10,000 Days

Oceń ten artykuł
(87 głosów)
(2006, album studyjny)

01. Vicarious - 7:08)
02. Jambi - 7:30)
03. Wings For Marie (Pt 1) - 6:13)
04. 10,000 Days (Wings Pt 2) - 11:15)
05. The Pot - 6:24)
06. Lipan Conjuring - 1:13)
07. Lost Keys (Blame Hofmann) - 3:48)
08. Rosetta Stoned - 11:13)
09. Intension - 7:23)
10. Right In Two - 8:57)
11. Viginti Tres - 5:02)

Czas całkowity - 1:09:06

- Maynard James Keenan - wokal
- Adam Jones - gitara
- Justin Chancellor - gitara basowa
- Danny Carey - perkusja

Media

Więcej w tej kategorii: « Undertow Opiate »

1 komentarz

  • Aleksandra Leszczyńska

    Gretchen Menn amerykańska gitarzystka i kompozytorka, udzielając wywiadu na łamach Magazynu Gitarzysta wypowiedziała takie słowa: ,,Muzyka naprawdę odsłania o nas samych dużo więcej niż byśmy chcieli. Słuchając czyjejś muzyki, tak naprawdę dotykasz przez chwilę jego duszy.”
    Zespół Tool i ich świat - odrębna planeta muzyczna.
    Co Tool skrywa w swojej muzyce i czy jesteśmy w stanie do tego się zbliżyć, by to poznać?
    Ich koncepcje muzyczne wymykają się powszechnym schematom, a jednocześnie są dogłębnie przemyślane. Budowanie napięcia w utworach ociera się o wzniosłe, niemal mistyczne odczucia. Mimo tego nadal wszystko jest utrzymane w ryzach, nad wszystkim panuje pewnego rodzaju pulsująca kontrola.
    Intencją zespołu jest to, żeby odbiór ich twórczości był bardzo indywidualny. Dlatego Tool dzieli się z słuchaczami swoim muzyczno-lirycznym przekazem, jedynie naprowadzając na ścieżkę interpretacji. Dlatego, jeśli chcemy zafundować sobie wrażenia na najbardziej satysfakcjonującym poziomie - warto się dać ponieść i pozwolić by ta właśnie muzyka ,,przepłynęła” przez nas samych, nasze własne doświadczenia. Taka interakcja z muzyką jest jak najbardziej pożądana również w przypadku albumu ,,10, 000 days”.
    Utwór Vicarious zbudowany jest na głębokim niepokoju w szorstkiej otoczce. Od razu mamy bardzo stanowczą konfrontację z niewygodną i okrutną rzeczywistością. W tekście dobitnie zaakcentowano zarzut wobec obojętności na czyjąś krzywdę i poniekąd czerpania satysfakcji z własnego bezpieczeństwa. Asekuracyjny punkt patrzenia wyzwala mieszane odczucia, może też ujawnić te skrywane, całkiem niespodziewanie negatywne. W tym numerze wykonanie perkusyjne w swoich zmianach rytmicznych prowadzi utwór w sposób przypominający idealny mechanizm. Wciągający dynamizm kompozycji jest wypełniony niemal grawitacyjną linią basu i wyrazistymi, bardzo soczystymi riffami. Chwilami wokalista Maynard James Keenan akcentuje słowa, jakby wyrzucał je z siebie, co dodatkowo uwydatnia przekaz. Utwór elektryzuje od samego początku do końca.
    Jambi z kolei przynosi ze sobą dość ostre riffy, wręcz ,,żyletkowe”. Jednak te dźwięki nie kaleczą, tylko wprowadzają na zadowalającą ścieżkę naprawdę mocnych, gęstych dźwięków. W momentach, gdzie basista Justin Chancellor serwuje nam swoje basowe partie - jesteśmy częstowani skrajnymi brzmieniami. Na początku są to czyste, jasne tony, a potem dość surowe i piaszczyście przesterowane. Technika śpiewu frontmana sprawia wrażenie, jakby zagarniał dźwięki, przez to przekaz staje się hipnotyzujący, by następnie przejść w bardziej chropawy wyraz. Maynard jest mistrzem wciągającej atmosfery, wywołuje dziwne skupienie na tu i teraz. Natomiast gitarzysta Adam Jones wydobywa ze swojej gitary wręcz kosmiczne brzmienia. Bywa obłędnie, gdy zespół łączy swoje siły.
    Wings for Marie zapowiada nieznane. Głos Maynarda brzmi jak z innej czasoprzestrzeni. Z początku jest to nawet trochę kojące, jednak przypomina taką ciszę przed burzą. Odczucia są niepewne i chwiejne. Liryka skierowana jest do nieżyjącej matki. Bardzo osobista podróż osadzona w intrygującej muzyce.
    W 10 000 days członkowie zespołu udowadniają, że są mistrzami stopniowania napięcia. Utwór ma w sobie coś majestatycznego. Nie brakuje tu też swojego rodzaju transcedencji. Można się poczuć jak w hipnotycznej bańce. Jest to trans, ale też balansowanie na jakiejś cienkiej granicy, które prowadzi jak gdyby do czegoś nieznanego, nowego. Maynard odwołuje się ponownie do odejścia swojej matki z ziemskiej świata po zmaganiach z ciężką chorobą. 10 000 days zdaje się być swoistym pomnikiem na cześć bliskiej osoby.
    The Pot to muzyczny manifest. Zaczepna modulacja głosu Maynarda świetnie oddaje przesłanie. W utworze w pewnym momencie odsłoniona zostaje niesamowita synchronizacja instrumentalna - mocne brzmienie gitar dopełnione zawrotną perkusją. Pojawiają się też tak charakterystyczne dla Tool zmiany rytmu gitarowego - polirytmie.
    Lipan Conjuring jest zaskoczeniem w postaci plemiennych śpiewów i takiegoż grania. Wydaje się to być jakimś wstępem albo tylko przejściem. Potem następuje Lost Keys i już jesteśmy w jeszcze innej galaktyce, gdzie dźwięki łagodnie przeszywają. Dialog lekarza i pielęgniarki, nie wiadomo o co chodzi, jakieś małe szaleństwo. Rzeczywiście Rosetta stoned to paranoiczna wycieczka w głąb siebie. Obłąkańczy monolog ujawniający anomalie. Z pewnością Tool żartuje sobie nie z nas, ale z nami, tak by nabrać dystansu i zaciekawić. Sam wokalista Maynard James Keenan wypowiada się w takim kluczu: ,,Once you take yourself too seriously the art will suffer - Jeśli zaczniesz traktować się zbyt poważnie, to sztuka na tym ucierpi.” A warstwa muzyczna w tym utworze - hmmmm to jest tak, że nie możesz przestać słuchać od samego początku, aż do ostatniej 11 minuty. Wciąga - intensywnymi, bardzo wyrazistymi riffami, aranżacją utrzymaną w tempie naprzemiennie zwalniającym i przyspieszającym. Rosetta stoned to istny rollercoaster tego albumu.
    Oniryczna analiza naszego ja, naszej sprawczości i szans, to właśnie możemy odnaleźć w Intension. Klimat jest tu tworzony dzięki mrocznej linii basowej, efektom specjalnym, melodyjnym wstawkom gitarowym oraz niezawodnemu głosowi frontmana. Wokalista jest tak zespolony ze swoimi emocjami, że cały przekaz wychodzi jakby wprost z jego wnętrza, jednocześnie przekazując moc słów w spokojnym ujęciu.
    Right in two - wyobraź sobie, że stoisz pod taflą stalowego nieba, a wokół Ciebie krążą nieustannie Twoje zamrożone myśli, mogą się nawet rozmijać...Ujęte w tekście anioły unoszą się na przykład nad ruchliwym miastem, pełnym mijających się w pośpiechu ludzi...To utwór, który ma w sobie tę jedną z właściwych refleksji nad pobudkami ludzkimi. Znowu Toolowe budowanie atmosfery, bo emitowane dźwięki wprowadzają świadomość w stan gotowości. Jednocześnie wykreowany nastrój nie jest tym przed czym chcemy uciekać, bo wyzwala w nas intrygujące wyczekiwanie na dalszy rozwój. Potem nagle spadają na nas mocarne, soczyste dźwięki gitarowe, prowadzone przez zmienną rytmicznie, agresywną partię basową i perfekcyjnie osadzoną w czasie perkusję. Intensywność brzmienia wyraża brutalną, choć czystą prawdę o ludziach.
    Pod koniec zostajemy wręcz osaczeni przez złowieszcze dźwięki z innego wymiaru w... Viginti tres.
    Słuchając albumu 10 000 days, mamy okazję zanurzyć się w różne stany świadomości, a nawet utkwić w podświadomości. Tool zapewnia nam niezły koktajl w postaci enigmatycznej atmosfery - chwilami nawet nieco dusznej, kalejdoskopu niekonwencjonalnych wrażeń muzycznych, wprowadzania w próby zrozumienia, które i tak mogą okazać się tylko naszą, własną nadinterpretacją. Skomplikowane, dopracowane pod względem technicznym struktury kompozycji po prostu sprawiają, że chcemy wsłuchiwać się w te warstwy i przynosi to nam przyjemność słuchania na nieco wyższym poziomie.
    Jeszcze jedno, jeśli chcesz sięgnąć po ten album, to tylko pod jednym warunkiem - musisz być gotowy na zderzenie z nadrzeczywistością.

    Aleksandra Leszczyńska czwartek, 18, czerwiec 2020 18:14 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Metal Progresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.