansę na złapanie oddechu. Puls się wyrównuje. Oddech i… nabijany kolcami finisz, kłuje miażdży, siecze.
    Wracamy ‘at the beginning’. Zaczyna się kojącymi dźwiękami, sennymi, perkusja tajemniczo akcentuje. Gitara w czystym brzmieniu generuje oniryczne dźwięki. I nagle wdziera się przesterowany dźwięk riffów. Zawracamy do spokojnego początku, Grzegorz na wokalu, też bez „przesteru” ;-), solówka Macieja rozlewa się po bezkresnej, bezczasowej przestrzeni, płyniemy, lecimy. W kierunku połyskującego z oddali metallicznie Oriona? Opowieść snuje się nieśpiesznie, łagodnie, ale napięcie narasta, zbliża się – wracają gwałtowne emocje, głos pełen pasji, gitary wtórują. Przyśpieszamy, kaskada dźwięków, ostre słowa sprzeciwu wobec blichtru, wewnętrznej pustki popkultury, perkusja rozstrzeliwuje seriami. Miłosz wtóruje solówką. Zabójczo sprawnie produkowane dźwięki spływają z gryfu. I budzą główny motyw, ściana dźwięku miarowym rytmem równa drogę pod ostatni akord, który otwierał utwór, pętla czasu się zamknęła.
    Nie ma odpoczynku, wciąga nas aż do stanu ‘being lost’. Tempo nakręcone na maksa, krew w stanie wrzenia, rezerwy adrenaliny się wyczerpują. To jest wojna, żadnych jeńców. Szarża trwa, wokal przechodzi miejscami w growling. Jeźdźcy apokalipsy pędzą po gryfie Miłosza. Zagłada nadciąga: ‘Damage plan is finished’. Miarowe uderzenia bębnów i głęboki potężny riff w przedostatniej minucie, wieszczą jak dzwon, nieubłagane. Nie pytamy, komu on bije…
    „Nowy wspaniały świat”. To się nigdy nie uda, nie można tego ubrać w słowa, chaos to nasza druga natura miotamy się ‘between the devil & the deep blue sea’.
    Dźwięk „wart tysiąca słów”. Słuchajmy. To jedyny na płycie utwór instrumentalny. Wyobraźnia pracuje, odmalowuje to, co załoga przekazuje grając. Jest czas na wojnę, chaotyczne gitary kąsają, przyśpieszają, rytm prawie marszowy, jest też w połowie wspaniała zmiana klimatu, czas na refleksję: unisono gitar, akustyczne tło. Po nich wraca uporządkowany, pewny siebie motyw, czysty, surowy, szorstki, zdobiony płynącym, przestrzennym brzmieniem naprzemiennych solówek Macieja i Miłosza, które nadają kształt tej historii. Kończy się ciężkim marszem perkusji, gitary cichną. Jesteśmy gdzieś ‘in between’.
    Nadchodzi finalny ‘pain of existence’. Pulsujący, wgniatający przeponę bas i agresywny, ciężkozbrojny, teutoński powolny riff oraz akcentująca go perkusja. W lewe ucho wgryza się robak ostrego riffu, już atakuje zewsząd, nabijany thrashowy rytm hipnotyzuje, rozsadza, w wokalu podszytym nutą demonicznego szaleństwa. Perkusja punktuje, rytm zwalnia. I jak poprzednio, zmiana wektora pędu o 180 stopni. Wypływają rozmyte, przestrzenne dźwięki, szybujemy po bezkresie, solo wsparte kolejny raz delikatnymi pasażami akustycznymi. Instrumenty prowadzą sekretną rozmowę – solo gitar Miłosza i Macieja. Grzegorz w monumentalnym stylu kontynuuje opowieść, śpiewaną jak starożytną nordycką sagę. Miłosz podkreśla nastrój kolejnym solo. Dźwięki rozciągnięte do maksimum. Ale perkusja przywraca porządek, dyscyplinuje – seria krótka, mocna i wracamy do nabijanego na początku rytmu. Wszyscy w zgodnie dorzucają maszynie paliwa, koła toczą się w szaleńczym tempie, iskry, dym zgrzyt metalu o metal, taran z przodu miażdży wszystkie przeszkody. Długo po tym jak Cię minęli, w uszach zostaje przesterowany jęk piekielnej maszyny.
    Cała płyta to thrash w najlepszej próby, stop szlachetny – niech dzieciaki słuchają i się uczą, co dobra ekipa może zrobić w ramach „post profession”. A może to będzie ‘main profession’?
    Zakładam, że w przyszłym roku zobaczymy ich na Sonisphere, czego Zespołowi, Państwu i sobie życzę ;-)

    Jarek Olsza

    Ryszard Lis wtorek, 27, listopad 2012 21:01 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Varia

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.